To tutaj trafiają mieszkanki naszego regionu, które mają wyjątkowo zagrożoną ciążę. Wiele z nich kończy się sukcesem, choć same matki określają to jako cud.
- Poważne choroby, a nawet przeszczepy, przestają już być przeszkodą w macierzyństwie. Każdy taki przypadek wymaga jednak wielkiej uwagi i pracy specjalistów z różnych dziedzin. Wszystko po to, by dać szanse kobietom na zostanie matkami - mówi prof. Jarosław Kalinka, kierownik kliniki perinatologii w szpitalu im. Pirogowa.
Macierzyństwo po przeszczepie
To był pierwszy taki przypadek w Polsce, a zaledwie ósmy na świecie. Łodzianka, która w przeszłości przeszła przeszczep serca, urodziła w zeszłym roku drugie dziecko. Zdrowy chłopiec przyszedł na świat właśnie w klinice perinatologii w szpitalu im. Pirogowa.
To był kolejny cud w jej życiu. Pierwszy przyszedł 12 lat temu, kiedy w Zabrzu przeszczepiono jej nowe serce. Organizm je przyjął. Jej brat, który zmagał się z tą samą genetyczną wadą serca, nie miał tyle szczęścia. Jego organizm nie przyjął przeszczepu.
- Nie planowaliśmy z mężem dzieci. Gdzieś w środku o tym marzyłam, ale po przeszczepie po prostu uznałam, że temat dzieci jest zamknięty - opowiada Ania Bednarek, łodzianka po przeszczepie serca. - Temat wywołał mój kardiolog z Zabrza, do którego jeżdżę co pół roku na kontrolę. Powiedział, że wyniki mam dobre i mogę pomyśleć o dziecku. Uznaliśmy, że warto spróbować.
Pani Ania zapewnia, że nie czuła strachu. Miała w sobie wewnętrzny spokój. Sześć lat temu urodziła pierwsze dziecko. Po pięciu latach okazało się, że życie znowu ma dla niej niespodziankę. Łodzianka zaszła w drugą ciążę. W zeszłym roku urodziła drugiego syna. Cały czas była pod opieką lekarzy z kliniki perinatologii . Ostatnich kilka tygodni spędziła w szpitalu.
Dziecko było dla niej i męża najpiękniejszym prezentem. Chłopiec rozwija się bardzo dobrze. Ani on, ani jego brat nie odziedziczyli po mamie problemów z sercem.
- Po pierwszej ciąży miałam bardzo dobre wyniki. Lekarze z Zabrza, którzy cały czas się mną opiekują, nie widzieli żadnych przeciwwskazań, dlatego postanowiliśmy spróbować - mówi pani Ania. - Nie znam żadnej kobiety po przeszczepie serca, która urodziła dziecko, ale znam kilka, które o tym marzą. Mam nadzieję, że im się uda.
Ciąża pani Ani była dla położników nie lada wyzwaniem. Choć w klinice w szpitalu im. Pirogowa rodziły już kobiety po przeszczepie nerek czy wątroby, a nawet z zastawkami w sercu, to ciężarną po przeszczepie serca łódzcy położnicy prowadzili pierwszy raz. Z sukcesem.
- Jeśli chodzi o kwestie położnicze, to ciąża pacjentki przebiegała bez większych problemów. Z racji tego, że kobieta jest po przeszczepie serca, to cały czas była również pod opieką kardiologów ze szpitala im. Sterlinga. Konsultowaliśmy się też z lekarzami z Zabrza. Z sercem nie było żadnych kłopotów - opowiada prof. Jarosław Kalinka. - Najtrudniejszym zadaniem było dawkowanie leków zapobiegających odrzuceniu przeszczepionego serca. Podczas ciąży zmienia się ciało i waga pacjentki, dlatego trzeba było na bieżąco dostosowywać dawki leków. W ciąży organizm kobiety się zmienia, dlatego trzeba modyfikować terapię.
Pani Ania urodziła zdrowego synka.
- Najważniejsze jest to, że ciąża zakończyła się szczęśliwie. Kiedyś lekarze po przeszczepie serca marzyli tylko o tym, żeby pacjent przeżył. Dziś medycyna pozwala tym kobietom na założenie rodziny i urodzenie dziecka. To jest wspaniałe - podkreśla prof. Kalinka.
Pani Ania to niejedyna pacjentka profesora Kalinki, która urodziła dziecko po transplantacji. Rok wcześniej w klinice leżała kobieta po przeszczepie wątroby. Urodziła zdrowe dziecko.
- To nadal są bardzo rzadkie przypadki, ale zdarzają się coraz częściej, ponieważ rośnie liczba kobiet w wieku rozrodczym po przeszczepach. Medycyna dziś daje im możliwość nie tylko uzyskania drugiego życia dzięki transplantacji, ale też wydania nowego życia na świat - mówi prof. Kalinka. - Spodziewamy się, że w przyszłości wzrośnie liczba ciężarnych po przeszczepie nerek, ponieważ jest to najczęstszy rodzaj transplantacji.
Zawsze są to jednak ciąże wysokiego ryzyka. - Z medycznego punktu widzenia, to nie są w pełni zdrowe kobiety, a co za tym idzie, to nie są w pełni fizjologiczne ciąże, dlatego wymagają większej opieki - mówi prof. Kalinka.
Misja niemożliwa, ale udana
Do kliniki perinatologii w szpitalu im. Pirogowa wciąż trafiają nowe przypadki. To wymaga od lekarzy położników pozyskania nowej wiedzy na temat wielu chorób przewlekłych, które towarzyszą ciąży.
- Kiedy spotykamy się z nowym przypadkiem, staramy się znaleźć całą dostępną na świecie literaturę dotyczącą podobnych przypadków. Są jednak historie tak rzadkie, że nie ma jednoznacznych schematów postępowania - mówi prof. Kalinka.
Tak było w przypadku 31-latki chorej na mielofibrozę, która trafiła w ciąży do łódzkiej kliniki. To niezwykle rzadki nowotwór szpiku kostnego, który najczęściej dotyka osoby po 60. roku życia. U kobiet w okresie rozrodczym pojawia się niezwykle rzadko. Ale się pojawił.
31-latka chorowała na mielofibrozę od pięciu lat. Miała wcześniej olbrzymie trudności z zajściem w ciążę i donoszeniem dziecka. W końcu się udało. Dwa lata temu była leczona w łódzkiej klinice. Położnicy wspólnie z hematologami z Wojewódzkiego Szpitala im. Kopernika, gdzie znajduje się Regionalny Ośrodek Onkologiczny w Łodzi, pomogli jej donosić ciążę.
- Ze względu na wskazania hematologiczne zakończyliśmy ciążę przez cięcie cesarskie. Bardzo często w przypadku pacjentek, obciążonych chorobami przewlekłymi lub powikłaniami ciążowymi, pojawiają się przeciwwskazania do naturalnego porodu - mówi prof. Kalinka.
Kobieta urodziła zdrową córeczkę. Dziewczynka ważyła 3,5 kilograma i przyszła na świat w 38 tygodniu ciąży. Dostała od lekarzy 10 punktów w skali Apgar. Jej mama po urodzeniu dziecka została zakwalifikowana do przeszczepu szpiku kostnego.
- Według naszej wiedzy, to pierwszy przypadek żywego urodzenia przez pacjentkę chorą na mielofibrozę. Choroba miała u niej jednak łagodny przebieg, dzięki czemu donosiła ciążę. Mimo to była to ciąża bardzo wysokiego ryzyka, ponieważ pacjentka miała zwiększoną liczbę płytek krwi, a nadpłytkowość wiąże się z ryzykiem nawykowych poronień. W tym przypadku mieliśmy już do czynienia z negatywnym wywiadem położniczym - mówi prof. Kalinka. - Nawet tak rzadkie choroby w opinii hematologów nie wykluczają jednak ciąży, a w opinii nas, położników, ciąża nie spowodowała znacznego pogorszenia się stanu zdrowia pacjentki. Dzięki takim przypadkom mamy coraz większe doświadczenie. Kiedyś nie wiedzieliśmy, jak postępować, a dziś ta choroba nie jest już dla nas zaskoczeniem. Do tej pory mieliśmy trzy pacjentki z mielofibrozą.
Lekarze mówią, że nowe przypadki są dla nich jak zdobywanie nowych krain. Kolejną misją niemożliwą była ciąża pacjentki, u której zdiagnozowano niezwykle rzadki i niebezpieczny rodzaj anemii. Kobieta urodziła w czerwcu tego roku. Trafiła do łódzkiej kliniki z Opoczna.
- Badania laboratoryjne wykazały, że pacjentka ma znacznie obniżoną liczbę płytek krwi, które odpowiedzialne są m.in. za proces krzepnięcia. W ośrodku hematologicznym zdiagnozowano u niej anemię aplastyczną. Miała zaniżoną liczbę krwinek czerwonych, białych i płytek krwi. Miała niedokrwistość, małopłytkowość i leukopenię. Oznacza to bardzo duże ryzyko krwotoku podczas porodu - mówi prof. Kalinka.
Położnicy z Pirogowa ściśle współpracowali z hematologami ze szpitala im. Kopernika. - Pacjentka dwa razy w tygodniu, przez cały okres ciąży, jeździła do szpitala im. Kopernika na transfuzję krwi. Dzięki temu udało się uzyskać wyniki na bezpiecznym poziomie. Poród zawsze wiąże się z dużą utratą krwi, ale dzięki transfuzjom pacjentka poród przeżyła. Ten przykład kolejny raz pokazuje, co dziś potrafi zrobić medycyna - mówi prof. Kalinka.
Późne macierzyństwo
Liczba zagrożonych ciąż rośnie każdego roku, dlatego łódzka klinika jest niezwykle oblegana przez pacjentki. Jedną z przyczyn rosnącej liczby powikłań ciążowych jest m.in. moda na późne macierzyństwo. Choć średni wiek urodzenia pierwszego dziecka to dziś ok. 27 lat, to nie brakuje ciężarnych po 30., a nawet 40. roku życia. Najstarsza pacjentka, która szczęśliwie urodziła dziecko w klinice perinatologii w szpitalu im. Pirogowa, miała 49 lat. To było jej drugie dziecko. Starała się o nie przez wiele lat. Udało się dzięki in vitro.
Zdarzają się też matki po 40., które zachodzą w ciążę w naturalny sposób. Tak było w przypadku pani Aleksandry Staroń--Stańczak, która w zeszłym tygodniu urodziła zdrową córeczkę. Pani Aleksandra ma 45 lat, ale wiek nie był dla niej przeszkodą.
- Marzyliśmy o dziecku z drugim mężem i się udało. To moja trzecia córka - mówi z dumą pani Aleksandra. - Ciąża nie była łatwa. Miałam dużego krwiaka i mięśniaka wielkości główki noworodka, ale dzięki lekarzom urodziłam zdrową córeczkę. Jestem szczęśliwa i życzę takiego szczęścia innym - mówi Staroń-Stańczak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?