Nasze gospodarstwa były w posiadaniu jednego odbiornika, więc trzeba było dokonywać wyboru programu. Wtedy awantura w każdym domu murowana. Telewizje dbały o polskie małżeństwa. Realizatorzy zatem w porze ważnego meczu na Dwójce emitowali na przykład nudny program Gucwińskich o Zoo, albo Tele-Echo. Zadowoleni po obejrzeniu transmisji panowie następnego dnia ze zdwojoną energią (niezmarnowaną na kłótnie z żoną) przystępowali do pracy przy falbanku.
Dziś małżeństwami żadna telewizja się nie przejmuje. Za wyjątkiem tej, która emituje program "Zdrady".
Polsat każe płacić kibicom za mundial, a 31 lat temu za transmisję do Polski meczu Widzewa z Liverpoolu zapłacił prezes łódzkiego klubu Ludwik Sobolewski. Wiedział Ojciec Widzewa, że mecz w TV będzie świetną promocją klubu i futbolu, tym bardziej że Widzew wtedy na Anfield Road wyeliminował słynną drużynę z miasta Beatlesów. A przecież mógł zakodować transmisję (chociaż pewnie nie było takich możliwości technicznych).
Jakże inne wtedy były też realizacje telewizyjne. Oszczędzało się taśmę, więc żaden operator nie kręcił meczów w całości, kiedy potrzebne były skróty na przykład do Sportowej Niedzieli. Włączał kamerę, gdy sytuacja podbramkowa stawała się gorąca. Niezwykle często więc w telewizji zamiast całej akcji poprzedzającej gola oglądaliśmy piłkę w siatce i do tego płynął telewizyjny komentarz: "to był taki strzał, proszę państwa, że zaskoczył nawet naszego operatora".
Nie było też tzw. oprawy, czy wodzireja (jak dziś na siatkówce). Wiodące i głośne role na trybunach odgrywali taksówkarz-kibic, który non stop basem narzekał na sędziego i ostrą grę rywali. Słychać też było reklamę płynącą z ust sprzedawcy ubranego na biało z dużą lodówką na ramieniu. Krzyczał: "lody bambino, sezamki, dropsy".
Ludzie kupowali słodycze, niektórzy dropsami zabijali smak wypitego soku kilkudziesięcioprocentowego. Awantur nie było, a gdy padło przekleństwo z ust zdenerwowanego kibica opitego sokiem, reszta sympatyków na trybunach uciszała go mniej więcej w takim stylu: "cicho bądź, kobita siedzi tutaj". Co za czasy!
Kibice kochali swych komentatorów. Nawet jeśli Jan Ciszewski mylił piłkarzy, Stefan Rzeszot mylił nawet drużyny (na Bayern mówił Dynamo i odwrotnie), a Wojciech Zieliński nie zauważył gola dla ZSRR podczas meksykańskiego mundialu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?