Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemysław Nowak - wielki miłośnik skoków spadochronowych [ZDJĘCIA]

Agnieszka Jasińska
Przemysław Nowak miał na koncie ponad 1800 udanych skoków i lądowań
Przemysław Nowak miał na koncie ponad 1800 udanych skoków i lądowań archiwum prywatne
Przemysław Nowak, prezes łódzkiego lotniska, był wielkim miłośnikiem skoków spadochronowych. Oddał ponad 1800 skoków i mimo że pięć razy musiał ratować się rezerwowym spadochronem, podkreślał, że to bardzo bezpieczny sport. 14 września skoczył po raz ostatni. Podczas lądowania na lotnisku w Piotrkowie doznał poważnych obrażeń. Kilka godzin później zmarł w łódzkim szpitalu.

Nowak skakał od 8 lat. W 2012 r podczas rozmowy do tekstu o skokach spadochronowych dla Dziennika Łódzkiego przyznał, że pięć razy musiał ratować się rezerwowym spadochronem. Ale ani razu nie przyszło mu do głowy, że mógłby przestać skakać. Podkreślał, że to bardzo bezpieczny sport.

Swój pierwszy skok wspominał z uśmiechem. W środę pomyślał, że fajnie byłoby sobie skoczyć ze spadochronem. W czwartek poszedł na badanie do lekarza, w piątek je odebrał. A w sobotę... już skakał.

- Nie jest problemem, gdy w powietrzu nie otworzy się spadochron. Zostaje wtedy jeszcze całe 20 sekund. To bardzo dużo czasu. Trzeba się tylko skupić. Problem jest dopiero wtedy, kiedy nie otworzy się rezerwa - mówił Nowak. - Spadochroniarze opowiadają, że pierwszy skok to dziwne wrażenie, niektórzy twierdzą nawet, że głupie. Głównie stres, traumatyczne przeżycie. Po raz pierwszy wyskakuje się z samolotu w towarzystwie dwóch instruktorów, potem jest nadzór tylko jednego. Żeby zdobyć licencję, trzeba skoczyć 50 razy, zdać egzamin teoretyczny i praktyczny. Podczas praktyki trzeba wykonać zestaw zadań, na przykład obrócić się wokół własnej osi, kontrolować wysokość, bezpiecznie wylądować.

Nowak opowiadał, że problemy z głównym spadochronem to nic nadzwyczajnego.

- Do skoków potrzebny jest tak naprawdę tylko kawałek szmaty i dużo powietrza - mówił Nowak. - Pięć razy ratowałem się „na rezerwie”. Bo spadochron składa się z czaszy głównej i rezerwowej i to są ich profesjonalne nazwy. W telewizji często słyszy się, że ktoś zabił się, bo nie otworzył się mu spadochron. A to nieprawda. Wypadki są wtedy, kiedy nie otworzy się rezerwa.

Nowak podkreślał, że łatwiej otworzyć rezerwę, niż wymienić koło w aucie.

- Gdy nie otwiera się czasza główna, nikt nie wpada w panikę. Życie wcale nie przelatuje wtedy przed oczami skoczka - mówił Nowak. - Trzeba się tylko skoncentrować i otworzyć czaszę rezerwową. Dopiero na ziemi przeżywa się to, co spotkało nas w górze. Podczas skoku nie przeżywa się tego nigdy.

ZOBACZ TEŻ: Prezes łódzkiego lotniska zginął po nieudanym skoku spadochronowym [ZDJĘCIA]

Nowak zaznaczał, że awaryjne sytuacje nie są w stanie zniechęcić do skakania.

- A jak słyszy pani o wypadkach samochodowych, to nie siada pani za kierownicą? - pytał. - Oczywiście, że siada! Tak samo jest z nami. Skoki ze spadochronem są bardzo bezpieczne. Ze statystyk wynika, że na trzy miliony skoków tylko dwadzieścia parę kończy się wypadkami śmiertelnymi. Jeśli to nie przekonuje, to kolejne statystyki. Prawdopodobieństwo wypadku samochodowego wynosi 1:255, podróżowanie samolotem - 1:5.500, skoki ze spadochronem - 1:150.000. I czego tu się bać?

Nowak nie ukrywał, że skoki miały wpływ na jego pracę.

- Ale nie chciałbym dorabiać do tego zbyt dużej ideologii. Skoki to jest przede wszystkim moja pasja. Pomagają mi podejmować w pracy szybkie decyzje - mówił. - Uczą mnie zaufania do drugiej osoby, spokoju, opanowania, wyrabiają poczucie odpowiedzialności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki