Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Działka - najlepsze lekarstwo dla emeryta

Anna Gronczewska
Stanisław Urycki od 5 lat jest działkowcem
Stanisław Urycki od 5 lat jest działkowcem Krzysztof Szymczak
Działka to pasja. Tu spędzają każdą wolną chwilę. Znają każdy kwiatek, krzew, a sąsiedzi z altanki obok są dla nich bliżsi niż rodzina. Razem odpoczywają, bawią się i ciężko pracują. Ale ta praca to cały sens ich życia.

Nie marzą o wyjazdach do Hiszpanii, Egiptu czy nawet nad polskie morze. Wolą wypoczynek na łonie natury, choć niekiedy z daleka widać łódzkie blokowiska.

- My tu wypoczywamy na RODOS! - śmieją się działkowcy. - A więc w Rodzinnych Ogródkach Działkowych Otoczonych Siatką!

Ogród "Azalia" znajduje się na ulicy Popiełuszki w Łodzi, między osiedlem Retkinia a Smulskiem. Jest jednym z ponad 300 rodzinnych ogródków działowych na terenie województwa łódzkiego. I jak twierdzą działkowcy z Azalii - jednym z najlepiej utrzymanych. Pani Krystyna pije przed swoją altanką poranna kawę.

- Nocuję na działce - mówi kobieta. - Mieszkam w śródmieściu Łodzi, więc za ciężko by mi było codziennie dojeżdżać.

Pani Krystyna działkę ma od 20 lat. Wiele lat pracowała w zaopatrzeniu. Między innymi w łódzkiej chłodni. Miała pod sobą 9 magazynów. Troje dzieci jest już dorosłych, założyły rodziny. Nie wie, co by zrobiła bez tej działki. Postanowiła, że nie będzie na niej uprawiać żadnych warzyw. Rosną na niej tylko krzewy, drzewa, kwiaty i trawa.

- Niektórzy twierdzą, że jak nie mam warzyw, to się na działce nie narobię, tylko relaksuje - dodaje pani Krystyna. - Ale tak mówią tylko ci, którzy sami działki nie mają... Nawet jak rośnie trawa, to trzeba ją 2-3 razy do roku nawieźć. Ostatnio nie padało, ale wcześniej to co tydzień musiałam ją kosić. Takie koszenie, kosiarką elektryczną, zajmuje mi 2 godziny! I podlewać systematycznie trzeba!

Pani Krystyna zaraz dodaje, że nie narzeka. Trzeba przecież dbać, by działka jakoś wyglądała. Na środku 300-metrowego ogródka stoi mały dmuchany basen.

- Pewnie dla wnuków? - pytamy.

- Dla mnie! - śmieje się pani Krystyna. - W ostatnią niedzielę były ogromne upały. Poszłam do kościoła, na mszę, tu na Retkini. Ledwo doszła z powrotem, bo tak było gorąco. Rozebrałam się, wskoczyłam do basenu i od razu mi wróciły siły!

Pani Krystyna przyznaje, że nocuje na działce zwykle w weekendy. Czasem wpadnie w tygodniu zobaczyć, co się dzieje. Ale tylko od rana.

- Wnuczka do przedszkola chodzi i ja ją po południu odbieram - wyjaśnia.

Wie, że wielu jej sąsiadków z działek nie jeździ nigdy na wczasy. Całe lato spędza w ogródku.

- A ja byłam nad morzem, w Świnoujściu - chwali się pani Krystyna. - Córka mnie na wczasy z wnusią wysłała. Jednak nie miałam czasu się opalać. Cały czas wnusi musiałam pilnować. Działką zajmowały się moje koleżanki. Wypoczywały tu, a przy okazji podlały kwiaty, trawę.

Pani Krystyna nie zna wszystkich sąsiadów z działek. Ale co roku wielu, zwykle na początku września, zbiera się w ogródkowej świetlicy. Jest Święto Działkowca. Ludzie prezentują swoje plony.

- No i jest zabawa - dodaje pani Krysia. - Wynajmują orkiestrę, która gra na weselach, organizowanych na naszych działkach. To taka koszyczkowa zabawa. Każdy przynosi jakieś jedzenie, sałatki. No i organizują u nas na działkach Dzień Dziecka. Przyjeżdżają aktorzy, dają przedstawienie. Tylko to ciągle ci sami aktorzy i widzę, że coraz mniej się starają. Muszę zwrócić na to uwagę zarządowi naszych ogródków.

Kiedyś były organizowane sylwestry. Ale to już historia. Młodzi nie chcą się bawić, a starsi sił nie mają... Coraz mniej też jest wesel. Kiedyś, by zorganizować je w działkowej świetlicy, trzeba było rok wcześniej rezerwować termin. Dziś ludzie wolą domy weselne, eleganckie restauracje. Jednak świetlica nadal jest wynajmowana na chrzciny, komunie czy inne rodzinne przyjęcia.

Krystyna Piąstka ma swoją działkę od 40 lat. Dostał ją mąż, który pracował w łódzkich wodociągach.

- Teraz mąż głównie dba o to wszystko - zapewnia pani Krystyna. - Ja już nie mam sił. Ale jeszcze trochę warzyw tu uprawiamy. Są ogórki, własna marchewka, pietruszka. Nie wyobrażam sobie życia bez tej działki. Jednak tu nie nocujemy, codziennie dojeżdżamy.
Stanisław Urycki, emerytowany pracownik Zakładów Remontowo-Montażowych Przemysłu Mleczarskiego, jest działkowcem dopiero 5 lat. Działka, którą kupił, była bardzo zaniedbana. Wcześniej należała do starszych ludzi. Nie mieli już sił, by na niej pracować.

- Zaczęliśmy z żoną ją na nowo urządzać - mówi pan Stanisław. - Kiedyś było ładniej, jak żona żyła... Zmarła w tamtym roku.

Teraz pan Stanisław sam tu gospodarzy. Ma dobrych sąsiadów, jest więc z kim porozmawiać.

Na wakacje przyjechał wnuczek ze Śląska, więc się nie nudzi.

- Tu wokół jest kilku wdowców, tak jak ja - dodaje pan Stanisław. - Wszystkim żony umarły mniej więcej w tym samym czasie co moja.

Pani Ewa działkę przy ulicy Popiełuszki w Łodzi ma od 1975 roku. A więc od samego początku. Niemal w tym samym czasie dostała mieszkanie w bloku na Retkini. Od działki dzieli ją kilkaset metrów.

- Mój mąż zawsze marzył o działce, mnie to nie pociągało - opowiada pani Ewa. - Pracowałam w Łódzkim Przedsiębiorstwie Ogrodniczym. Zapisałam się na działkę i ją dostałam. Dziś mąż nie żyje, a działkę mam dalej.

Od 40 lat swoją działkę uprawiają też Wielisława i Lechosław Tłoczkowie. Pan Leszek od 5 lat jest nawet prezesem zarządu Rodzinnych Ogródków Działkowych "Azalia".

- W zarządzie jestem chyba z ćwierć wieku - dodaje.

Wcześniej przez 48 lat był kierownikiem budowy terenów zielonych w Łodzi.

Państwo Tłoczkowie na działkach spędzają całe lato. Mieszkają na Karolewie, więc mają niedaleko, ale wolą tu nocować niż codziennie dojeżdżać.

- Ciekawe, że te działki urządzono na polu, które kiedyś należało do mojej teściowej - zauważa pani Wielisława. - Tędy przechodził kanał. Mamy nawet zdjęcie z mężem, zrobione w czasach narzeczeństwa, zrobione nad tym kanałem...

Pani Wielisława wspomina, że mąż nie chciał tej działki, ale ona nalegała.

- Pochodzę z Karolewa, moi rodzice mieli domek na ulicy Bratysławskiej - dodaje pani Wielisława. - Wychowywałam się więc w domku z ogródkiem. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego!

Potem okazało się, że działka dała szczęście nie tylko jej, ale i mężowi. Pani Wielisława lubi wstać rano i wsłuchiwać się w śpiew ptaków.

- To lepsze niż telewizor, seriale! - zapewnia. - Niedawno odkryłam, że w jednym iglaku swoje gniazdo uwiła cukrówka. Kiedyś rano na naszym stawie pojawiły się dwie dzikie kaczki. Dwie godziny tak siedziały... A jaką wielką radość mieliśmy, gdy zakwitły nenufary. Śmiałam się do męża, że powinien przebrać się biały garnitur i zerwać je dla mnie tak jak Karol Strasburger w "Nocach i dniach"...

Państwo Tłoczkowie znają wielu działkowców. Są dla nich jak rodzina. Wczoraj była u nich wnuczka sąsiadów. Grali z nią w karty.

- A sami sąsiedzi, jak wnuczkę położą spać, to do nas zachodzą - opowiada pani Wielisława. - Robimy grilla, gramy w remika, czasem wypije się jakieś piwko...

Pan Leszek mówi, że ostatnio przez to zamieszanie z ustawą o Rodzinnych Ogródkach Działkowych było trochę nerwów. Co prawda część działkowców nawet nie wiedziała, że coś się dzieje, ale inni bardzo to przeżywali. Pani Krystyna nie spała przez to całe noce. Bała się, że zabiorą jej największy skarb. Likwidacja działek byłaby ogromna tragedią. Nie tylko dla niej.

- Mam tu sąsiadkę, ma 80 lat - opowiada pani Krystyna. - Kiedy 40 lat temu zakładano te działki, była młodą, w pełni sił kobietą. Teraz jeździ na wózku. Rodzina ją tu przywozi. Ona popatrzy na kwiaty, krzewy, drzewa, które sadziła i jest szczęśliwa.
Od stycznia obowiązuje bowiem nowa ustawa o ogródkach działkowych. Wprowadza wiele zmian. Jedną z nich jest to, że pod rządami poprzedniej wszystkimi rodzinnymi ogrodami działkowymi w kraju zarządzał Polski Związek Działkowców - tylko on miał prawo je zakładać i zarządzać nimi. Teraz może się tym zajmować stowarzyszenie ogrodowe lub ich związek. Członkowie PZD mogą zadecydować, czy zostają w nim, czy też założą nowy związek. Obecnie też mogą, ale nie muszą należeć do stowarzyszenia, zarządzającego ogrodem.

- Mamy mieć dopiero zebranie w tej sprawie - mówi Lechosław Tłoczek. - Nie sądzę jednak, by ludzie wypisywali się ze związku. Jednym ogródkiem może zarządzać jedno stowarzyszenie. By je założyć, trzeba załatwić wiele formalności. Działkowiec może też mieć działkę, nie należąc do związku. Ale nawet gdyby wypisał się z Polskiego Związku Działkowców, musiałby uiszczać opłaty na rzecz ogrodu.

Z jednym wyjątkiem. Co roku działkowcy płacą 57 zł na rzecz ogrodu. Dwie trzecie tej sumy zostaje w ich ogrodzie działkowym, a reszta, czyli 17 zł, idzie do związku.

- Gdyby wystąpił ze związku, jego opłaty byłyby pomniejszone jedynie o tych 17 zł - dodaje Lechosław Tłoczek.

Pani Ewa uważa, że trzeba zostać przy związku. 17 zł to nie jest duża kwota.

- Tyle lat jesteśmy w związku i nie potrzeba zmian! - dodaje.

Działkowcy najbardziej cieszą się z tego, że nowa ustawa uwzględniła założenia projektu obywatelskiego, złożonego przez nich. A także z tego, że zdążono uchwalić tę ustawę w terminie, ustalonym przez Trybunał Konstytucyjny.

- Zrobiłby się wielki bałagan - uważają działkowcy - Musielibyśmy się na nowo ubiegać o tytuł prawny do działki, którą formalnie użytkowaliśmy. Nie wiadomo, co by wtedy mogło się wydarzyć..

Większość ogródków przy ulicy Popiełuszki jest zadbana. Można podziwiać w nich wspaniałe kwiaty, pięknie przycięte tuje, zieloną, skoszoną trawę.

- Takie są wymogi: o działki trzeba dbać - dodaje pan Leszek.

Czasami są z tym problemy. Niedaleko działkę ma para starszych ludzi. Ich działka nie wygląda najlepiej, a kiedyś była jedną z najładniejszych. Teraz starsi nie mają już sił, by o nią zadbać.

- Najważniejsze, by zdrowie było! - słyszy prezes, gdy zwraca im uwagę.

Pani Ewa ma podobną sytuację ze swoimi sąsiadami. Też należy do chorych, starszych ludzi.

- Kiedyś z nimi rozmawiałam - wspomina. - Ich też boli, że nie mogą wiele na tej działce zrobić. Ale gdyby nie ona, to nie wyszliby z domu. Tak to mają jakiś bodziec, by się umyć, ubrać, wyjść do ludzi...

Naprzeciwko państwa Tłoczków działkę mają Elżbieta i Andrzej Baranowie. Razem z dziadkami na działce wypoczywa ich 9-letnia wnuczka Julia, która na co dzień mieszka w Irlandii.

Działka państwa Baranów jest zadbana. Rosną piękne, kwiaty, krzewy.

- Każdą roślinę sami sadziliśmy! - mówią.

Działkę mają od początku, a więc od 1975 roku. Właśnie odwiedził ich sąsiad z działki, Marian Polit. Przyniósł butelkę wina. W ten sposób z sąsiadami uczcił ślub swojej wnuczki.

- My tu wszyscy jesteśmy jak rodzina! - zapewnia Elżbieta Baran. - Nawet więcej, bo czasem z rodziną nie żyje się tak dobrze jak z sąsiadem z działki.

Pan Marian działkowiczem jest 15 lat. Kupił działkę od starszych ludzi. Była bardzo zaniedbana.

- Postanowiłem urządzić ją po swojemu - mówi Marian Polit. - Wyciąłem stare drzewa, posadziłem krzewy.

Lechosław Tłoczek zauważa, że działki kupują też czasem młodzi ludzie. Mający małe dzieci i mieszkający w pobliżu. Jednak przeważają ludzie koło sześćdziesiątki. A więc tacy, którzy już są na emeryturze lub na nią się szykują. Działka to najlepsze lekarstwo dla emeryta!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki