Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Trela: "Nie potrzebujemy fontanny na placu Dąbrowskiego ani autostrad w centrum"

Rozmawiał Piotr Brzózka
Dziennik Łódzki/ archiwum
Z Tomaszem Trelą, radnym i kandydatem SLD na prezydenta Łodzi, rozmawia Piotr Brzózka.

Rozpoczęliście kampanię, w której przekonujecie, że trasa Górna jest zasługą SLD, bo to wy podpisaliście umowę na tę inwestycję. Ktoś zauważył, że podpisanie umowy oznacza tylko tyle, że potraficie pisać. Bo drogę zbudowali budowlańcy, a inwestycję przygotował ktoś inny.

Gdybyśmy nie podpisali tej umowy i umowy na dofinansowanie ze środków unijnych, to tej drogi by nie było. A można wnioskować, że gdyby przez 10 miesięcy SLD nie był w zarządzie komisarycznym, to pewnie prawica by tej inwestycji nie chciała zrealizować.

Ale tej drogi nie zaplanowano w czasie zarządu komisarycznego.

Nie została przygotowana w trzy miesiące, ale przecież w Zarządzie Dróg i Transportu jest wiele dokumentacji projektowych, które nigdy nie ujrzały światła dziennego. To są tzw. półkowniki. Nam chodziło o to, żeby zabezpieczyć środki w budżecie miasta, podpisać umowę na dofinansowanie i na budowę tej drogi. Dziś trzeba powiedzieć mieszkańcom Łodzi, że za kilkanaście dni pojadą drogą, która jest zasługą SLD.

Na ulotce i billboardzie, które towarzyszą kampanii, są trzy postaci: Pan, Dariusz Joński i Piotr Bors. A między wami czarna pustka, jakby ktoś został wymazany. Kogoś brakuje na zdjęciu?

Nikogo nie brakuje.

Nie chcę się emocjonować, jak radny PO Bartosz Domaszewicz, który zafiksował się na kampanii Joanny Kopcińskiej, kandydatce PiS na prezydenta Łodzi, ale jak Pan nazwie waszą akcję, jeśli nie kampanią wyborczą? Przecież tam jest Pana zdjęcie, a Pan jest kandydatem na prezydenta. No i na plakacie jest nazwa SLD.

Traktuję to jako kolejną kampanię informacyjną. W czerwcu prowadziłem kampanię związaną z frekwencją wyborczą. W zeszłym roku robiliśmy akcję informacyjną o braku podwyżek w 2014 r. Piotrek Bors zdaje sprawozdanie ze swojej działalności, jest więc szereg podobnych działań.

I czym to się różni od kampanii wyborczej?

W tej ulotce wyraźnie informujemy, że akcja jest finansowana przez radę wojewódzką SLD. To jest sprawozdanie z bieżącej działalności politycznej i społecznej. Równie dobrze można byłoby powiedzieć, że rok temu prowadziłem kampanię, podczas gdy nikt jeszcze nie wiedział, kiedy będą wybory. Kontakt z wyborcami poprzez materiały promocyjne to bieżąca działalność statutowa.

Czyli nie podziela Pan ekscytacji radnego Domaszewicza?

Nie, uważam, że ewidentnie przestrzelił, bo akcja informacyjna Joanny Kopcińskiej jest absolutnie zgodna z prawem.

Był Pan ostatnio na urlopie. Nie ma Pan wrażenia, że w tym czasie Joanna Kopcińska zagospodarowała kilka żelaznych tematów dla opozycji? Przymierzaliście się do ataków na budowę trasy W-Z, a to Kopcińska z posłem PiS Marcinem Mastalerkiem i Włodzimierzem Tomaszewskim prowadzą tę narrację.

Nie mam takiego wrażenia. Ja mam swój program. Dla mnie najważniejsze w dyskusji z łodzianami to: recepta na problem wyludniania się miasta oraz problemy związane z budownictwem mieszkaniowym. Chcę mówić o sprawach, z którymi ludzie do mnie przychodzą. Trasę W-Z traktuję jako sprawę bieżącą. Myślę, że mieszkańcy Łodzi znają stanowisko moje i SLD: trasa W-Z - tak, przebudowa linii tramwajowej - tak. Ale nie w takim kształcie, nie z wąwozem w centrum i nie z estakadą na Rokicińskiej.

Choć przyzna Pan, że w tej sprawie jest już pozamiatane.

Rzeczywiście, trasa W-Z musi już być zrealizowana w tym kształcie, natomiast mieszkańcy Łodzi powinni wiedzieć, co prezydent Łodzi zamierza robić nowego po wyborach. Chcę powiedzieć, że Hanna Zdanowska, jeśli by wygrała, ma zakusy, by budować w centrum miasta autostradę za blisko 2 mld zł, czyli trasę Nowokonstytucyjną. A ja będę wyraźnie mówił, że 2 mld trzeba przeznaczyć na drogi dojazdowe do autostrad i tras ekspresowych, a nie autostradę w centrum miasta. Dziś trasa W-Z jest symbolem niegospodarności i marnotrawstwa publicznych pieniędzy. To można było zrobić taniej i bardziej efektywnie z punktu widzenia mieszkańców. Mam wrażenie, że prezydent Zdanowska poszła nie w efektywność, lecz efektowność. Ma być wielkie wow!, tyle, że to nie rozwiązuje problemów komunikacyjnych centrum miasta.

Mówi Pan, że ma receptę na problem wyludniania się Łodzi. Jakim cudem prezydent miasta miałby wpłynąć na łodzianki, by te rodziły zdecydowanie więcej dzieci? Bo przecież migracja z Łodzi to tylko część problemu, wcale nie najistotniejszy.

Wielu ludzi przyjeżdża do Łodzi się uczyć. Ale człowiek, który skończy studia, patrzy na dwie rzeczy. Czy w Łodzi można dostać pracę, po drugie - czy można wynająć mieszkanie za normalne pieniądze. Mój pomysł to ściąganie dużych inwestorów, którzy naprawdę tworzą miejsca pracy. Dziś wiele firm, które myślały o inwestycji w Łodzi, nie decyduje się na to, gdyż nie mamy podstawowych dokumentów, jakim są plany zagospodarowania przestrzennego. Nikt nie chce wykładać setek milionów złotych, jeśli nie wie, czy za 5 lat w danym miejscu nie będzie przebiegać droga. Do mnie przychodzą inwestorzy i pytają, dlaczego w Łodzi pokrycie planem wynosi tylko 6 proc., a w innych miastach - 40 proc.

Zna Pan tempo prac nad planami. Jeśli się ono utrzyma, to skończymy w XXII wieku. Ciężko uwierzyć w radykalne przyspieszenie.

Ale tak nie musi być. To jest tempo pracy ekipy, która nieudolnie rządzi Łodzią.

Nie, to jest tempo pracy planistów, szeregowych pracowników.

Dlatego być może trzeba zatrudnić dodatkowych specjalistów. Planów nie przybywa w dużym tempie, a jak już są plany przedkładane na sesji Rady Miejskiej, to okazuje się, że są one nieprzygotowane, nieskonsultowane z mieszkańcami. Są protesty, tak jak przy łączniku do S14. Cały czas słyszę, że w Łodzi się nie da szybciej. Ja uważam, że się da, tylko trzeba chcieć. Prezydent powinien wykazywać wielką determinację, bo plany to nowe miejsca pracy i zostające w mieście podatki. Ale chciałbym jeszcze powiedzieć o mieszkaniach. Jadąc przez miasto i patrząc na grunty komunalne, których nie możemy sprzedać, dziwię się, że miasto nie realizuje na nich budownictwa komunalnego w trybie partnerstwa publiczno-prywatnego, tak jak się to robi w Unii. My dajemy wkład w postaci gruntu, inwestor buduje mieszkania. Jeśli nie możemy sprzedać gruntów, to zróbmy z nimi coś, co będzie dla ludzi.

Poluzujmy atmosferę. Na co Panu wagina?

Właśnie mówię, że w 2015 r. jej nie będzie.

Ale po co się Pan zajmuje fontanną na pl. Dąbrowskiego?

Traktuję to jako temat bieżący, odpowiedź na opinię łodzian. Fontanny być nie powinno, ona szpeci pl. Dąbrowskiego, trzeba ją zlikwidować, trzeba próbować komuś sprzedać jej infrastrukturę. O urządzeniu placu powinni zdecydować łodzianie, ale w sprawie samej fontanny trzeba prostej decyzji, a nie użalania się, jak to robi PO.

Żeby usunąć fontannę, musiałby Pan zostać prezydentem. A ja zapytam, czy zdecydował Pan już, której z pań "przekaże"
swoje głosy przed drugą turą wyborów?

Startuję na prezydenta Łodzi, po to, by te wybory wygrać.

Porozmawiajmy o realiach. Ile Panu dają sondaże, robicie je przecież?

Na trzy miesiące przed wyborami to są realia. Sondaże to dobry punkt wyjściowy, żeby wygrać wybory prezydenckie.

Chciałby Pan być wiceprezydentem Łodzi?

Chcę być prezydentem, dlatego startuję w wyborach. Wszystkie scenariusze dotyczące tego, co może być w przyszłości, będziemy kreślić po wyborach. Dziś jesteśmy zdeterminowani, tworzymy bardzo dobre listy wyborcze, to będzie 81-osobowa drużyna walcząca o głosy łodzian.

A to będzie zgrana drużyna? Czuje Pan mocne wsparcie wszystkich kolegów z partii, przewodniczących Jońskiego i Millera?

To drużyna jednolita, to będzie solidna oferta osobowa, wsparta dobrym programem. Mam wsparcie przewodniczącego Millera i Darka Jońskiego, z którym znamy się od kilkunastu lat, razem studiowaliśmy, w wielu sprawach rozumiemy się bez słów.

Myślę, że tym wiceprezydentem wolałby Pan być u Zdanowskiej, a nie Kopcińskiej. Tymczasem Dariusz Joński coraz mocniej koleguje się z Marcinem Mastalerkiem, który pilotuje Kopcińską. Nie macie z kolegą Jońskim pewnego problemu do przegadania?

Scenariusze powyborcze w sejmiku województwa i w samorządzie miejskim, będziemy kreślić po wyborach.

Pół roku temu była w SLD większa wiara w drugą turę. Joanna Kopcińska bardzo wam popsuła humory...

Dla mnie nie jest problemem kandydatura Kopcińskiej ani Zdanowskiej. Było jasne, że najgroźniejszymi przeciwnikami będą kandydaci PO i PiS. Joanna Kopcińska i Hanna Zdanowska dla mnie się nie różnią, rok temu współpracowały ramię w ramię w PO, Kopcińska popierała błędne decyzje Zdanowskiej. Teraz Kopcińska jest w PiS, teraz popiera ją Włodzimierz Tomaszewski, który wcześniej popierał Hannę Zdanowską, zaraz pewnie dołączy do tego towarzystwa Jerzy Kropiwnicki.

Wiedziałem, że do niego Pan zmierza. Próbujecie grać na referendum, które było ostatnim sukcesem lewicy w mieście, ale to było cztery lata temu i nie ma dziś żadnego znaczenia.

Od referendum nikt w Łodzi nie ucieknie, nawet jeśli prawica będzie usiłowała je wymazać z pamięci łodzian. Łodzianie powinni wiedzieć, czy chcą wybrać tę samą prawicową ekipę, czy lewicową alternatywę. Ja tylko pokazuję mechanizm związany z osobami, które są od lat w jednym kotle. Dla mnie nie ma między wspomnianymi czterema osobami różnic, oni wszyscy są tacy sami.

Dariusz Joński do tego kotła wrzucił nawet dawnego kolegę Krzysztofa Makowskiego.

Bardziej ta czwórka stanowi jedność, niż piątka z Makowskim. Makowski chyba trochę się od nich różni.

Joannę Kopcińską poparła jedna z najbardziej znanych postaci lewicy - Zdzisława Janowska. Bardzo to Pana zabolało?

Ze względu na duży szacunek do pani prof. Janowskiej nie będę tego komentował.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki