Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie tylko ogórek i prezerwatywa

Marta Madejska
Marta Madejska jest doktorantką Instytutu Kultury Współczesnej UŁ, animatorką społeczną, zaangażowaną w pracę łódzkiego sektora pozarządowego.
Marta Madejska jest doktorantką Instytutu Kultury Współczesnej UŁ, animatorką społeczną, zaangażowaną w pracę łódzkiego sektora pozarządowego.
Łódź jest pierwszym w Polsce miastem, które postanowiło wprowadzić edukację seksualną w szkołach - na razie ma ona formę warsztatów prowadzonych przez zewnętrzną organizację, obejmuje ok. 400 uczniów gimnazjalnych (po uprzednim wyrażeniu zgody przez rodziców i samych uczniów). I naprawdę jest to powód do dumy, a nie niepokoju.

Sama pamiętam, jak w szóstej klasie - mieliśmy wtedy po 12 lat - na lekcji wychowawczej higienistka puściła nam film o pierwszej miesiączce. Wyprodukowany był w latach 70. i byliśmy drugim pokoleniem zapoznawanym dzięki niemu z tajnikami zmian zachodzących w ciele dziewczyny podczas dorastania. Za sprawą małej rewolucji prowadzonej przez higienistkę, czy też z obawy przed rozrabianiem chłopców na korytarzu, oglądaliśmy film w składzie koedukacyjnym, co było rzadkością w realiach postępującej segregacji płciowej, której doświadczaliśmy od końca trzeciej klasy.

Chłopcy podczas oglądania kryli wypieki, na zmianę zainteresowania i wstydu o niewyjawionych przyczynach (już wtedy wielu moich kolegów - wrażliwych, ciekawych osobowości - miało problemy z wyrażaniem uczuć i emocji, gdyż ponoć "nie przystoi to mężczyźnie"). Nigdy nie zaprezentowano nam niczego analogicznie tłumaczącego, co może dziać się z nimi.

Film mimo przestarzałej estetyki, był całkiem niezły. Był pierwszym i ostatnim elementem tego typu w całej mojej edukacji, nie licząc późniejszej, pojedynczej wizyty oficera policji, który tłumaczył nam cyt. "do kiedy na dziewczynie leży prokurator". W kolejnych latach w ramach przedmiotu "Wychowanie do życia w rodzinie", przezywanego "Bocianologią", nauczyciel historii i WOS-u wyciągał dość przypadkowo cytaty z Biblii i filozofów oraz opowiadał nam o tym, jak wredną żonę miał Sokrates. Z tych zajęć pamiętam głównie granie w tenisa stołowego dwoma ołówkami i gumką do ścierania oraz zamrażanie soku pomarańczowego na parapecie w zimie. To był czas stracony, ale nie musi tak być.

Przeglądając program i materiały udostępnione przez twórców łódzkich warsztatów myślę zawsze o setkach tysięcy - w skali pokolenia - sytuacji krępujących, wstydliwych, niekomfortowych, głęboko żenujących, a co gorsza niejednokrotnie niebezpiecznych, których można by uniknąć, gdyby wszyscy odbierali taką edukację. O konsternacji wynikającej ze zmian we własnym ciele i psychice i poczuciu niskiej wartości przy nieustannym porównywaniu się z wizerunkami okładek pism kolorowych.

Programy te zawierają nie tylko kwestie związane z przedwczesną ciążą, antykoncepcją i profilaktyką chorób przenoszonych drogą płciową, z ochroną przed pornografią, marketingową seksualizacją i tożsamością płciową, ale całe spektrum zagadnień dotyczących psychofizycznego i emocjonalnego rozwoju - dojrzewanie płciowe i społeczne, umysł i ciało, miłość, przyjaźń, związki i relacje, w tym zaufanie, lojalność, troska o siebie i drugą osobę, odpowiedzialność, szacunek, asertywna obrona własnych granic.

Zdumiewa mnie tymczasem poziom i treść krajowej dyskusji o edukacji seksualnej oscylującej daleko od kwestii merytorycznych, gdzieś w kosmosie oskarżeń o pedofilię samych edukatorów i fobii przed "kobietami z brodą". Według twórców ustawy obywatelskiej, która zebrała podpisy pod hasłem "stop pedofilii" - która w rzeczywistości w swoim kształcie w żaden sposób nie celuje w pedofilię, ale właśnie w edukację seksualną - ta ostatnia równoznaczna jest z "seksualizacją młodzieży" i "przedwczesnym rozbudzaniem popędów".

Zdumienie nad formą tej "krytyki" utrudnia formułowanie polemik, bo tam, gdzie ja widzę działania zgodne z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia i założeniem, że "prawa seksualne należą do uniwersalnych praw człowieka bazujących na niezbywalnej wolności, godności i równości wszystkich istot ludzkich", oponenci widzą wyłącznie zakładanie prezerwatywy na ogórka (rozbijające tradycyjne wartości i ideę rodziny).

Prowadzącej obecnie warsztaty w Łodzi Fundacji Spunk wytyka się przede wszystkim, że "spunk" to ponoć wulgarne określenie na spermę w slangu brytyjskim. Dlaczegóż nikomu nie przejdzie przez myśl, że nazwa ma swoje źródło w książkach Astrid Lindgren o Pipi Pończoszance, która "wymyśla" fascynujące słowo, oznaczające w języku angielskim - według słownika Collinsa - odwagę i siłę ducha?

Zachowanie wszystkiego na niewypowiedzianym poziomie, pozostawienie "pewnych spraw" wyłącznie sferze wzajemnego poznawania ciał w szatniach szkolnych, na imprezach i pod prysznicami obozów młodzieżowych, skutkuje bezkrytycznością wobec medialnych, wypaczonych obrazów, ale też takich zjawisk, jak przemoc w rodzinie. Ostatecznie, dzięki temu właśnie możliwa staje się ostatnia sytuacja, w której prawicowy pisarz i publicysta - pan Ziemkiewicz, osoba wykształcona i oczytana, ojciec rodziny - stwierdza publicznie: "No cóż, kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej, niech rzuci pierwszy kamień". Czy to są te tradycyjne wartości, które zniszczyć ma edukacja seksualna?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki