Właściwie trudno powiedzieć, dlaczego kibice i szefowie klubu oczekiwali, że Rafał Pawlak odmieni zespół. Już w zeszłym sezonie przekonali się przecież, że Pawlak do grona trenerów "cudotwórców" nie należy, a z drugiej strony wielokrotnie już przekonali się, że Widzew ma piłkarzy bardzo słabych.
Niemal każdy mecz Widzewa wygląda tak samo - w środku pola nawet nieźle, dużo błędów w obronie i kompromitujące zagrania w ataku. Dokładnie tak samo było w piątek w Suwałkach, gdzie Widzew chciał ograć Wigry i uciec z ostatniego miejsca w tabeli. I miał na to szanse, bo już w trzeciej minucie gracze suwalskiej drużyny musieli wybijać piłkę z linii bramkowej najpierw po strzale Krystiana Nowaka, a później Rafała Augustyniaka.
Ale w 21. minucie na prowadzenie wyszły Wigry, gdy Artur Bogusz uderzył piłkę z dystansu, Dino Hamzić wybił ją przed siebie, a Kamil Adamek z bliska trafił do bramki. Sulwalska drużyna wygrywała 1:0, co pozwalało jej grać spokojniej. A Widzew? Próbował atakować, ale napastnik Adam Duda wywoływał uśmiechy politowania.
Zaraz po przerwie Widzew niespodziewanie wyrównał, gdy w polu karnym sfaulowany został Mariusz Rybicki, a jedenastkę wykorzystał Nowak.
Łodzianie kolejny raz nie zdołali jednak choćby utrzymać remisu, bo w 71. minucie były gracz Widzewa Sebastian Radzio ustalił wynik meczu. Trzy minuty później mógł podwyższyć na 3:1, ale Hamzić w sytuacji sam na sam okazał się lepszy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?