Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka Wojciechowska van Heukelom: Chcę wsadzić kij w mrowisko

Piotr Brzózka
Agnieszka Wojciechowska van Heukelom
Agnieszka Wojciechowska van Heukelom Grzegorz Gałasiński
Nigdy nie byłam częścią żadnego układu - mówi Agnieszka Wojciechowska van Heukelom, kandydatka Kongresu Nowej Prawicy na prezydenta Łodzi, dodając, że zamierza wsadzić kij w mrowisko.

Mały quiz na początek. Kto to powiedział: "gdyby się pan znał na kobietach, to by pan wiedział, że zawsze się trochę gwałci"?
Domyślam się po tak sformułowanym pytaniu, że Janusz Korwin Mikke. Co nie znaczy, że się z taką wypowiedzią utożsamiam.

"Przeciętna kobieta nie interesuje się polityką, a chodzi o to, by głosowali tylko ci, którzy polityką się interesują", powiedział też JKM, tłumacząc, dlaczego kobiety nie powinny mieć czynnych praw wyborczych. Dobrze, że mogą mieć choć bierne i Pani może wystartować z poparciem Kongresu Nowej Prawicy...
Nie zauważyłam, żeby Korwin-Mikke powiedział, iż kobiety nie powinny mieć czynnego prawa wyborczego. Zwrócił uwagę na fakt, że wielu wyborców głosuje nieświadomie. Każdy z nas spotkał się z taką sytuacją, że przed lokalem wyborczym stoi sąsiadka i pyta: pani Zdzisiu, na kogo mam głosować, bo właściwie nie wiem. I ta sąsiadka, która nie wie na kogo głosować, przyczynia się do określonego wyniku wyborczego. Lepiej by było, żeby ludzie się interesowali, w czym biorą udział. Prawo wyborcze jest przywilejem, ale nie wszyscy chcą i potrafią z niego korzystać.

A ja i tak mam wrażenie, że nie bardzo Pani pasuje do tego towarzystwa.
Zacznijmy od tego, że nie ja popieram Janusza Korwin-Mikke, tylko działacze Nowej Prawicy poparli mnie. W uzasadnieniu, które opublikowali na swojej stronie, napisali, że popierają moje działania i postawę, uważają, że mam w sobie siłę i odwagę, by wprowadzić zmiany, których się domagają.

Jest Pani kojarzona z prawicą, alej zajmuje się Pani działalnością społeczną. A co powiedziałby Korwin-Mikke spółdzielcom, gdyby przyjechał na łódzki Manhattan? Może stwierdziłby "to wasz problem, radźcie sobie sami".
Jestem przekonana, że tak by nie było. Bo walka o prawa właścicieli mieszkań spółdzielczych wpisuje się w walkę o prawo własności w ogóle. Na Manhattanie większość mieszkań została wykupiona, a pomimo to mieszkańcy nie są w stanie wyegzekwować podstawowych praw związanych z własnością. Przykład tego osiedla pokazuje, do czego może prowadzić niewymienianie władzy i brak kontroli nad władzą. Żeby władza mogła dobrze funkcjonować, musi być co jakiś czas przewietrzana.

Nie boi się Pani, że albo Pani pociągnie Nową Prawicę w dół, albo oni pociągną Panią?
Trudno powiedzieć, ale pierwsze komentarze były pozytywne, mówiono, że poprawię wizerunek Nowej Prawicy. Zresztą chcę to zrobić, bo jest tam wielu młodych, wartościowych ludzi, wydaje mi się, że są krzywdzeni opiniami o skrajności tej partii. Ja uwzględniam aspekty społeczne, ale w takim kontekście, jak to powinno być w cywilizowanym świecie. Chodzi o to, by dać wędkę, a nie rybę. To możemy razem z Nową Prawicą wypracować i na to liczę.

Na Nową Prawicę chcą głosować w Łodzi głównie mężczyźni. Część z nich może mieć problem z akceptacją Pani, jako kandydatki.
Gdybym ja miała się tego obawiać, musiałabym w ogóle nie uczestniczyć w wyborach. Nie boję się tego, podobnie jak skrajnego feminizmu, z którym też się nie zgadzam. Nie lubię tego typu postaw. Przykład Partii Kobiet pokazał, że koncentrowanie się tylko na wyborcach jednej płci, nie do końca może się powieść. Dlatego cieszę się, że Kongres Nowej Prawicy postanowił udzielić mi poparcia. Podobnie, jak Stowarzyszenie Republikanie. Nie rozmawiamy o polityce krajowej, tylko samorządzie, a tu powinien się liczyć człowiek. Boleję nad tym, że zmieniona ordynacja w kraju jest bardzo nierówna. Gdzieniegdzie są już jednomandatowe okręgi wyborcze, ale w 65 miastach na prawach powiatu zachowano starą ordynację. A to powoduje, że w Łodzi szansę mają wyłącznie osoby kandydujące z poparciem partii politycznych.

Czy czuje się Pani częścią układu zamkniętego? Jako dawna współpracowniczka Jerzego Kropiwnickiego, świetnie nadaje się Pani do układanki, która usiłują nam "sprzedać" Dariusz Joński i Tomasz Trela.
Tyle, że wszyscy ci ludzie z SLD, łącznie z panem Trelą, pełnili mandaty posłów, radnych. Mieliśmy trzech prezydentów z SLD, ta partia współrządziła miastem z "florystami" za czasów komisarza Sadzyńskiego. Mieli okazję pokazać, czego nie potrafią. Retorykę SLD kwituję uśmiechem, wszak "ubrał się diabeł w ornat i na mszę ogonem dzwoni". Tak naprawdę w całym spektrum kandydatów startujących dziś w Łodzi, mandatu nie pełniłam tylko ja i Piotr Biliński. Ale za to on był wieloletnim architektem miasta, wydającym decyzje administracyjne w imieniu Prezydenta. Ja nigdy nie byłam częścią żadnego układu. Płynę pod prąd.
Ale u Kropiwnickiego Pani pracowała...
W takim razie częścią układu musiałby być 3 tysiące urzędników Hanny Zdanowskiej czy Jerzego Kropiwnickiego. Urząd miasta jest jednym z największych pracodawców w Łodzi. Jerzy Kropiwnicki rządził prawie dwie kadencje, więc logiczne, że wiele osób otarło się o jego rządy. Ale to zupełnie co innego, niż bycie częścią układu. Łodzią od wielu lat rządzi 500 tych samych osób w różnych konfiguracjach Typowy układ zamknięty. Mój start, to chęć wsadzenia kija w mrowisko.

Kija, czy tylko kijka? Na co Pani liczy?
Liczę na rozsądek wyborców. Rzeczy trudne robię natychmiast, niemożliwe zajmują trochę więcej czasu, co do zasady - mierzę wysoko, trafiam średnio. Gdybym mierzyła średnio, będę trafiać nisko, jak będę mierzyć nisko, nie trafię nigdzie. Proszę zauważyć, że kampanie wyborcze konkurencji ograniczają się do tego, że wszyscy zapowiadają, iż będą słuchać. W takim razie powinni zostać słuchaczami. A tu jest potrzebny człowiek do ciężkiej pracy. Łódź ma pecha, bo wszyscy chcą stać przy sterze, a nie ma komu wiosłować. Ja chętnie wezmę wiosło.

Na pewno spotkała się Pani już z zarzutem, że zaangażowanie w konflikt na Manhattanie jest działaniem obliczonym na wynik wyborczy.
Czekałam na to pytanie. Ilekroć ono pada, zawsze mnie bawi. Wynikałaby z tego logika następująca: mają prawo w wyborach startować tylko ci, którzy nic nie zrobili. Wszystkie te niedźwiedzie, które zapadają w sen czteroletni, budzą się przed wyborami , stają przed kamerami , krzyczą "to ja" - oni mają prawo startować. Piątki radnych, którzy zostali wybrani z dzielnicy Śródmieście - Łukasza Magina, Jacka Borkowskiego, Piotra Borsa, Ulę Niziołek Janiak, Czesława Telatyckiego - nikt nie pyta, dlaczego w ogóle się ważą. Pyta się mnie , choć to ja cały czas stałam przy mieszkańcach i załatwiałam ich sprawy, mimo iż nie musiałam. Osoby obdarzone mandatem, które powinny działać, nie reagowały. Nie przyszłam na Manhattan w jakimś celu. W szpitalu Korczaka nie byłam w jakimś celu, w kamienicach nie pojawiam się w jakimś celu. Idę, bo ludzie mnie proszą, a ja chętnie pomagam. Odsyłam do starych wywiadów ze mną. Mimo iż w 2011 r. nie zdobyłam sejmowego mandatu, wypełniłam to co obiecałam, w takim zakresie, jak to było tylko możliwe. Jestem znana łodzianom poprzez moje działania. Brak wiary, że ktoś może zrobić coś dla innych ot po prostu, traktuję jako bardzo smutny sygnał i dowód pewnej demoralizacji.

Co miasto powinno zrobić w sprawie dramatu na Manhattanie? Spłacić 37 milionów zadłużenia, do którego doprowadziła spółdzielnia?
Zaniechania miasta w sprawie tego osiedla są skandaliczne. To lata przyzwolenia na nieprawidłowości związane np. ze sposobem sprzedaży gruntów będących w użytkowaniu spółdzielni. Operaty szacunkowe w tym wypadku były przedstawiane przez... spółdzielnię, na mocy porozumienia, które swego czasu zawarł ówczesny wiceprezydent Marek Michalik z prezesami spółdzielni. Na to nakładają się brak kontroli i zaniechania w urzędzie. Urzędnicy, którzy niechlubnie "współpracowali" z prezesem Krzysztofem D. nie zmienili swoich stanowisk, nie zostali ukarani. To jest niedopuszczalne. Mówiłam o tym w bezpośredniej rozmowie prezydent Zdanowskiej . To nie jest tak, że miasto nie może zrobić nic. Urzędników powinno się kontrolować.

Ale mówimy o historii. Nieszczęście już się stało, czy miasto może i czy powinno pomóc mieszkańcom tej spółdzielni. Uruchomić rezerwę na spłatę tych długów?
Nie. SLD, jako formacja lobbująca na rzecz prezesów, proponowało uruchomienie rezerwy, ale to czysty absurd. W tej chwili mielibyśmy sytuację następującą: nie dość, że konsekwencje wadliwej polityki władz spółdzielni muszą ponosić jej mieszkańcy, to jeszcze koszty te zostałyby przeniesione na wszystkich mieszkańców Łodzi. Trzeba to przerwać i rozliczyć winnych. Dziś miasto przede wszystkim nie powinno niczego ukrywać przed spółdzielcami, nie może być tak, jak się stało, że spółka miejska ZWiK wnosi o upadłość spółdzielni, a mieszkańcy o tym nic nie wiedzą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Agnieszka Wojciechowska van Heukelom: Chcę wsadzić kij w mrowisko - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki