Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Parzęczew: matematyk obraził uczennicę?

Marcin Bereszczyński
Marek Borsiak nie przyznaje się do złego traktowania uczniów. Uważa, że padł ofiarą nagonki politycznej.
Marek Borsiak nie przyznaje się do złego traktowania uczniów. Uważa, że padł ofiarą nagonki politycznej. Jakub Pokora
Prokuratura oskarżyła nauczyciela podstawówki w Parzęczewie o znieważenie uczennicy podczas lekcji. Matematykowi może grozić nawet zakaz wykonywania zawodu. Oskarżony - zwolennik PiS, mówi, że to efekt nagonki wicewójta z PO.

Na drzwiach wejściowych do szkoły w Parzęczewie wisi informacja o spotkaniu z rodzicami. Temat zebrania: "Zamiast klapsa - jak miłością wyznaczać granice w wychowaniu". Ale nikt nie będzie zajmował się zarzutami wobec nauczyciela matematyki Marka Borsiaka. 22 zarzutami o złe traktowanie uczniów, które sprawdzała prokuratura, ale musiała umorzyć z braku dowodów lub przedawnienia. Tylko w jednym przypadku - nazwania uczennicy "grubą krową" sporządzono akt oskarżenia.

Matematyk, chociaż ma postawiony zarzut, nie chce ukrywać się pod pseudonimem Marek B. Nie chce, żeby czarny pasek zasłaniał jego twarz na zdjęciach. Uważa, że padł ofiarą porachunków z władzami gminy, które chcą go zniszczyć. Dlaczego na niego czyhają? Bo jest sympatykiem PiS, a wicewójt reprezentuje PO.

Książką w oko
O lekcjach matematyki w parzęczewskiej podstawówce od lat krążą legendy. Nikt nie zbadał, na ile historie o złym traktowaniu uczniów są prawdziwe, a na ile jest to konfabulacja dzieci narzekających na kiepskie oceny. Uczniowie i ich rodzice nigdy nie zdecydowali się powiadomić policji ani prokuratury. Skarżyli się jednak na metody nauczyciela dyrektorce szkoły i wójtowi. Na tym każda sprawa kończyła swój bieg aż do dnia, gdy Izabella Kudelska, pedagog szkolny z sąsiedniego Gimnazjum w Parzęczewie, poszła na policję. Postanowiła to zrobić, gdy dowiedziała się, że jesienią 2005 roku nauczyciel uderzył ucznia w oko książką zwiniętą w rulon. W trakcie śledztwa prokuratura poprosiła o pomoc biegłego lekarza, który stwierdził, że "uczeń doznał obrażeń w postaci stłuczenia okolicy oka, co naruszyło czynności tego narządu". Chłopak zeznał śledczym, że w latach 2003-2006 był uderzany przez nauczyciela otwartą dłonią w twarz. Zeznał też, że matematyk zderzył jego głowę z głową kolegi. Twierdził, że był świadkiem naruszania nietykalności cielesnej innych uczniów z klasy.

Prokuratura umorzyła jednak to postępowanie uzasadniając: "Czynności procesowe pozwoliły ustalić, iż Marek Borsiak dopuścił się popełnienia przestępstw prywatnoskargowych [...] polegających na znieważaniu i naruszaniu nietykalności cielesnej uczniów oraz [...] uszkodzeniu ciała jednego z nich. Przestępstwa te uległy jednak przedawnieniu".

Sprawa się przedawniła, bo rodzice od razu po zdarzeniu nie zawiadomili policji. Śledczym wytłumaczyli, że obawiali się szykan wobec syna.

Przedawniło się też 13 innych spraw, które zgłosiła prokuraturze szkolna pedagog. Dotyczyły m.in. obrażania uczennicy ( lata 2006-2009), uderzenia ucznia ( jesień 2008 r.), uderzania dłonią w kark kilku uczniów, bicia ucznia dziennikiem lekcyjnym po głowie, uderzania innego chłopaka ręką w tył głowy i szarpania za ucho. Pozostałe 9 zarzutów nie było dostatecznie udowodnione przez pokrzywdzonych i świadków.

- Wszystkie te sprawy zostały umorzone, a to w świetle prawa oznacza, że jestem niewinny - mówi nam Marek Borsiak i stanowczo zaprzecza, że doszło do tych zdarzeń.

Nie muszę być miły
5 stycznia 2010 roku prokuratura oskarżyła jednak Marka Borsiaka. Śledczy zarzucają mu, że znieważył uczennicę słowami uznanymi za obraźliwe. Na lekcji w obecności uczniów miał do dziewczynki powiedzieć "gruba krowa".

Doniesienie w tej sprawie złożył ojciec uczennicy. Wcześniej interweniował u dyrektorki szkoły i napisał oficjalną skargę na matematyka. Biegły psycholog, powołany przez prokuraturę orzekł, że incydent wywołał u dziewczynki blokadę emocjonalną.

Grażyna Bukowska, dyrektorka szkoły, zawiesiła podwładnego. Dwa tygodnie po zdarzeniu zebrała się Komisja Dyscyplinarna dla Nauczycieli przy Wojewodzie Łódzkim, która uchyliła decyzję dyrekcji. Dlaczego? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, że orzeczenie nie uprawomocniło się, bo trafiło do komisji odwoławczej w Warszawie.
- Redakcja nie jest stroną tego postępowania, więc nie mogę udzielić informacji o ustaleniach komisji - powiedziała Jadwiga Jakóbczyk, kierowniczka oddziału kadr, strategii i analiz Kuratorium Oświaty w Łodzi.

Marek Borsiak nie przyznaje się do winy.
- Mówiłem ogólnie, że jeśli uczniowie nie będą wykazywać się aktywnością, to nie ma szans na efekty w nauce - tłumaczy Marek Borsiak. - Powiedziałem, że jeśli ktoś siedzi jak krowa i nic nie robi, to niczego się nie nauczy. Może rzeczywiście było to niefortunne sformułowanie, ale nie padło ono pod niczyim adresem. Nie muszę być miły dla każdego ucznia. Ja mam ich uczyć. Pewnych granic nie przekraczam - zapewnił matematyk.

Nauczyciel jest przekonany, że konflikt z rodzicami wziął się z tego, że dziewczynka otrzymała z przedmiotu ocenę niedostateczną. - Sugerowałem rodzicom, żeby objęli córkę indywidualnym nauczaniem. Oni jednak byli przekonani, że córka podoła obowiązkom i będzie w stanie nauczyć się matematyki - tłumaczy nauczyciel. - Częstym sprawdzianom poprawkowym, które zaliczała dziewczynka, przyglądali się nawet wysłannicy łódzkiego kuratorium.

Prokuratura przekazała akt oskarżenia do Sądu Rejonowego w Zgierzu. Za znieważanie uczennicy nauczycielowi może grozić ograniczenie wolności lub grzywna. Gdy sąd uzna, że Borsiak znieważył uczennicę umyślnie, zgodnie z Kartą nauczyciela, straci prawo wykonywania zawodu.
Do czasu wyroku rodzice dziewczynki nie chcą wypowiadać się w tej sprawie.

Drugie dno, polityczne?
W jednej z sal lekcyjnych parzęczewskiej podstawówki zamknęliśmy się z Markiem Borsiakiem, żeby posłuchać jego wyjaśnień. Co jakiś czas nerwowo spoglądał w kierunku drzwi, czy ktoś nie wejdzie lub nie podsłuchuje. Nauczyciel, który w najbliższy czwartek skończy 54 lata, twierdzi, że sprawa ma drugie dno - polityczne. A kłopoty zaczęły się trzy lata temu, od poszukiwania oszczędności w gminie.

- Obcinano etaty, łączono klasy, zastanawiano się nad likwidacją szkoły w Chociszewie. Brakowało pieniędzy na oświatę - wspomina Marek Borsiak. - Urząd Gminy zorganizował debatę, jak wybrnąć z tych kłopotów. Powiedziałem, że w tak małej gminie nie jest potrzebny zastępca wójta. Jeśli zredukuje się to stanowisko, to będzie 100 tysięcy złotych na oświatę. Tę funkcję pełnił Adam Świniuch. Wziął to do siebie i od tej chwili ciągle spotykają mnie represje z jego strony. Namawiał rodziców, naciskał dyrekcję, żeby zwolniono mnie z pracy. Udało mu się to o tyle, że pracuję na gołym etacie, bez możliwości prowadzenia zajęć dodatkowych, wzięcia wychowawstwa lub udziału w szkolnych projektach unijnych.

Borsiak dodaje, że nieprzypadkowo zarzuty o znęcanie się nad dziećmi zaczęły się od informacji pedagoga szkolnego z gimnazjum. - A dyrektorką tej szkoły jest Ewa Świniuch, żona zastępcy wójta. Czy muszę coś jeszcze dodawać? - ucina Borsiak.

Adam Świniuch, wicewójt, który startował w ostatnich wyborach z PO twierdzi, że nie jest mściwy i nie toczy wojny z Borsiakiem, znanym w gminie sympatykiem PiS.
- Nigdy nie słyszałem z ust Borsiaka, że chciał zlikwidować funkcję zastępcy wójta - mówi Adam Świniuch. - Słyszałem natomiast w kampanii wyborczej takie opinie i podzielam wiele argumentów za redukcją tego etatu. Borsiaka znam jako dobrego nauczyciela, ale tylko dla dobrych uczniów. Słabsi mają kłopoty. Konflikt z nim zaczął się od wizyt rodziców, którzy opowiadali mi, że matematyk bije ich dzieci.

W czerwcu ubiegłego roku doszło do konfrontacji na tle politycznym między nauczycielem i zastępcą wójta, który w ostatni poniedziałek został wybrany na sekretarza powiatu zgierskiego. Tuż przed wyborami na prezydenta RP Marek Borsiak przyszedł do szkoły w koszulce z napisem "Jarosław Kaczyński". Dyrektorka szkoły prosiła, żeby zdjął tę koszulkę. Matematyk był nieugięty. Rodzice zaalarmowali wójta Ryszarda Nowakowskiego.

- Nie może być w szkole agitacji politycznej - mówi wójt Nowakowski. - Nauczyciel nie chciał zdjąć koszulki i trzeba było to zgłosić organom ścigania. Zrobił to mój zastępca Adam Świniuch, bo to on sprawował nadzór nad podstawówkami w gminie.

Sąd Rejonowy w Zgierzu uznał Marka Borsiaka za winnego agitacji wyborczej wobec uczniów i skazał na 200 zł grzywny.

- Mam swoje poglądy polityczne, których się nie wypieram, ale nie zgadzam się zarzutem agitacji - dodaje nauczyciel. - Odwołałem się od wyroku. Nikt w sądzie nawet nie chciał oglądać koszulki, za którą mnie obwiniano.

Konflikt między sympatykami PiS i PO tak się zaostrzył, że nauczyciel wstrzymał stawianie ścianki działowej w szkole, zleconej przez zastępcę wójta, wezwał inspekcję nadzoru budowlanego i inspekcję pracy.

Narodził się anioł
Gdzieś z boku tego całego piekiełka zostali uczniowie i ich rodzice. Zresztą wielu z nich uważa, że Marek Borsiak jest bardzo dobrym nauczycielem.

- Sądzę, że już spotkała go kara, bo dużo wycierpiał podczas całego tego zamieszania z prokuraturą - powiedział nam rodzic, którego dziecko nieraz narzekało na zachowanie matematyka. - Z opinii obecnych uczniów wiem, że Borsiak bardzo się zmienił. Od września jest jak anioł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki