Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kąpieliska oszczędzają na ratownikach, a ludzie toną

Bartosz Józefiak, Ewa Chojna
Nie ma dnia, by ratownicy nie ratowali tonącej osoby na Dolnym Śląsku. W tej niechlubnej konkurencji jesteśmy na krajowym podium
Nie ma dnia, by ratownicy nie ratowali tonącej osoby na Dolnym Śląsku. W tej niechlubnej konkurencji jesteśmy na krajowym podium fot. Paweł Relikowski
Na niestrzeżonym kąpielisku w Rokitkach (tzw. żwirownia) koło Chojnowa utopiła się 26-letnia lubinianka. Nieszczęśliwy wypadek. Ale czy tragedii, do której doszło w sobotę, można było uniknąć? Dzień później, na akwenie kilkaset metrów dalej, na terenie ośrodka wypoczynkowego w Rokitkach, policjant odpoczywający nad wodą ratował tonącego. Mężczyznę udało się wyciągnąć z wody. Ani w jednym, ani w drugim przypadku kąpielisk nie pilnowali ratownicy. Chociaż w Rokitkach odpoczywają nad wodą tysiące ludzi, głównie z zagłębia miedziowego.

Dzierżawcy kąpieliska w ośrodku pobierają opłaty za wjazd i korzystanie z plaży. Kąpać się nie wolno - przynajmniej tak sygnalizują flagi i rozstawione tabliczki. Mimo to nikt zakazu nie przestrzega i nikt nic z tym nie robi.

Od kilku lat w Rokitkach jest problem z ratownikami. W tym sezonie jeszcze ich nad wodą nie widziano. Dlaczego? - Nikt nie był tym zainteresowany - stara się wyjaśnić sytuację Mieczysław Kasprzak, wójt gminy Chojnów. Problemem są oczywiście pieniądze. Na 50-metrowym basenie odkrytym musi być dwóch ratowników, w tym jeden zawodowy. Ale brakuje chętnych do pracy za 1200 zł.

Dzierżawcy plaży w Rokitkach mają w umowie zapisaną dbałość o ład, zapewnienie ratowników na kąpielisku. Ale nie wywiązują się z tego. - Przecież są flagi, jeżeli ktoś wchodzi do wody, to robi to na własną odpowiedzialność - tłumaczy Gabriel Tokarz, dyrektor Gminnego Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Chojnowie, który wydzierżawia gminną plażę. - W ubiegłym roku byli ratownicy. Teraz też będą, do końca tego tygodnia pojawi się ratownik - zapewnia Tokarz. Dlaczego dopiero teraz? - Przecież sezon zaczął się zaledwie kilka dni temu... - odpowiada.

Ale problem dotyczy całego Dolnego Śląska. W zeszłym roku WOPR sprawdził 30 miejsc do kąpieli w województwie. Połowa z nich nie miała wystarczającej liczby ratowników. Rekordzistom brakowało aż czterech wymaganych ratowników. A ukaranie zarządcy plaży za brak odpowiedniej ochrony nie jest takie proste.

- W tym roku analizy zagrożeń jeszcze trwają. Ale wyniki będą podobne- prognozuje Krzysztof Skrzyniarz, prezes dolnośląskiego WOPR.

Dlaczego brakuje ratowników? CZYTAJ NA 2. stronie

Od kilku lat w Rokitkach jest problem z ratownikami. - Nikt nie był tym zainteresowany - powiedział nam Mieczysław Kasprzak, wójt gminy Chojnów. - Próbowaliśmy znaleźć ratowników, w końcu szukaliśmy też wśród strażaków, ale chętnych nie było. Efektem są dwa wypadki na kąpieliskach w Rokitkach w ciągu kilku dni. Niestety, jeden z nich był śmiertelny. Tego lata w regionie utonęło już 11 osób.

Na ratownikach wodnych oszczędzają ośrodki w całym województwie. W zeszłym roku pracownicy WOPR doliczyli się ok. 15 ośrodków bez odpowiedniej ich liczby - na 30 sprawdzonych miejsc. Zarządcy ośrodków wczasowych, plaż i terenów kąpielowych wprost przyznają, że w ten sposób tną wydatki. Wolą zatrudnić trzy osoby bez uprawnień (tzn. takich, którym brakuje np. aktualnego szkolenia z kwalifikowanej pierwszej pomocy lub nie mogą pracować samodzielnie) niż zapewnić odpowiednią liczbę wyszkolonych ratowników.

WOPR odkrył też takie kąpieliska, gdzie na pięciu wymaganych ratowników tylko jeden miał uprawnienia! Reszta twierdziła, że dokumenty ma w domu. Po sprawdzeniu okazywało się, że niektórzy nie mieli żadnych uprawnień. WOPR wątpi, czy w tym roku to się poprawi.

Dramatycznie brakuje też samych ratowników. - Nikt nie będzie pracować za 1200 złotych - mówi Jacek Kiełb, ratownik z Legnicy z 18-letnim stażem. - Przecież żeby zostać ratownikiem zawodowym, każdy musi zainwestować kilka tysięcy złotych w szkolenie. Do tego dochodzą szkolenia zawodowe - kwalifikowane z pierwszej pomocy oraz inne kursy, które musi zdać ratownik zawodowy. Jeden taki kurs to wydatek rzędu tysiąca złotych. Ratownik pracuje 31 dni w miesiącu bez względu na to, czy jest pogoda, czy nie. Pod koniec miesiąca dostanie pensję, na którą inni pracują 20 dni i nie ponoszą odpowiedzialności prokuratorskiej w przypadku wypadku.

Jacek Kiełb przyznaje, że coraz mniej osób decyduje się na robienie kursów na zawodowych ratowników. - Tego w rok się nie zrobi - mówi. - Trzeba poświęcić swój czas i pieniądze. Do tego dochodzi jeszcze kwestia odpowiedzialności. Młodzi ludzie nie są więc tym zainteresowani. Krzysztof Skrzyniarz, prezes dolnośląskiego WOPR, tłumaczy, że większość woli wyjechać nad morze, gdzie spędzi do tego miło wakacje, albo jeszcze lepiej - do Niemiec, Francji czy USA, gdzie zarobią kilkanaście tysięcy złotych w sezonie. Masowe odejścia zaczęły się trzy lata temu i trwają do dziś.

WOPR nie może karać właścicieli kąpielisk, którzy nie dbają o bezpieczeństwo. - Analizy zagrożeń dokonujemy z policją, która może wystawić mandat. Ale za brak wystarczającej liczby ratowników nic więcej im nie grozi - mówi Skrzyniarz. - Chyba, że dojdzie do tragedii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska