Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miss 50 plus czują się jak nastolatki

Agnieszka Kubik
Aleksandra Katarzyna de Pietyrog llnicka - jej pasją są zioła
Aleksandra Katarzyna de Pietyrog llnicka - jej pasją są zioła archiwum własne
Kobiety po 50. roku życia są jeszcze piękne, bardzo zadbane i zwykle szczęśliwe. I nie mają pracy. - Dla pracodawców jesteśmy niewidzialne - mówią. Katarzyna Czajka, sama 50+, postanowiła takim kobietom pomóc.

Aleksandra Katarzyna de Pietyrog Ilnicka ze Zgierza na informację o I Ogólnopolskim Konkursie "Miss po 50-ce" trafiła na Facebooku. Od razu spodobały jej się zasady i idea - że nie trzeba być najpiękniejszą, by wziąć w nim udział.

- Jako kobieta po 50. roku życia czuję się już niewidzialna i wykluczona z wielu sfer życia, mimo że nadal pracuję zawodowo, a energii mam tyle, że mogłabym nią obdzielić kilka osób - mówi pani Aleksandra. - Postanowiłam wziąć udział w tym konkursie, żeby dać dobry przykład innym kobietom, pokazać, że można.

Aleksandra Ilnicka jest w dobrej sytuacji, bo od 20 lat prowadzi w Łodzi nieźle prosperujący biznes, czyli sklep zielarsko--medyczno-ezoteryczny "Zaułek zielarki". Jest więc niezależna i nie musi obawiać się humorów szefa lub przykrych decyzji pracodawcy. Dla osoby w tym wieku to bardzo ważne.

- Z wykształcenia jestem plastykiem, przez 15 lat prowadziłam agencję reklamową w centrum Łodzi. Wypaliłam się jednak i postanowiłam wrócić do swojej pasji, czyli ziół - mówi. - Zajmował się nimi mój dziadek, jest to więc poniekąd rodzinna tradycja. Prowadząc sklep zorientowałam się, że nie wszyscy wiedzą, jak zioła stosować, więc wpadłam na pomysł prowadzenia warsztatów, które cieszą się dużym zainteresowaniem. Dodatkowo prowadzę internetową zielarnię i własny blog "Z pamiętnika Kasi zielarki".

Ale to nie wszystkie pola aktywności naszej rozmówczyni. Jest prezesem Fundacji Pro Deo et Arte, wspierającej talenty literackie i artystyczne, wydawcą książek i tomików poezji, pisze artykuły do gazet i zajmuje się wieloma innymi rzeczami...

A mimo to Aleksandra Ilnicka czuła upływający czas i gdy natrafiła na informacje o konkursie na miss w jej wieku i o fundacji Katarzyny Czajki z Warszawy, uznała, że to jest to!

- Najbardziej spodobało mi się, że fundacja wspomaga kobiety wykluczone i że zamiast rywalizować ze sobą podczas konkursu piękności, mamy się wspierać i integrować - mówi. - Bo tak naprawdę chodzi o piękno wewnętrzne, duchowe.
"Diagnoza obecnej sytuacji kobiet i mężczyzn w wieku 50+ na rynku pracy w Polsce. Raport końcowy" przygotowany pod redakcją E. Kryńskiej, J. Krzysz-kowskiego, B. Urbaniak i J. Wiktorowicz z ubiegłego roku potwierdza niską aktywność zawodową kobiet między 45. i 69. rokiem życia - połowa z nich pozostaje bierna zawodowo, głównie w związku z pobieraniem świadczeń emerytalnych lub rentowych.

Nasze rozmówczynie podkreślają jednak, że owe świadczenia są po prostu konsekwencją utraty pracy. Co mają zrobić, gdy pracodawca ich nie chce?

- Dla pracodawców jesteśmy złem koniecznym - mówi Bogumiła Plicha, również ze Zgierza, jedna z 26 finalistek konkursu "Miss po 50-ce", i jedna z trzech, które przeszły do finału z województwa łódzkiego (obok Aleksandry Ilnickiej i Lucyny Pałosz). - Z pracy zostałam zwolniona w dniu, kiedy skończyłam 55 lat. To było bardzo traumatyczne przeżycie, bo w firmie przepracowałam całe życie. Czy miał znaczenie fakt, że z powodu pracy w tej właśnie firmie utraciłam słuch? Nie wiem. Pracodawca uznał pewnie, że w tym wieku nadaję się jedynie do pilnowania wnuków...

Pani Bogumiła o konkursie przeczytała w gazecie. Zupełnie przypadkowo, bo była u znajomej na działce i gazeta leżała na stole.

- Idea konkursu spodobała mi się, bo na swoje lata wyglądam bardzo dobrze, wszyscy dają mi 10 lat mniej - mówi. - Uznałam, że też mi się coś od życia należy, tym bardziej że jestem rozwódką, sama wychowywałam syna. Ostatnie dwa lata spędziłam na Śląsku, dokąd zostałam oddelegowana do pracy przez swojego pracodawcę. A potem mnie zwolniono. Jestem na zasiłku przedemerytalnym i dostaję co miesiąc nieco ponad 800 złotych. Jak widzę przyszłość? Chcę zrobić kurs językowy i wyjechać do Niemiec w charakterze opiekunki osób starszych. No, chyba że wygram I Ogólnopolski Konkurs "Miss po 50-ce" i nie będę miała czasu, a ponadto otworzą się przede mną nowe możliwości...

Niewykluczone, że tak będzie, tym bardziej że Bogumiła Plicha poznała już smak świata aktorskiego i zagrała w reklamie, statystowała również w filmie.

W każdym razie aktywność pomaga jej zapomnieć, jak potraktował ją pracodawca, gdy skończyła zaledwie 55 lat i wreszcie, po odchowaniu syna, mogła całkowicie poświęcić się pracy.
Lucyna Pałosz mieszka w Pabianicach i wygląda jak Monica Bellucci. Nikt nie wierzy, że ma już ponad 50 lat, bo wygląda przynajmniej o 15 lat młodziej niż wskazuje na to jej PESEL.

- To geny. Mój ojciec też zawsze musiał pokazywać legitymację w tramwaju, bo kontrolerzy nie wierzyli, że może już jeździć za darmo - śmieje się. - Poza tym prowadzę bardzo higieniczny tryb życia - zero papierosów, żadnych używek, a alkohol tylko przy większych okazjach. Kolację jadam bardzo rzadko, a na śniadanie głównie jajko na miękko.

Jajko oczywiście od szczęśliwych kur, zresztą sery, śmietanę, mleko też przywozi jej zaprzyjaźniony dostawca prosto z serca wsi, ekologiczne. Podobnie jak wędliny czy mięso, których stara się jednak unikać.

- Staram się nie jadać gotowych, przetworzonych rzeczy, wolę sama ugotować, mam wtedy wielką satysfakcję - podkreśla.
Konkurs "Miss po 50-ce" był stworzony jakby dla niej. Piękna, szczęśliwa, aktywna. I... bez pracy.

- Mam bardzo duże problemy z jej znalezieniem - wzdycha. - W sezonie jeżdżę do Holandii, ostatnio na zbiór szparagów. Miałam iść w pole, ale właściciele zdecydowali ostatecznie, że powinnam sprzedawać w sklepie, więc stoję za ladą. Mówię po angielsku, niemiecku, uczę się holenderskiego. Te dwumiesięczne sezonowe wyjazdy bardzo dużo mnie kosztują, bo opuszczam wtedy rodzinę, a ona jest dla mnie najważniejsza. Jestem bardzo dumna ze swojego syna, który jest pianistą. Niestety, jakoś na życie trzeba zarobić.

Ale Lucyna Pałosz wzięła udział w konkursie nie tylko dlatego, że jest piękną kobietą. Chce też pomagać innym paniom po 50. roku życia, na swoim przykładzie pokazać im, że można, a przynajmniej warto spróbować. Ale nie każda ma taką urodę... W końcu to ona została wybrana na główną bohaterkę teledysku, który zostanie zaprezentowany na gali finałowej, która odbędzie się w Warszawie 12 października.

- Nigdy w podobnym przedsięwzięciu nie brałam udziału, ale wyszło naprawdę super - śmieje się. - Na co dzień jestem głową rodziny, bardzo dobrze zorganizowana, natomiast podczas tego konkursu pozwalam sobie na luz. Co mi jeszcze dał? Większą pewność siebie.
Katarzyna Czajka z Warszawy na pomysł konkursu "Miss po 50-ce" wpadła nagle i od razu przystąpiła do jego realizacji.

Jak twierdzi, jest zwykłą kobietą po przejściach, której za skórę zaszedł minister kultury. To po odrzuceniu przez resort wniosków z prośbą o dotacje na jej artystyczne projekty uznała, że kobiecie w pewnym wieku jest się bardzo ciężko wypromować.

- Miałam wiele wystaw w kraju i za granicą, byłam znana w swoim środowisku, a tu nagle ściana - mówi. - Gdy w lutym tego roku kolejny mój wniosek przepadł, usiadłam w pokoju i było mi szalenie smutno. Zaczęłam szukać w internecie fundacji i instytucji, których celem jest pomoc kobietom po 50. roku życia. Nie znalazłam. Wtedy pomyślałam, że sama się tym zajmę i od razu postanowiłam założyć fundację. Jej nazwa "Miss po 50-ce" jest dość przekorna, bo tak naprawdę głównym naszym celem jest pomoc innym, nie tylko kobietom, a także aktywizacja zawodowa i społeczna osób wykluczonych.

Do projektu włączył się mój syn, fotograf Michał Czajka - to jego firma Dorum Art organizuje konkurs - oraz moja 78-letnia mama, Krystyna Podgórska, wiceprezes fundacji, która zawsze była osobą niezwykle aktywną i do dziś śmiga jak młoda dziewczyna, także w necie. Jesteśmy więc firmą rodzinną i w dodatku wielopokoleniową.

Fundacja została zarejestrowana, ale zainteresowania nią nie było żadnego. Założyciele sami więc nagrali filmik i wrzucili na portal społecznościowy - za chwilę miał 7,5 tys. fanów. Także na portalu ogłosili konkurs "Miss po 50ce", do którego zgłosiło się ponad 200 Polek, w tym 30 z zagranicy.

- Dopiero wtedy zaczęło być o nas głośno, zaproszono nas do "Pytania na śniadanie" , a potem, drogą łańcuszkową, zaczęły pisać o nas inne media. Promocja jest bardzo ważna - podkreśla.
Katarzyna Czajka trafiła na niezagospodarowaną niszę. Kobiety w sile wieku potrzebują wprawdzie stabilizacji finansowej, ale też docenienia ich atrakcyjności. A ponieważ są bardziej niż kiedykolwiek wcześniej zadbane i sprawne - sport, fitness, basen, siłownia - wcale nie czują się gorsze od swoich młodszych koleżanek.

- To konkurs piękna wewnętrznego - deklaruje Katarzyna Czajka, sama atrakcyjna kobieta, choć nie ukrywajmy: szare myszki raczej się do niego nie zgłosiły. - Dlatego będziemy wybierać miss gracji, fotogeniczności, etyki, przedsiębiorczości...
Jurorem w konkursie jest m.in. Andrzej Supron, aktor. Podczas gali finałowej piękno 26 finalistek mają oceniać m.in. Alicja Węgorzewska i Małgorzata Kalicińska.

- Ale to wszystko nie jest najważniejsze, to tylko narzędzie, by pozyskać sponsorów, bo nie ukrywam, że potrzebujemy pieniędzy - mówi Katarzyna Czajka. - Wiele osób, głównie młodych, bardzo nam pomaga, ale pewne rzeczy po prostu kosztują i tyle. Dlatego piszę różne wnioski o dotacje, śpiąc po cztery godziny na dobę, by móc przeprowadzić konkretne warsztaty i szkolenia zawodowe. I to nie na takiej zasadzie, że siedzi grupa kobiet, a coach coś tam do nich mówi. One mają się nauczyć konkretnego fachu, by móc podjąć pracę. Napisałam też książkę o tych kobietach, którą będziemy sprzedawać na gali, podobnie jak realizowany przez mojego syna kalendarz z nimi. Potrzebny jest każdy grosz - wzdycha.
Hanna Piekarska z Łodzi, 62 lata i od 7 na emeryturze (najpierw praca w banku, potem kierownik pizzerii), też zgłosiła się do konkursu. Gdy do niej dzwonimy, właśnie udziela kolejnego wywiadu. Potem spotyka się z przyjaciółkami. Nigdzie się nie spieszy. - Żyję pełnią życia: kino, teatr, koncerty - mówi. - Od trzech lat statystuję, między innymi na planie "Komisarza Aleksa", staram się łapać każdą okazję.

Katarzyna Czajka jest jej witalnością zauroczona. - To prześliczna kobieta, została ambasadorką naszej fundacji - mówi.
Statystką została również łodzianka 57-letnia Irena Frąckiewicz (czuje się na góra 40), nie ma dnia, by nie grała w filmach. Związana z wieloma agencjami reklamowymi, kręci teledyski.

- Bardzo mi się podoba bycie aktorką - śmieje się. - Zresztą jako aktorka jestem usatysfakcjonowana, gdyż moi 29- i 36-letni synowie przyznali mi własną statuetkę Oscara. Ale pracy szukam, takiej na stałe. Może mogłabym poprowadzić komuś salon mody, bo całe życie zawodowe byłam związana właśnie z modą?

- Organizując konkurs - przewidujemy drugą edycję, a być może także konkurs "Mister po 50-ce". Widzę, że bardzo wiele kobiet może pomóc innym, ale i bardzo wiele wymaga pomocy. Ważne, by to wszystko zgrać - mówi Katarzyna Czajka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki