Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życzenia dla naszej Łodzi

Paweł Domarecki, Piotr Brzózka, Dariusz Pawłowski, Monika Pawlak, Paweł Hochstim
archiwum
Dziennikarze ''Dziennika Łódzkiego'' pragną dla swojego miasta i jego mieszkańców wszystkiego, co tylko da się spełnić. Przede wszystkim odwagi i konsekwencji w realizacji marzeń oraz pieniędzy, by na te marzenia wreszcie wystarczyło

PawełDomarecki

Większej efektywności życzę!

Na nadchodzący rok 2011 Łodzi, mojej Łodzi, życzę przede wszystkim jednego: większej efektywności w budowaniu podstaw przyszłego dobrobytu. Oczywiście jako dziennikarz bardziej ekonomiczny niż społeczny czy kulturalny. Bo choć najczęściej o tym nie pamiętamy (w skali miasta), to pieniędzy - po latach przejadania łódzkiego budżetu na kredyt, po kadencjach życia kosztem przyszłych pokoleń - będzie w Łodzi w 2011 roku brakować już na wszystko. Dlatego życzę Łodzi, by te środki, które nadal w jej kasie są, samorządowcy wydawali bardzo ostrożnie, a zarazem, gdy trzeba, czyli na łódzkie priorytety, odważnie. By każda wydana przez miasto złotówka od tej pory przynosiła łodzianom, jeśli nie sto czy dziesięć, to choć kilka złotych korzyści.

Odwagi w cięciu drogich absurdów

Mam też drugie życzenie. By władze Łodzi nie bały się ciąć. Tam, gdzie trzeba. By nie bały się wywalić w 2011 roku hurtem do kosza - nawarstwionych przez lata jak huba na wysysanym przez nią drzewie - kolejnych księżycowych projektów. Dzięki czemu znajdą się środki na forsowanie tego, co naprawdę zbuduje nam podstawy wzrostu.

Życzę więc mojej Łodzi na rok 2011 ogromnej ostrożności w zaspokajaniu apetytów najrozmaitszych egoistycznie nastawionych grup nacisku, inaczej tak zwanych lobby. Dlatego właśnie wcale nie oczekuję budowania nam w roku 2011 i kolejnych jakiegoś stadionu, jakichś niebywałych rur szklanych czy pudeł tytanowych, bo one nam Łodzi w żaden sposób nie uratują. Gorzej - jeśli już, to raczej nam miasto pogrążą.

Z prostego powodu. Wszystkie one miały kosztować setki milionów łódzkich złotych. A przy tym wszystkie zostały obliczone na liczbę widzów i gości na skalę ogólnopolską, a nawet środkowoeuropejską. Tylko... niby jak i po co ci goście mieliby dziś i jutro do nich w ogóle dojechać, jeśli dojechać do Łodzi - sprawnie i szybko - na dziś (i jutro) się zwyczajnie NIE DA? Jak miałyby się zatem samofinansować, jeśli przez długie lata prawdziwy, bo lokalny popyt na ich usługi pozostawałby realnie znikomy?

Czym więc w istocie grozi dziś ich budowa mojemu miastu? Finansową plajtą! Nawet gdyby jakimś cudem znalazły się jeszcze na te majaki paru wizjonerów pieniądze (co przy obecnym stanie państwowej i miejskiej kasy jest już tak naprawdę nierealne - i pora to wreszcie głośno powiedzieć!) Łodzi nie będzie nawet stać na ich utrzymanie. Podobnie jak to dzieje się obecnie z halą Arena.
Kosztującą prawie 300 mln złotych, przeznaczoną w istocie dla gości głównie spoza Łodzi, do której dziś pies z kulawą nogą przez większą część roku nie zagląda. Ale którą za to miasto musi słono dotować. Bagatela, biorąc pod uwagę obecne wskaźniki - 50 - 60 mln zł w 10 lat. Czyli np. ćwierć linii tramwajowej z centrum Łodzi na Olechów.

Komunikacyjnego otwarcia

Życzę swojemu miastu skuteczności w dobiciu się komunikacyjnego i transportowego przełomu. Definitywnego otwarcia na Polskę i świat. Żeby nikt gdzieś tam, w warszawskich gabinetach w 2011 roku (i kolejnych) nie pomyślał nawet o wycięciu z aktualnych planów inwestycyjnych Kolei Dużych Prędkości ze stacją w Łodzi. I szybkich dróg wokół Łodzi. Choćby nie wiem jaki kryzys finansowy Polsce zagroził.

Życzę też nam wszystkim, żeby port lotniczy na Lublinku znalazł wreszcie w 2011 roku menedżerów, którzy otworzą go na najważniejsze europejskie aglomeracje.

Żeby Łódź i województwo nie zgubiły gdzieś po drodze pieniędzy na węzły komunikacyjne wokół Łodzi Fabrycznej i łączniki z autostradami. By miasto nie spaliło na starcie swego najważniejszego wyścigu - do decydującej o jego przyszłości infrastruktury.

Sukcesów w pracy u podstaw!

Fachowcy wiedzą: żeby zbudować supernowoczesną elektrownię atomową, trzeba najpierw wylać pod nią kilkunastometrowej grubości litą betonową płytę, szeroką na kilkaset metrów. Tej płyty postronni raczej nigdy nie ujrzą, a przecież to ona jest w elektrowni najważniejsza (oprócz energetycznej sieci przesyłowej). Podobnie z rozwojem naszego miasta: żeby przyciągnąć inwestorów, którzy zbudują ileś tam nowoczesnych fabryk i dadzą tysiące nowych dobrze płatnych miejsc pracy (co ograniczy bezrobocie, a więc docelowo podniesie nam wszystkim płace), trzeba mieć dla nich najpierw coś najprostszego, a przy tym niesłychanie żmudnego i drogiego w budowie, odbudowie i przygotowaniu: dojazd i tereny. Oraz normalną przestrzeń miejską wokół. A nie slumsy!

Żeby więc w 2011 roku zacząć leczyć finanse Łodzi i łodzian, trzeba zacząć nie tylko wydawać sprawniej cudze pieniądze, ale i zarabiać więcej pieniędzy własnych.
Dlatego życzę nam wszystkim - łodzianom - na rok 2011 i lata następne takiej ekipy wokół nowego prezydenta miasta, która to nie tylko wreszcie zrozumie, ale dla której te proste zasady gospodarowania staną się czymś podstawowym. I to bez lat nauki!

Piotr Brzózka

Byśmy nie płakali, kiedy odjadą

Zacznę od pracowników zakładów odzieżowych VF, bo pierwsi z tej 1.100-osobowej grupy stracą pracę już w najbliższy poniedziałek i żadna to abstrakcja, tylko brutalne życie. Życzę im nowych zajęć, to oczywiste. Ale też chciałbym, żeby tym mniej zaradnym ktoś pomógł. Na przykład prezydent Łodzi. Chyba mogę tego oczekiwać od Hanny Zdanowskiej, skoro pomoc przed II turą wyborów obiecywała, a nawet deklarowała, że nie zawaha się użyć osobistych kontaktów.
Interwencja polityki w rynek? Jestem przeciwny, ale chciałbym, żeby w nowym roku obietnice wyborcze były czymś więcej niż tylko obietnicami. Tak dla zasady. Wychodząc od życia, skończę na ekonomii. Przykład VF pokazuje, jak kruche są inwestycje, oparte o tanią siłę roboczą. Co z tego, że VF działał u nas 17 lat. Teraz koncernowi przestało się opłacać, więc po prostu odchodzi. Ekonomiści straszą, że inni mogą zrobić to samo, na przykład kiedy skończą im się ulgi w strefie ekonomicznej. Obyśmy o podobnych odejściach w 2011 roku nie słyszeli.

Jakości, nie ilości

Życzę spektakularnego sukcesu Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Patrzę na dane za 2010 rok. 22 nowych inwestorów, nakłady rzędu 613 mln zł, deklaracja stworzenia 1.380 miejsc pracy. Pewnie w liczbach znowu to będzie niezły wynik wśród stref w kraju, ale jakoś mnie to nie przekonuje. W przeliczeniu na jedno miejsce pracy tegoroczni inwestorzy planują wydać 444 tys. zł! A nie chcą przecież budować laboratoriów kosmicznych, lecz na przykład fabryki opakowań albo plastikowych elementów do pralek. Po pierwsze więc chciałbym, żeby w 2011 roku udało się przyciągać wysokie technologie - centra badawcze z prawdziwego zdarzenia. Nie montownie, w których jedynie składa się zaawansowane technologicznie produkty i nawet nie centra BPO, gdzie rzędy księgowych przerzucają faktury z całego świata. Po drugie życzę ŁSSE wielkiego strzału - marki z najwyższej półki. Kogoś, kogo w Łodzi znów można by witać w filharmonii albo w asyście premiera. Od dawna nikogo takiego nie pozyskaliśmy. Po trzecie, w styczniu minister gospodarki wybierze nowego prezesa ŁSSE. Panie ministrze, czy mógłby to być menedżer, a nie polityk?
By było pięknie i wysoko

Naszych szklanych domów Łodzi życzę. Szklanych i wysokich. Drapaczy chmur miało powstać w Łodzi kilkanaście, nie powstał ani jeden. Część firm przestraszyła się kryzysu, część - jak łódzki Remobud - ma kłopoty, część pewnie w ogóle nic nie chciała budować, ale opowiadając o rzekomych planach tuczyła się marketingowo. Chciałbym jeszcze kiedyś zobaczyć te biurowce, apartamentowce, hotele w samym centrum miasta. Tego naszego Hiltona chciałbym zobaczyć zamiast budy z pieczywem. Szczerze mówiąc, nie mam wielkich nadziei, ale może w 2011 roku ktoś mnie pozytywnie zaskoczy? Raz, że byłoby ładniej, dwa - mało co tak dobitnie świadczy o koniunkturze i dobrobycie jak spektakularne inwestycje. Może w 2011 roku ktoś uwierzy w Łódź, może Łódź da powody, by w nią wierzyć.

Żeby premier uchronił ministra

To nie manifest polityczny - od razu zaznaczę. Ale życzę Łodzi, by Cezarego Grabarczyka przez jakiś czas nie wymiotło z rządu. Głowy ministra infrastruktury opozycja będzie się domagać zapewne coraz głośniej, bo gdy zaczęła już cichnąć wrzawa wokół zamieszania na kolei, Grabarczyk musiał dać twarz projektowi cięć w inwestycjach drogowych. Rzeczywiście, sporo dróg nie powstanie na Euro 2012. Ale z ogłoszonego właśnie harmonogramu wynika, że na razie Łódź nie straciła praktycznie nic. Bo o tym, że nie powstanie autostrada A1 od Strykowa na Śląsk wiemy już od dawna i nie ma to związku z ostatnimi oszczędnościami. Za to możemy się cieszyć, że do realizacji idzie mimo wszystko fragment A1 Stryków - Tuszyn, rząd nie wycofał się też z budowy trasy ekspresowej S8. W Warszawie mówi się z przekąsem, że za ministra Grabarczyka cała Polska buduje Łódź. Eksperci pytani, czy dworzec podziemny w Łodzi nie jest zagrożony, odpowiadają: nie, pamiętajmy, skąd pochodzi minister infrastruktury... Niech w nowym rok zazdroszczą nam dalej.

Wiary, że pieniądze nie gryzą

Dawno temu ktoś mi powiedział, że na jednej z łódzkich uczelni dojrzewa coś na miarę wyszukiwarki Google. Albo tajemniczy projekt nie dojrzał, albo ma wyjątkowo słaby PR. Raczej to pierwsze. Ale nie wierzę, że doskonałych pomysłów nie ma. Wiem też, że świat nauki coraz mniej boi się słowa komercjalizacja. Wciąż jednak chyba bariera między nauką i biznesem jest zbyt wielka. Jeden z łódzkich profesorów, który osiągnął sukces na rynkach, żalił mi się kiedyś, że koledzy z zawiścią mówią o jego samochodzie. No i co z tego? Przecież to ich strata, nie jego. A więc więcej odwagi. I więcej otwartości. Z drugiej strony, w 2011 roku naszej nauce życzę mądrych aniołów biznesu.

Postscriptum
Wszystkim łodzianom życzę podwyżek.

Dariusz Pawłowski

Kultury bez polityki

Kulturze mojego miasta w nowym roku (pamiętając wydarzenia tegoroczne) życzę przede wszystkim spokoju. To znaczy sytuacji, w której kultura i ludzie kultury będą mogli zajmować się "robieniem kultury", a nie politykowaniem. Stanu, w którym politycy nie będą odczuwali potrzeby wykazania się swoją władzą i kompleksami w kulturze właśnie. Rzeczywistości, w której ludzie odpowiedzialni i decyzyjni zrozumieją, iż kultura to inna ''para kaloszy'' niż dominująca w Polsce polityczna doraźność. Gdzie kultura będzie traktowana jako dziedzina, której wspieranie jest obowiązkiem (i przyjemnością), bo społeczność lokalna, wychowana wśród dobrze działającej kultury jest ambitniejsza, mądrzejsza, dynamiczniejsza, bardziej kreatywna, mniej pazerna i zacietrzewiona, mniej narzekająca i chętniej uczestnicząca w życiu miasta.

Ostatecznego upadku Bizancjum

Człowiek kultury Artur Pałyga opisał w mijającym roku swoją wizytę na festiwalu w Dreźnie, kiedy to mocno zdziwił go brak hołubienia miejskich urzędników. Na to zdziwienie mocno zdziwili się gospodarze festiwalu: ''Przecież jak chcą, to sobie mogą kupić bilet, jak każdy obywatel. My ich nawet nie znamy. Pieniądze, które dają, to nie są ICH pieniądze, oni mają je tylko dobrze rozdzielać. Ich rola jest taka jak zwrotnicowego na stacji. Ten pociąg w tę stronę, ten w tamtą, to duża odpowiedzialność. Ale nikomu nie przychodzi do głowy obwoływać zwrotnicowych ojcami kolei i całować po rękach za to, żeśmy się nie rozp...ili''. Przepraszając za zacytowanie ostatniego słowa, życzę Łodzi, by wprowadziła w życie te oczywiste prawdy. By skończyła w kulturze z uznaniowością, układowością (która sprawia, że z góry wiadomo, kto czego dyrektorem zostanie), widzimisię, urzędniczym oczekiwaniem czołobitności oraz rozdzielaniem funduszy według jakichkolwiek innych zasad niż jednej: dobre, ciekawe, rokujące, to przekazuję. Życzę też, by ci zaś, co dostają, mieli obowiązek przedsięwzięcie z roku na rok rozwijać, a nie jedynie utrzymywać na wciąż tym samym poziomie. W zamian mogliby liczyć na to, że w kolejnym roku dostaną więcej. Życzę w końcu, by nowy rok do "starych" działaczy dołożył nowych oraz wyeliminował tych, którzy jedynie kogoś znają, organizują się w "niezależne" stowarzyszenia lub potrafią zrobić ładną reklamę niczego, na rzecz tych, którzy naprawdę coś chcą zrobić. Itd., itp.

Pomysłu na miasto kultury

Jedynej w swoim rodzaju Łodzi życzę konsekwentnego i autentycznego przeobrażenia jej w miasto kultury i rozrywki. Od długiego czasu podpisuję się oburącz pod tezą, iż wielką szansą naszego miasta jest wykreowanie go na kulturalno-rozrywkowe centrum kraju. Perfekcyjne położenie w środku Polski (a jak się uprzeć, to i Europy), wyjątkowa urbanistyka i układ miasta, a nawet paradoksalnie bliskość Warszawy (nie jako "wysysacza", ale miejsca, z którego warto uciec, by się dobrze zabawić), to atuty nie do przecenienia. Jestem przekonany, że budując miasto, które będzie żyć z kultury i rozrywki (a można z tego świetnie żyć), i to zarówno tej z półki najwyższej, jak i najbardziej ludycznej (ale tylko przy współistnieniu obu), które zainwestuje w kulturalną infrastrukturę, w produkcję kultury, a nie w PR-owskie "bajanie", stworzy całą otoczkę, związaną z bezpieczeństwem i estetyką, uruchomimy mechanizm, który wydźwignie Łódź z marazmu, biedy, "niedojstwa", kompleksu, wiecznego słuchania "mądrzejszych" od nas, łodzian. W ten sposób powstanie oferta, która w skali kraju będzie wyjątkowa i która będzie kusząca dla wielu. Wtedy też w mieście zaczną rosnąć hotele, zmieniać się kamienice i ulice, do miasta zaczną pędzić szybkie pociągi, a nad nim latać samoloty. Bo będą miały po co. Życzę zatem miastu ludzi odważnych, którzy będą potrafili i chcieli kompleksowy pomysł na miasto przeprowadzić, nawet czasem wbrew lokalnym krzykaczom.

Przemyślenia Nowego Centrum Łodzi

Życzę mojemu miastu ponownego, bezemocjonalnego rozpatrzenia sprawy Nowego Centrum Łodzi, tak silnie z kulturą związanego. To bowiem jedyna wielka idea, jaka się w Łodzi w ostatnich latach pojawiła i która była autentyczną, realną szansą na odmianę losu dogorywającej miejscowości. To jednak projekt, który można rozpatrywać tylko w całości (co nie zmienia faktu, że realizować należałoby go po kolei), a nie fragmentarycznie. Te wszystkie klocki dobrze do siebie pasują i razem tworzą nową jakość - ustawianie tylko jednego nie zmieni niczego. Kolejnym klockiem jest prawdziwie odnowiona i zrewitalizowana Piotrkowska. Trzeba tylko pamiętać, iż na razie zamordowała ją Manufaktura. I nie może być tak, że w niej właśnie będzie centrum miasta. Bo to nie ma przyszłości.

Dziania się

Życzę Łodzi w 2011 roku wielości kulturalnych zdarzeń. By w Arenie co miesiąc odbywała się co najmniej jedna impreza wielka i kilka pomniejszych; by wrócił festiwal Camerimage i by stało się kilka innych dobrych imprez; by odrodził się czterokulturowy festiwal, nieważne pod jaką nazwą; by nic stąd już nie uciekło, a raczej przyjechało; by fechtowano się pomysłami i by ich oczekwiano; by kolejnych nie kradły nam inne miasta (z Warszawą na czele); by nie powstało urzędnicze biuro festiwalowe z kolejnymi niepotrzebnymi etatami (no chyba, że jako pozamagistracka, samofinansująca się instytucja).

Pieniędzy, pieniędzy, pieniędzy

Kulturze Łodzi, jak i wszystkim nam, życzę też, banalnie, pieniędzy, bo bez nich w dzisiejszej rzeczywistości łatwo nie jest. A ponieważ akurat pieniądze nie biorą się z nieba, życzę Łodzi ludzi, którzy chcieliby i umieli te pieniądze DLA MIASTA zarabiać, wyszukiwać, zdobywać, a zarazem pięknie i korzystnie je wydawać.

Monika Pawlak

Odśnieżone ulice i uliczki

Skoro mamy zimę, zaczynam od życzeń zimowych: oby przyszłoroczne opady śniegu, nawet obfite, nie sparaliżowały już miasta. Koniec z kataklizmem na głównych i osiedlowych ulicach, bo spadło kilka centymetrów śniegu. Koniec z zaśnieżonymi miejscami parkingowymi nie tylko tam, gdzie stoją parkomaty. Koniec z zaspami na przystankach komunikacji miejskiej. Wreszcie koniec z chodnikami, zasypanymi śniegiem albo skutymi lodem. Niemożliwe? Ależ możliwe, wystarczy, by urzędnicy zaczęli planować akcję ''Zima'' wcześniej, choćby w lipcu. Ważne, by wszystkie odpowiedzialne służby były gotowe, gdy zacznie padać. I natychmiast wzięły się do pracy. To znaczy - do odśnieżania.
Dziury w jezdniach? Znikają

Chyba żadne miasto w Polsce nie ma jezdni gładkich jak stół, ale czas najwyższy, by Łódź przestała być pośmiewiskiem całego kraju. A jest, niestety. Wystarczy niewielka odwilż, a samochody muszą jeździć slalomem, by omijać dziury i wyrwy. W dziedzinie łatania jezdni w Łodzi co roku - zamiast lepiej - jest gorzej. Potwierdza ten fakt choćby kwota odszkodowań, wypłacanych kierowcom przez ubezpieczyciela. Do połowy grudnia tego roku kierowcy dostali za uszkodzone auta już 1,5 mln zł! Jaka jest na to rada? Oczywiście gruntowne remonty kolejnych ulic, a doraźnie - łatanie dziur. Ale to łatanie musi się odbywać w lepszej niż dotąd technologii albo powinni się tym zająć fachowcy. Teraz drogowcy łatają, ale cóż z tego, skoro za tydzień, najwyżej dwa, ta sama dziura znów się pojawia. Tyle że większa i głębsza. Zatem dość fuszerki, niech rok 2011 będzie rokiem znikania dziur.

Czysta Łódź

Czas najwyższy skończyć z lamentami, że Łódź jest brudna. A jest, bo brakuje koszy na śmieci, a nawet jeśli są - nikt ich nie opróżnia. Ulice i chodniki nie są zamiatane, o myciu nie wspominając. W Łodzi obowiązuje sprzątanie po psach, ale tylko na papierze, bo egzekwowanie tego prawa to nadal marzenie. Tak prosta czynność jak koszenie trawy urasta w Łodzi do rangi problemu nie do rozwiązania, bo kosi się trzy razy w roku, a nie wtedy, kiedy potrzeba. Jak to rozwiązać? Nie trzeba wydawać milionów z budżetu, by było czyściej. Wystarczy zmusić straż miejską, by bezlitośnie karała mandatami tych, którzy śmiecą oraz właścicieli psów, którzy po nich nie sprzątają. I administratorów nieruchomości, którzy mają obowiązek mycia chodników, zamiatania ich. A nieszczęsne kosze na śmieci - uliczne i te na przystankach MPK - muszą być opróżniane. Raz dziennie nie wystarczy? To trzeba to robić kilka razy dziennie.

Komunikacja miejska - zawsze o czasie, jak w rozkładzie

Nie trzeba zamykać centrum Łodzi dla samochodów, by mieszkańcy chętniej jeździli MPK. Wystarczy, by miejskie tramwaje i autobusy były punktualne. Jeśli potencjalny pasażer będzie miał gwarancję, że tramwaj czy autobus podjedzie na przystanek zgodnie z rozkładem, to chętniej zostawi auto w garażu. Tłumaczenia szefów MPK, że autobusy się spóźniają, bo stoją w korkach, nie wytrzymują elementarnej krytyki. Dlaczego? Wystarczy urealnić rozkład jazdy, czyli doliczyć te trzy, cztery minuty spóźnienia i już sprawa rozwiązana. Ale punktualność to nie wszystko. Pojazdy MPK muszą być czyste. Bez klejących się z brudu poręczy i foteli, na których strach siadać, by nie ubrudzić płaszcza czy letniej sukienki. I jeszcze taki pozorny drobiazg, do załatwienia od zaraz. MPK musi elastycznie reagować na potrzeby pasażerów. W godzinach popołudniowego szczytu łodzianie jeżdżą tramwajami i autobusami upchani jak śledzie w beczce. Tak było choćby podczas zimowego kataklizmu na ulicach. Nie można było wtedy skierować na trasę dwa wagony więcej? Można, trzeba tylko o tym pomyśleć.

Kamienice zamiast ruder

Tomy już napisano o kamienicach, które przypominają rudery. Zaniedbania są tak duże, że rok nie wystarczy, by problem zniknął. Ale, na Boga, niech urzędnicy przestaną cały czas lamentować i wymyślać tysiące powodów, dla których remontów nie robią. Niech te remonty wreszcie ruszą, niech choć kilka budynków w centrum wypięknieje. A te, które się rozsypują ze starości, trzeba rozebrać. By Łódź przestała być wreszcie wymarzonym plenerem dla twórców filmów o drugiej wojnie światowej.

Piotrkowska ze strategią

Ulica Piotrkowska po latach planowania doczekała się strategii. Czas najwyższy, by tę strategię, napisaną przez fachowców, wprowadzać w życie. Ale konsekwentnie punkt po punkcie: czystość, bezpieczeństwo, remonty kamienic, podwórek. Wszystkiego w rok się nie zrobi, ale strategia jest rozpisana na lata. Ale już mamy co najmjniej rok opóźnienia, więc w 2011 roku trzeba spóźnienia nadrobić.

Paweł Hochstim

Piłkarze ŁKS awansują

To akurat jest jak najbardziej realne i nie ma tu powodów, by mówić o marzeniach, a wyłącznie o realnych planach. Ełkaesiacy już jesienią byli najlepszą drużyną w pierwszej lidze i nic nie wskazuje na to, że wiosną może się to zmienić. Wygląda więc na to, że jesienią 2011 roku Łódź znów będzie elektryzować się derbami ŁKS - Widzew w ekstraklasie. Na pewno ten mecz zapamiętamy wyłącznie z racji emocji sportowych, a nie z zapisu kroniki policyjnej, choć tu chyba jednak zahaczamy o sferę marzeń...

Co jeszcze wydarzy się w piłkarskim ŁKS? Po awansie do ekstraklasy klub kupi jeden z arabskich szejków (marzenia) lub uda się pozyskać sponsora, który zabezpieczy część budżetu (realia) i zostanie zbudowany zespół, który będzie miał za cel awans do Ligi Mistrzów (także marzenia) lub utrzymanie (realia).

Znów siatkarskie emocje

W 2010 roku PGE Skra Bełchatów, także dzięki łódzkim kibicom, którzy w liczbie kilkunastu tysięcy przychodzą do Atlas Areny, zapewniła już sobie wyjście z grupy w Lidze Mistrzów siatkarzy, a wiosną będzie walczyć o zwycięstwo w tych rozgrywkach. Choć akurat w 2011 roku w Łodzi na pewno nie odbędzie się turniej finałowy, bo przecież ostatni odbył się właśnie w Atlas Arenie. Ale to nie znaczy, że zabraknie emocji. Do końca obecnego sezonu PGE Skra powinna zawitać do Łodzi trzykrotnie - najpierw 12 stycznia, gdy zagra ostatni mecz w grupie, a później w drugiej i trzeciej rundzie. Siatkarscy kibice wierzą, że 2011 rok będzie najlepszy dla PGE Skry, która ma nadzieję jeśli nie na zwycięstwo, to chociaż na grę w ścisłym finale Ligi Mistrzów. No i oczywiście na siódme z rzędu mistrzostwo Polski, ale to jest równie pewne jak to, że w lipcu nie będzie padał śnieg. Bukmacherzy, jeśli nie chcą popaść w finansowe tarapaty, nie powinni przyjmować zakładów na to, że PGE Skra będzie mistrzem Polski.

Widzew? Spokojne utrzymanie i...

Wprawdzie po rundzie jesiennej piłkarskiej ekstraklasy piłkarze Widzewa mają raptem punkt przewagi nad strefą spadkową, ale bądźmy poważni - łódzki zespół jest mocniejszy od swoich konkurentów i ma najlepszego trenera. I nawet jeśli 2011 rok zacznie się dla kibiców Widzewa źle, czyli od sprzedania Darvydasa Sernasa, co wydaje się nieuniknione, to i tak wartość piłkarska zespołu z al. Piłsudskiego będzie wyższa. Akurat sprzedanie Litwina, choć w pierwszej chwili będzie szokiem dla fanów łódzkiego klubu, po czasie okaże się bardzo dobrym ruchem biznesowym. Oczywiście pod warunkiem, że na miejsce Darvydasa Widzew kupi nowego napastnika. Niestety, Sernasa łatwiej zastąpić sportowo niż... wizerunkowo, bo razem z odejściem Litwina z trybunami stadionu Widzewa pożegna się jego piękna narzeczona Sandra.
Kto wie, czy 2011 rok nie przyniesie Widzewowi nowego właściciela, bo coraz częściej słychać nieoficjalne głosy, że Sylwester Cacek rozważa możliwość sprzedania klubu. Potwierdzenia tych słów jednak na razie nie ma.

Będą mistrzostwa, medale, sukcesy

W 2011 roku Łódź będzie świętowała kolejne mistrzostwa Polski rugbistów Budowlanych Łódź i piłkarzy wodnych Łódzkiego Sportowego Towarzystwa Waterpolowego. Ale to nie wszystko, bo po cichu możemy też liczyć na medal siatkarek Organiki Budowlanych, które są wymieniane w gronie czterech najlepszych zespołów w polskiej lidze. Wyprzedzenie Aluprofu Bielsko-Biała, Muszynianki Muszyna i Atomu Sopot będzie bardzo trudne, ale wygrywając Puchar Polski w poprzednim sezonie, łodzianki pokazały, że można na nie liczyć. Trudno przewidywać sukcesy w lidze koszykarek, ale w utrzymanie wierzyć należy. Żużlowcy Orła pewnie utrzymają się w pierwszej lidze, bo na zaatakowanie ekstraligi jest jeszcze za wcześnie.

A, i stadiony będą budowane!

Szanownych Czytelników proszę o opanowanie śmiechu. W 2011 roku rozpocznie się budowa stadionów ŁKS i Widzewa. Już rok później przy al. Unii powstanie funkcjonalny obiekt na 18 tysięcy widzów, a w 2013 roku otwarcie blisko dwa razy większego obiektu będą świętować szefowie Widzewa. No dobrze, to wersja optymistyczna, a teraz pesymistyczna. Jeszcze w styczniu szef Widzewa nie dojdzie do porozumienia z władzami Łodzi i po raz kolejny zagrozi, że nie będzie budował stadionu. W tym samym czasie w magistracie zmieni się koncepcja budowy stadionu miejskiego przy al. Unii. W planach był już pięćdziesięciotysięcznik, trzydziestotysięcznik, osiemnastotysięcznik, to może pora na stutysięcznik? Która wersja wydaje się bardziej prawdopodobna?

A teraz realia - jeśli w najbliższych miesiącach sprawa stadionów dla ŁKS i Widzewa nie ruszy z kopyta, to oba łódzkie kluby mogą mieć poważne problemy z otrzymaniem licencji na grę w ekstraklasie. Od nowego sezonu zaostrzone będą bowiem kryteria, dotyczące stadionów i tylko zaawansowanym planem budowy można się uratować. A więc chyba jednak pierwsza wersja...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki