Strona internetowa parafii Zesłania Ducha Świętego w Łodzi nie pozostawia wątpliwości, że instrument, będący w posiadaniu parafii, jest wyjątkowy. "Na chórze muzycznym wspaniałe pneumatyczne 46-głosowe organy o czterech manuałach wykonane przez firmę Schlag und Söhne" - donosi. Organy wykonano w 1892 roku, tuż po budowie eklektycznego kościoła przy placu Wolności.
Jednak od kilkunastu lat ich dźwięku nikt nie słyszał. Są w ciągłym remoncie. A studenci, którzy z chóru grają na organach elektrycznych, przynoszą zatrważające wieści.
- Rok temu na organy lała się z dachu woda. Powiadomiłem księdza, przyniósł wiadra. Stoją tam do tej pory - mówi jeden z muzyków. - W kościele hula wiatr, okna są łatane byle czym. Raz, gdy grałem, spadł na mnie tynk z malowidła. Kiedyś wszedłem na jedną z wież, a tam leżały zdechłe gołębie.
Dostaliśmy zdjęcia: organy otoczone rusztowaniami, połamane piszczałki, okna zatkane byle czym, wszędzie kurz i narzędzia.
- W młodości siedziałem tu w każdą niedzielę od 8 do 14, słuchając tych organów. Miały wyjątkowy dźwięk - wspomina Krzysztof Kulis, konserwator klawesynów z Łodzi. - To porażające, że przy takim instrumencie od 14 lat do mszy gra się jak na weselu na organach elektrycznych - dodaje.
Organy służyły najpierw ewangelikom w dawnym kościele Świętej Trójcy, a po drugiej wojnie światowej katolikom z garnizonowego kościoła Zesłania Ducha Świętego. Katolicy przez wiele lat tylko użytkowali kościół. W 1997 roku odkupili go wraz z organami.
- To jedne z najcenniejszych łódzkich organów, zawierające prawdopodobnie najstarsze piszczałki w Łodzi, pochodzące jeszcze z pierwszego kościoła przy placu Wolności - mówi doktor Krzysztof Urbaniak z Akademii Muzycznej w Łodzi. - To organy romantyczne, których brzmienie idealnie współgrało z akustyką kościoła. Takich jak te w centralnej Polsce nie znajdziemy. Ich odrestaurowanie byłoby sensacją - dodaje.
W 1970 roku organy, podobnie jak cały kościół, zostały uznane za cenne i wpisane do rejestru zabytków. Dziś wejście na chór jest w ciągu dnia zamknięte na kłódkę. Ale i tak widać zacieki na ścianie, dziurę po odpadniętym tynku i odpadający z sufitu tynk. Łuszczy się elewacja. Złażąca płatami farba to przykry zgrzyt z piękniejącą Piotrkowską.
Nie pasuje też do kończonej właśnie plebanii: czterokondygnacyjnej, wielkości sąsiednich kamienic, z marmurem w środku, mozaiką na froncie, przedstawiającą łódź na morzu. Wysoki, przeszklony parter ma służyć za kancelarię. Są mieszkania dla księży i salka parafialna.
- To skandal, że ksiądz ma pieniądze na budowę plebanii, a zabytkowe organy niszczeją - nie przebiera w słowach Kulis.
Proboszcza księdza Pawła Sudowskiego spotykamy, gdy przygląda się pracy robotników, układających chodnik z granitowej kostki.
- Nie mamy środków na remont organów. Kosztowałby co najmniej 600-700 tys. zł - tłumaczy proboszcz. - Remont zaczął w 2000 roku mój poprzednik. Są dobrze zabezpieczone i zamknięte na cztery spusty - zapewnia.
Jak podkreśla proboszcz, kościół od 10 lat jest w remoncie. Zaniedbania mają pochodzić z czasów, gdy kościół był własnością ewangelików.
- Moi poprzednicy nie mogli przeprowadzać remontów, bo kościół nie był ich - mówi. - Teraz to nadrabiam. W ciągu 10 lat wydałem na remont 2 mln zł. Przełożone są witraże, wymienione drzwi, wyremontowane wieżyczki. Na remont potrzeba jeszcze 8-10 mln zł.
Czy zamiast na plebanię nie można było wydać pieniędzy na remont zabytkowego kościoła i organów?
- Bez domu parafialnego nie ma prawdziwej parafii - przyznaje. - A u nas przez 60 lat księża musieli mieszkać w wynajętych mieszkaniach, a kancelaria gnieździła się w zakrystii. Tak nie może to wyglądać - ripostuje ksiądz Sudowski.
A cena plebanii to parafialna tajemnica.
Organami od kilkudziesięciu lat z krótką przerwą opiekuje się łódzka firma Szczerbaniak.
- 2 lata temu proboszcz zatrzymał remont. Dużo już zostało zrobione, ale miał inne wydatki, budowa plebanii była priorytetem - mówi szefowa firmy.
Od 2003 roku remont organów nadzoruje wojewódzki konserwator zabytków w Łodzi.
- Znamy ten obiekt, przeprowadzamy w nim kontrole. Na pewno nie leje się na niego woda. Budynek nie jest w aż tak złym stanie - zapewnia Wojciech Szygendowski, wojewódzki konserwator.
Za stan kościoła od początku 2013 roku odpowiedzialny jest miejski konserwator zabytków.
- Jeszcze nie przeprowadzaliśmy w nim kontroli. Rozmawiamy z proboszczem, ale staramy się być wyrozumiali. W krótkim czasie nie da się nadrobić zaniedbań. A najważniejsze dla budynku fundamenty i ściany proboszcz remontuje - wyjaśnia Kamila Kwiecińska-Trzewikowska, miejski konserwator.
Od 10 lat miasto niemal co roku przekazuje parafii dotacje na remont świątyni i organów. W sumie 1 mln 50 tys. zł na remont drzwi, wieżyczek i schodów do kościoła. 200 tys. zł miasto przekazało na naprawę samych organów.
W lipcu Krzysztof Kulis złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa zniszczenia organów. Potem powiadomił Inspekcję Nadzoru Budowlanego.
- Wyznaczyliśmy kontrolę w kościele. Jeśli to prawda, byłby to pierwszy kościół w złym stanie technicznym, odkąd jestem na tym stanowisku - mówi Julita Wieczorek, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Łodzi.
Na początku września prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie o zniszczenie mienia.
- Doniesienie zostało uznane za wystarczająco wiarygodne - mówi Jacek Pakuła z Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Będą przeprowadzone oględziny. Trwa też ustalanie, czy organy nie stanowią zabytku. To wpłynęłoby na kwalifikację prawną czynu.
Proboszcz nie martwi się dochodzeniami.
- Jaka prokuratura? Proszę pani, jeśli by to była prawda, ktoś by się już do mnie zgłosił - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?