Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera farsy "Hotel Minister" zaczęła sezon w Teatrze Powszechnym w Łodzi [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
W najpełniejszej i najbardziej spójnej roli oglądamy Jakuba Firewicza (asystent Rylski). Udanie, z rozumieniem farsowych mechanizmów partneruje mu Marta Jarczewska (jako żona posła Wolskiego)
W najpełniejszej i najbardziej spójnej roli oglądamy Jakuba Firewicza (asystent Rylski). Udanie, z rozumieniem farsowych mechanizmów partneruje mu Marta Jarczewska (jako żona posła Wolskiego) Krzysztof Szymczak
Jak zwraca się poseł i wiceminister do swej żonki? "Stara szkapo", i dawaj klepie ją w "zad". Spragniona takich "żartów" (a może i "karesów") część widowni chichocze w zachwycie. Ubaw jest też, gdy kelner Chińczyk tak pomaga wstać asystentowi posła, że homoerotyczne skojarzenia walą w łeb jak młot. Seksizm? Kpina z gejów? Myli się ten, kto sądzi, że "Hotel Minister" Raya Cooneya zmaga się z kajdanami politycznej poprawności. Teatr Powszechny w Łodzi otworzył sezon farsą do bólu tradycyjną i tradycyjnie wyreżyserowaną.

"Co mnie obchodzi utwór, w którym ojciec nie poznaje własnej córki, gdyż ta włożyła nowe rękawiczki!" - ironizował Julian Tuwim, który nie cierpiał operetki, nazywał ją "nudną Niemczurą" i chciał zastąpić komedią muzyczną. Jak nazwałby farsę? "Zidiociałym wyspiarzem"? "Ociemniałym Angolem"? Ale nie każda jest przecież taka, bo niedawno oglądany na tej samej scenie "Boeing, boeing" Marca Camolettiego, też w reżyserii Giovanny'ego Castellanosa, rozbijał oklepany dwójkowy układ romansowych sytuacji (przez romans z trzema stewardesami), miał solidne uzasadnienie dla tempa akcji (układ lotów) i był atrakcyjny od strony językowego humoru. Atutów tych brak wątłemu tekstowi Cooneya.

Zasada farsy jest taka, że spiętrzone qui pro quo daje aktorom (tu tylko Jakubowi Firewiczowi, jako asystentowi Rylskiemu) do zagrania kilka ról. Tym razem zamiany ról zszyte zostały tak od niechcenia, że z "Hotelu" zostaje goły szkielet mechanizmu. Castellanos zaproponował w roli "wdzianka" kilka pomysłów, lecz nie rozciąga ich na całe przedstawienie, a tylko nieśmiało wrzuca w akcję (np. celowo przesadne akcentowanie muzyką zwrotów w akcji, wykorzystanie obsługi zmieniającej scenografię do przełamania konwencji). Bez nich "Hotel" też by się obył.

Podkreślił (a może całkiem dodał?) wątek podsłuchów, których lęka się wiceminister. Podobnie jak w "Boeing" uruchomił łódzki kontekst - tu akurat scenografią (według projektu Wojciecha Stefaniaka, wykonaną tak, że ścianki się chwieją), która przypomina lofty - nawet jeśli to hotel sejmowy? Na polskie zmieniono zaś nazwiska postaci np. z posła Richarda Willeya robiąc Ryszarda Wolskiego, ale jego żona już ostała się Pamelą (udany debiut na scenie "Powszechnego" Marty Jarczewskiej).

Czasem trudno żądać od farsy żelaznej logiki w akcji, ale jej niedostatek w prowadzeniu aktorów to problem. "Śmisznych" bzdurek, które powstały, bo reżyser źle poprowadził sceny lub rytm akcji jest tu wielość. Poseł (na początku zbyt ambitnie chce budować rolę Jakub Kotyński) romansujący z sekretarką premiera Joanną Bąk (Katarzyna Grabowska), każe asystentowi (Firewicz) zarezerwować pokój, który wykorzysta gdy żona pójdzie do teatru. W recepcji Rylski się myli, ale dlaczego podaje się za Kolędę, a nie za Dyngusa - nie wiadomo. Żona ministra i jego kochanka dyszą żądzą, ale jej nie zaspokajają, bo... muszą się odświeżyć. Minister omyłkowo zażył tabletki, które potęgują chuć i pobudliwość, ale ani buchaj, ani psychol z niego nie wychodzą.

Idiotyzm bieganiny i trzaskania drzwiami ma apogeum, gdy wózkiem z szampanem minister wpycha kochankę do łazienki. Słusznie, przed "Hotelem" lepiej coś sobie golnąć i wyłączyć szare komórki. Widownię do rozpuku bawi sprzedajny kelner, którego Damian Kulec gra w znany z kabaretu sposób kalecząc język polski. Czyżby reżyserowi nie przeszkadzało, że trudno aktora zrozumieć?

"Powszechny" ma w repertuarze kilka fars. Do puli dorzuca kolejną. Otwierając nią sezon niejako wystawia ocenę widowni - spragnionej prostej rozrywki, czekającej kiedy to będzie mogła beknąć śmiechem. Preferencje widowni są zaś oznaką klęski urzędników, którym nieopatrznie powierzono kulturę, a którzy decyzjami zaprzeczają działaniom mającym przygotować łodzian do udziału w kulturze. To właśnie w gabinetach tych "luminarzy" rodzą się "straszni mieszczanie" z wiersza Juliana Tuwima, którzy "Patrzą na prawo, patrzą na lewo / A patrząc - widzą wszystko oddzielnie". Widz nawykły do powierzchownego obcowania ze sztuką podobnie postąpi z dziełami nieco bardziej wymagającymi. Jeśli w ogóle samodzielnie po nie sięgnie. Na przykład po "Prawdę" z małej sceny "Powszechnego".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Premiera farsy "Hotel Minister" zaczęła sezon w Teatrze Powszechnym w Łodzi [RECENZJA] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki