Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragiczny wypadek Przemysława Nowaka, prezesa łódzkiego lotniska. Zabrakło może 10 metrów...

Karolina Wojna
Przemysław Nowak runął na ziemię. Spadł bokiem. Upadek spowodował ciężkie obrażenia wewnętrzne, choć w pierwszej chwili wydawało się, że doszło tylko do złamania nóg
Przemysław Nowak runął na ziemię. Spadł bokiem. Upadek spowodował ciężkie obrażenia wewnętrzne, choć w pierwszej chwili wydawało się, że doszło tylko do złamania nóg Dariusz Śmigielski
Przemysław Nowak, prezes łódzkiego lotniska, wykonywał ostatni skok tego dnia. Coś poszło nie tak. Runął na ziemię z wysokości 30-50 metrów. Przyczyną tragedii był prawdopodobnie błąd skoczka.

Gdy spadł z wysokości między 30 a 50 metrów, nie stracił przytomności. Skarżył się na brak czucia w nogach.

- Jego pierwsze słowa były, żeby mu nie przecinać taśm od spadochronu, nie niszczyć - mówi Krzysztof Filus "Cienki", założyciel i instruktor strefy zrzutu PeTe Skydive w Piotrkowie, gdzie w niedzielę (14 września), po godz. 15 doszło do tragicznego w skutkach wypadku.

Podczas lądowania zginął tu Przemysław Nowak, w środowisku skoczków znany jako "Stringer", na co dzień prezes Portu Lotniczego w Łodzi. Był doświadczonym skoczkiem, miał na swoim koncie 1800 skoków. Ostatni był czwartym w niedzielę i w ogóle ostatnim zaplanowanym tego dnia.

- Faktycznie wiało, ale wiatr nie miał wpływu, dla doświadczonych skoczków nie były to niebezpieczne warunki, tym bardziej, że mówiliśmy o tym na odprawie przed lotem - mówi "Cienki".

Wypadek zarejestrowała kamera, którą Przemysław Nowak miał na kasku. Jak wynika z pierwszych ocen kolegów, którzy oglądali nagranie, przyczyną wypadku był błąd skoczka.

Niedzielne popołudnie, dla wielu gości klubu Odlot czas poobiedniej sjesty. Dla skoczków, zrzeszonych w piotrkowskiej strefie zrzutu, weekendowa okazja do zwiększenia doświadczenia, w wielu przypadkach siegającego skoków liczonych w tysiącach. Tak samo było w przypadku Przemysława Nowaka.

- Był bardzo doświadczonym skoczkiem, skakał z nami od kilku lat. Miał swój spadochron, już mały, wyczynowy - opowiada Krzysztof Filus, który też skakał podczas tego samego wylotu Turboleta, który wynosi skoczków na wysokość 4 tysięcy metrów nad ziemię. Wcześniej robił rutynową odprawę, podczas której razem ze skoczkami omawiał m.in. warunki pogodowe, lądowanie.

Dość silny wiatr wykluczył z kolejnej rundy skoków mniej doświadczonych skoczków.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Tego dnia robiliśmy 5 wylotów, to był ostatni, Przemek na pierwszy się spóźnił, ale skakał cztery razy, wiedział, jakie są warunki, poza tym, to był bardzo doświadczony skoczek - podkreśla Filus. Dla niego i kolegów, którzy widzieli film z kamery na kasku ofiary, przyczyną wypadku był błąd skoczka i jednocześnie instruktora.

Spadochroniarz, jak mówi "Cienki", chciał wykonać wszystko, co sobie zaplanował, ale ostatni manewr, kolejny obrót w podejściu do lądowania, wykonał na zbyt małej wysokości. Zabrakło mu kilku, kilkunastu metrów, żeby wyjść z sytuacji cało.

- Może 10 metrów... Ale mógł zrezygnować, powinien, jak widział, że jest za nisko, też by bezpiecznie wylądował - mówi Filus.

Przemysław Nowak runął na ziemię. Spadł bokiem. Upadek spowodował ciężkie obrażenia wewnętrzne, choć w pierwszej chwili wydawało się, że doszło tylko do złamania nóg. - Ofiara była przytomna - informowała zaraz po zdarzeniu mł. aspirant Ilona Sidorko, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Piotrkowie.

Jak mówili świadkowie, obrażenia wydawały się na tyle niegroźne dla życia skoczka, że były nawet wątpliwości co do słuszności wzywania śmigłowca LPR. Ostatecznie okazało się, że 51-letni skoczek, który był reanimowany jeszcze przed startem śmigłowca, ma złamane udo, miednicę i kręgosłup. Zmarł już w łódzkim szpitalu im. Kopernika, po godz. 17.

Wyjaśnieniem okoliczności wypadku zajmują się współpracujące ze sobą prokuratura w Piotrkowie i Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Na lotnisku w momencie zdarzenia był - choć prywatnie - jej przewodniczący, Maciej Lasek. Jak informowała pracownica warszawskiej siedziby komisji, do środy powinien być znany skład komisji, która przyjedzie do Piotrkowa po zabezpieczone przez policję materiały, m.in. nagranie, spadochron. Wstępny raport dotyczący przyczyn zdarzenia powinien być znany w ciągu miesiąca.

Swoje działania podjęła też piotrkowska prokuratura rejonowa, która wszczęła w poniedziałek śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci skoczka.

- Wypadki się zdarzają, codziennie na drogach też, mają je nawet najlepsi, Robert Kubica też miał - mówi Filus.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki