Spodziewanie stanęliśmy w Łodzi przed pytaniem: zadłużać bardziej miasto czy nie zadłużać, czyli prowadzić dalej rozbuchane inwestycje czy też przyhamować zapał. W typowo kampanijny sposób ustawia się to pytanie tak, że niby mamy wybór między dalszym rozwojem miasta, a odwrotem w stronę zacofania.
Tak, jakby ten rodzaj inwestowania w miasto, jaki preferowany jest w ostatnim czasie, był jedynym słusznym i możliwym. Oczywiście, stan łódzkich dróg w wielu miejscach był katastrofalny, ale czy w zapóźnionym w rozwoju całym mieście właśnie jezdnie stanowiły najpilniejszy problem do rozwiązania?
Z punktu widzenia włodarzy drogownictwo to najłatwiejszy sposób na wykazanie swoich działań: można się sfotografować na ulicy przed rozpoczęciem inwestycji i po jej zakończeniu, mimo narzekań mieszkańców na utrudnienia można ich przekonać, że to wszystko po to by było lepiej (no i lepiej będzie, bo utrudnienia się skończą), a efekt budowy ulicy jest jak na nasze realia w miarę szybko dostrzegalny, bo przecież widać nową ulicę, dobrze to wygląda w telewizji i prasie.
Czy jednak naprawdę wierzymy w to, że od nowych ulic zmieni się jakość i poziom życia mieszkańców Łodzi? Niepotrzebny remont Piotrkowskiej i trwająca niepotrzebna budowa trasy W-Z są wyrazistymi przykładami na to, że nie tędy droga. Znacznie trudniej jest sprawić, by w czystym mieście, żyli zamożniejsi ludzie, czujący się bezpiecznie. Wtedy sami dbali by o to, żeby wraz z włodarzami miasto upiększać. Bez inwestowania w mieszkańców ich kolejne pokolenia będą się przemieszczać po płaskich jezdniach w niezmiennym poczuciu beznadziei.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?