Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mikołaj Mirowski: Gadżety banalizują pamięć o Powstaniu Warszawskim

Marcin Darda
Z dr. Mikołajem Mirowskim, historykiem i publicystą, rozmawia Marcin Darda

W sklepach pojawił się zestaw klocków "Powstanie Warszawskie". Na klockach symbole Polski Walczącej, uśmiechnięci esesmani itd. Czemu ma to służyć? Oswojeniu narodowej traumy?
Na to zjawisko trzeba patrzeć szerzej, pojawiło się zresztą więcej gadżetów powstańczych, nie tylko klocki. To komercjalizacja wydarzeń historycznych, do której dochodzi z dwóch powodów: mamy gospodarkę rynkową, zatem wiadomo, że znajdą się pomysłodawcy i producenci, którzy przy okazji rocznic wyczują koniunkturę i interes by zarobić. Druga kwestia to podejście do historii, jak o niej opowiadać. Od jakiegoś czasu mamy do czynienia na polu popkultury z banalizacją wydarzeń historycznych, przede wszystkim II wojny światowej, co w zbitce z traumą tej wojny daje bardzo jaskrawy dysonans.

W powstaniu zginęło 200 tys. ludzi. Teraz są klocki, wychodzi na to, że wojna jest "fajna" ...
To pamięci o powstaniu nie pomaga, choć wśród tych producentów są osoby, które mają nawet pozytywne pobudki. Tłumaczą, że chcą do historii zachęcić w sposób niesztampowy i w ten sposób dotrzeć do odbiorców. Tyle że nie tędy droga. Jakiś czas temu miała miejsce rekonstrukcja likwidacji getta w Będzinie. Czy to dobra lekcja historii? Moim zdaniem zła, bo w ten sposób właśnie trywializujemy pamięć o tym wydarzeniu. Młodzież, która się w to angażuje, nie wyciąga z takiej lekcji wniosków, ponieważ jej energia idzie w formę, a nie w treść. Identycznie jest z gadżetami. Zdecydowanie lepiej wydać pieniądze na bilet do kina i obejrzeć "Kamienie na szaniec". Film o wojnie opowiada w sposób nowoczesny, a jednocześnie nie trywializuje pamięci. Świetnym pomysłem otwierającym się na młodych odbiorców jest również pokolorowany dokument "Powstanie Warszawskie". Pierwszy na świecie film zmontowany w całości z materiałów nakręconych przez operatorów powstańców w sierpniu 1944 r. W tę stronę winniśmy iść.

Ale pojawiają się też głosy, że te gadżety to nic złego, bo "dość już 70 lat prucia flaków", że trzeba odpuścić to rozliczanie powstania...
Jako historyk nie mogę się z tego typu myśleniem zgodzić. Nie zawłaszczajmy historii na każdym polu, ale też nie komercjalizujmy pamięci historycznej. Historia to szkoła pamięci, każdy naród ma swoją mitologię, z którą boryka się bardziej lub mniej. My borykamy się z traumą ofiary, a Niemcy z problemem odpowiedzialności za zbrodnie. Historii nie da się zakopać, bo powraca przy różnych okazjach, czasem bardzo dramatycznie. Weźmy choćby byłą Jugosławię. Wydawałoby się, że formacje serbskich czetników czy chorwackich ustaszy z II wojny już nie powrócą, a na początku lat 90. podczas wojny domowej wszystko to się zreprodukowało. Historii nie da się przykryć...

Rozmawiał Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki