Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten potwór Kropiwnicki

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda Grzegorz Gałasiński
W całym kraju Platforma, SLD i reszta straszą PiS-em, bo przypominanie dwóch lat IV RP dawało dotąd efekty wyborcze. W Łodzi jest inaczej. Tu PO i SLD straszą powrotem byłego prezydenta Jerzego Kropiwnickiego, choć jest bardzo wątpliwe czy wystartuje w jakichkolwiek wyborach.

W każdym razie wygląda to tak, że choć były prezydent albo urlopuje, albo spokojnie coś analizuje w zaciszu gabinetu doradcy prezesa NBP, to w Łodzi jest porównywany do straszliwego politycznego demona. Jak w horrorze: nie widać go, a straszy. Jest tak dlatego, że oto łódzki PiS zapowiedział, że jeśli wybory wygra ich "bezpartyjna i niezależna" kandydatka" Joanna Kopcińska, wówczas wiceprezydentem będzie Włodzimierz Tomaszewski. Ten sam, który przez blisko dwie kadencje był pierwszym zastępcą prezydenta Kropiwnickiego.

Tomaszewski szybko stał się zatem prezentem dla PO, choć trochę nieoczekiwanym. Choćby senator Maciej Grubski stwierdził, że wobec takiej deklaracji PiS, wybory prezydenta Łodzi de facto zamienią się w referendum o odwołanie prezydenta Kropiwnickiego sprzed czterech lat. Nie może być inaczej - powiada senator - skoro przed łodzianami stanie wybór, który daje możliwość powrotu do władzy ludzi Kropiwnickiego. Ludzi Kropiwnickiego utożsamia się tu z samym Kropiwnickim. Podobną, acz znacznie bardziej rozbudowaną narrację stosuje SLD. Według Dariusza Jońskiego nie tylko Tomaszewski jest człowiekiem Kropiwnickiego, ale i sama kandydatka PiS Joanna Kopcińska, obecna prezydent Łodzi Hanna Zdanowska oraz Krzysztof Makowski, lider partii Palikota. Kopcińska z powodów oczywistych, bo wspiera się Tomaszewskim. Zdanowska? Była wiceprezydentem u Kropiwnickiego. To był co prawda roczny epizod, bo PO z koalicji z Kropiwnickim wyszła, potem poparła referendum, ale sama Zdanowska nie dość, że od eseldowskiego referendum się odcięła, to jeszcze potem dała stołek prezesa ZWiK Tomaszewskiemu. To, że potem mu go odebrała z równą determinacją trochę burzy tę układankę, ale niech tam... Makowski? Nie poparł referendum, oczywiste więc, że jest z człowiekiem Kropiwnickiego.

Jak na dłoni widać zatem, że PO chce skanalizować przekaz na pojedynek wyborczy między Zdanowską a Kropiwnickim, a SLD między ich kandydatem a Kropiwnickim. Tym mitycznym potworem Kropiwnickim. Narracja bardzo przebiegła, bo abstrahując od oceny rządów Jerzego Kropiwnickiego, jest to postać na tyle charyzmatyczna, iż żaden inny polityk poza nim w Łodzi nie budzi tak wielkich emocji. PiS składając deklarację o ewentualnej wiceprezydenturze dla Tomaszewskiego, pozwolił wybrnąć Platformie z błędu, którego chyba sobie nawet nie uświadamiała. Radny Bartosz Domaszewicz z taką determinacją i konsekwencją wytykał Kopcińskiej nielegalną kampanię wyborczą, że przełoży się to dla niej na zupełnie niezły ekwiwalent reklamowy. Na tym PO nic nie zyskiwała, poza Domaszewiczem, który może dostać przed układaniem list wyborczych dużego plusa u Zdanowskiej. Teraz, dzięki Tomaszewskiemu, wszyscy wracają do zgranej, ale ulubionej płyty pod tytułem "Jerzy Kropiwnicki". Czy zatem PiS nie pospieszył się zbytnio z ujawnieniem budzącego skrajne emocje kandydata na wiceprezydenta?

Nie. Gdyby PiS ogłosiło tę informację w zasadniczej części kampanii, mogłoby stracić więcej na skojarzeniach Tomaszewskiego z Kropiwnickim. To ważne także z punktu widzenia samej kandydatki. Wciąż jest mało znana, jej plus to szyld partyjny, który prowadzi w ogólnopolskich sondażach. Jednak nawet wśród świadomych wyborców są tacy, którzy daliby się nabrać na tę "niezależność" Kopcińskiej, tymczasem gdy dodamy do niej Tomaszewskiego, to ktoś mógłby się od tej kandydatary odwrócić na zasadzie "co to za nowość, skoro wraca stare" w postaci byłego wiceprezydenta. Jednak tym sztychem PiS właśnie dał sobie szansę, by odwróciło się jak najmniej, bo zapewne w dalszej części kampanii Tomaszewskiego schowa i liczy, że narracje PO i SLD kojarzące ich kandydatkę z Kropiwnickim przepadną w hałasie kampanii. Po prostu ujawnienie go ma już z głowy, a liczy na taki zysk, że ta partia w Łodzi jest otwierana przez Tomaszewskiego na różne środowiska, do których dostęp do tej pory miała ograniczony. Z drugiej strony w PiS panuje również przekonanie, że Tomaszewski doda im swój wynik wyborczy sprzed czterech lat, a to ponad 17 proc. Tyle, że nikt rozsądny nie powinien chyba dziś wyceniać wartości wyborczej nazwiska po czterech latach od wyborów. To jednak może być tak samo złudne jak cofanie łódzkich wyborców do podziałów referendalnych. Też sprzed czterech lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki