Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces ws. zburzenia zajezdni przy Dąbrowskiego. Biegły zeznał, że była cennym zabytkiem [ZDJĘCIA]

Wiesław Pierzchała
Prof. Krzysztof Stefański, znany ekspert od dawnej architektury, nie ma wątpliwości. Zburzona zajezdnia tramwajowa przy Dąbrowskiego w Łodzi była cennym zabytkiem i należało ją zachować.

- Było to dla mnie szokujące, że tej klasy zabytek został zburzony i muszę o nim pisać w czasie przeszłym. Zajezdnia miała cechy stylu art deco i pod tym względem była wyjątkiem w skali Polski i Europy - podkreślił prof. Krzysztof Stefański, czołowy znawca łódzkich zabytków, który jako świadek zeznawał w poniedziałek w Sądzie Rejonowym Łódź - Widzew.

Toczy się w nim proces przedsiębiorcy Romana B., któremu prokuratura zarzuciła zburzenie zajezdni tramwajowej przy skrzyżowaniu ul. Kilińskiego i Dąbrowskiego w Łodzi.

Zajezdnia była w ewidencji zabytków i miała opiekę prawną. Miała być wpisana do rejestru, ale z krokiem tym nie zdążono, bowiem została rozebrana bez wiedzy i zgody służb konserwatorskich.

Wcześniej prof. Krzysztof Stefański sporządził dla sądu opinię, z której jednoznacznie wynika, że zajezdnia była zabytkiem.

Wątpliwości w tej sprawie miała broniąca przedsiębiorcę adwokat Maria Janik, która z kolei powołała się na opinię prywatną sporządzoną dla Romana B. przez związanego z Politechniką Łódzką prof. Krzysztofa Pawłowskiego. Wynikało z niej, że po pożarze dachu zajezdnia przestała być zabytkiem. Z opinią tą nie zgodził się prof. Stefański, który zaznaczył, że zajezdnia przed i pożarze była zabytkiem i w żadnym wypadku nie można było jej burzyć.

- Na zajezdni był drewniany dach pokryty papą i po spaleniu bez problemu można go było odtworzyć. Pożar dachu nie zniszczył budynku i nadal był on zabytkiem. Dlatego jestem zdziwiony, że prof. Pawłowski wygłasza takie opinie, z którymi oczywiście się nie zgadzam - podkreślił prof. Stefański.

CZYTAJ TAKŻE:**Pożar w starej zajezdni przy Dąbrowskiego**

Dodał, że zajezdnię można było wyremontować i zagospodarować, tak jak to dzieje się w innych miastach polskich i europejskich.
- Taki obiekt można było wykorzystać do celów kulturalnych, muzealnych lub komercyjnych - stwierdził świadek.

Po jego zeznaniach mecenas Janik wystąpiła z wnioskiem, aby na kolejną rozprawę wezwać jako świadka prof. Pawłowskiego.
Sędzia Grzegorz Gułajewski zatwierdził wniosek, tym bardziej, że - jak podkreślił - między opiniami obu profesorów występuje sprzeczność zasadnicza, dlatego zeznania prof. Pawłowskiego stają się niezbędne. Dojdzie do nich na kolejnej rozprawie - 27 października.

Chodzi o wydarzenie z 14 września 2012 r., gdy z pejzażu miejskiego zniknęła stylowa - z elementami art deco - zajezdnia z lat 20. XX wieku. Jej zburzenie spotkało się z powszechnym oburzeniem i potępieniem. Władze miasta zaalarmowały prokuraturę, zaś internauci na przedsiębiorcy - burzycielu nie zostawili suchej nitki.

Śledztwo prokuratury zakończyło się sporządzeniem aktu oskarżenia. Trafił on do Sądu Rejonowego na Widzewie. Jednak zamiast procesu była zaskakująca decyzja sędzi Doroty Siewierskiej, która nieoczekiwanie umorzyła sprawę przed wszczęciem procesu.

Krok ten był tym bardziej zdumiewający, ponieważ w identycznej sprawie Wojciech L., który zburzył willę Reinholda Langego przy ul. Zgierskiej (też była w ewidencji zabytków i też miała opiekę prawną), został przez sąd skazany.

Oczywiście prokuratura odwołała się od decyzji sędzi Siewierskiej, sąd wyższej instancji podzielił racje prokuratury i skierował sprawę do normalnego rozpoznania przez sąd na Widzewie. Stąd proces. Roman B. nie przyznaje się do winy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki