Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto zostałby prezydentem Łodzi, gdybyśmy głosowali na plakaty? [PLEBISCYT]

Marcin Darda
Jest takie powiedzenie, że ludzie nie głosują z rozmysłem, wybierając kandydata na posła, prezydenta czy radnego. Głosują albo ciężarem portfela (czyli czy jest cięższy przy obecnej władzy, czy też lżejszy), albo oczami. Wybierają wtedy takiego kandydata, który czymś ich ujął, a jest to zazwyczaj wygląd. Co zatem wynika z wizualnych projekcji ośmiorga kandydatów na prezydenta Łodzi? "Rozszyfrowanie" przedstawiamy w kolejności alfabetycznej, czyli takiej, jaką wyborcy zobaczą na karcie do głosowania w dniu wyborów samorządowych 16 listopada.

PIOTR BILIŃSKI

Skromnie pokaże się Piotr Biliński, kandydat Łodzian bez Partii, a w latach 90. architekt Łodzi. O grafice z Bilińskim na pierwszym planie dużo powiedzieć się da: to po prostu kandydat, który chce pokazać swoją dojrzałość, zaś sama bijąca z plakatu skromność ma zapewne podkreślić różnice w stosunku do prezentacji typowo partyjnych, ociekających bogactwem, które de facto bierze się z budżetowych subwencji.

Biliński chce w ten sposób wrzucić kamyczek do ogródka prezydent Hanny Zdanowskiej, bo w wersji, którą otrzymaliśmy, brakuje jeszcze hasła wyborczego. A ma ono brzmieć... "Nie wystarczy kochać Łodzi, trzeba ją rozumieć". Sprytne, biorąc pod uwagę fakt, że hasło prezydent Zdanowskiej to "Kocham Łódź".

***

JOHN GODSON

Z kolei bezpartyjny dziś łódzki poseł John Godson schudł od kwietnia aż 18 kilogramów (przekonuje, że nie ze względu na wybory, a zdrowie), i to jest pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy na plakatach z jego wizerunkiem. Godson ustawił się niby w pozie defensywnej, z dłońmi ułożonymi na ramionach, ale najgorzej to nie wygląda. Widać, że chce się pokazać z dojrzalszej strony niż dotychczas: zrezygnował z uśmiechu zębicznego, który lansował w poprzednich kampaniach, w oczy rzuca się bardziej siwy włos, jakkolwiek by nie patrzeć - symbol mądrości.

Czerwień na grafice nawiązuje do dynamiki i zwycięstwa. W tle piękny park i... Może to nadinterpretacja, ale jedno z drzew w centralnej części wyraźnie odstaje kolorystyką od innych, jakby usychało. Kto wie, może ma symbolizować nie dosyć szybki rozwój Łodzi, co Godson często podkreśla w swojej narracji.

Hasło jednak Godson ma kontrowersyjne, czyli "Dotrzymuję słowa". Kontrowersyjne, bo wielu wyborców do dziś zadaje sobie pytanie, czy to Godson oszukał swym radykalnym konserwatyzmem PO (a zatem i jej wyborców), czy też sam został oszukany przez PO, która dużo mówiła o konserwatywnych wartościach, ale zaczęła ostro skręcać w lewo, co w konsekwencji zakończyło się rozwodem Godsona z tą partią.

***

JOANNA KOPCIŃSKA

Dobór przez PiS kandydatki na prezydenta Łodzi, czyli Joanny Kopcińskiej, w sporej mierze musiał być zdeterminowany faktem, że to kobieta będąca wizerunkowo zupełnym przeciwieństwem prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej. I to z pewnością się udało. Przy Zdanowskiej kandydatka PiS wygląda, jakby walczyła o elektorat sióstr zakonnych. Niby trik polega na tym, że Kopcińska, radna z trudną przeszłością w PO, ma sięgać poza elektorat PiS, jednak kampania wizerunkowa absolutnie temu przeczy. Kandydatka jest prezentowana w taki sposób, jakby była pewna odmeldowania się elektoratu PO, a musiała walczyć o elektorat PiS. A jest raczej odwrotnie.

Zewnętrzny wizerunek Kopcińskiej wygląda tak, jakby partyjni wizażyści nie byli pewni, czy przeciętny wyborca PiS ją "kupi". Stąd właśnie ciemne wdzianko kandydatki ze skromnymi koralami i bielą w tle. Niezbyt dobrze koresponduje to z bladością oblicza kandydatki, ale nie jest to tylko jej błąd. Być może przesadzono też z chłodem oblicza, bo wiadomo, że potrafi się uśmiechnąć, ale zapewne chodzi też o to, by odróżnić ją kompletnie od roześmianej na każdym kroku Zdanowskiej.

Hasło wyborcze ma powiedzieć, że w przeciwieństwie do Zdanowskiej zainwestuje w człowieka, a nie w "beton". Ale de facto jest podróbką hasła PSL z kampanii parlamentarnej 2011 roku.

***

WOJCIECH ŁASZKIEWICZ

Kandydat PSL lubi podkreślać, że nigdy nie pięknieje na wybory, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że jest na swym ostatnim billboardzie niezbyt naturalnie wygładzony i zapewne po co najmniej kilku wizytach w solarium. W łamaniu stereotypowego wizerunku ludowca nie pomaga graficznie przypięta koniczynka PSL, bo dodaje mu atrybutu starosty na wiejskim weselu.

Ale krytykowane niemal przez wszystkich hasło (a w zasadzie pytanie) wyborcze może intrygować: "Co Ciebie boli? Co Ciebie wk...a? Czego oczekujesz?". Chodzi oczywiście o wykropkowany wulgaryzm, który razi większość komentatorów łódzkiego życia publicznego. A Łaszkiewicz po prostu zauważył, że być może "zdenerwowanie" to niekoniecznie adekwatne do sytuacji w Łodzi określenie i pewnie bardziej pasujące będzie "wku...nie". To prosta oferta wyborcza: parę osób to kupi, parę innych nie.

Archikatedra w tle też nie jest przypadkiem: ma podkreślać aspiracje PSL do kojarzenia go z chadecką, miejską partią, a nie związkiem zawodowym rolników.

***

PIOTR MISZTAL

Jak na swoje ciężkie miliony, w dosyć kiepskim stylu wypada niezależny i bezpartyjny kandydat Piotr Misztal. Nie o to chodzi, że skromnie, tylko o to, że nieciekawie. Misztal spogląda w obiektyw srogim okiem, na prawym ramieniu trzyma zwyczajną miotę, a slogan brzmi "Czas na porządki". Być może ta łopatologia to zabieg celowy, by dotrzeć z przekazem do jak największej ilości "zwykłych" łodzian, ale przy takiej koncepcji wyjątkowo nielogiczne jest pozowanie w drogim garniturze i koszuli, bo nie pasują do sprzątania.

Inna sprawa, że to po kandydacie Misztalu trzeba teraz sprzątać, bo plakaty rozwiesza, gdzie sobie tylko chce, często bez zezwolenia.

***

TOMASZ TRELA

Najdłużej, bo od prawie roku, swoim wizerunkiem w przestrzeni publicznej Łodzi mieszkańców miasta epatuje Tomasz Trela, kandydat SLD. Radnego SLD widywaliśmy przez ten czas w kilku różnych wersjach. Obecny billboard, ten z białym tłem, to mutacja poprzedniego, z czarnym tłem, który miał wzmacniać przekaz o "układzie zamkniętym", tym, który według narracji SLD spowił Łódź za pomocą macek "złego" prezydenta miasta Jerzego Kropiwnickiego.

Kandydat SLD poprzez swe dość blade oblicze nie wygląda dobrze w żadnej z tych wersji, nie przekonywał także "twardzielski" wyraz jego twarzy. Ten poważny, ale już nie "twardzielski" w ostatniej wersji, też jest wątpliwy. To mimo wszystko dynamiczny polityk, ale dynamika gdzieś zniknęła, choć była doskonale widoczna na billboardach podczas prekampanii wizerunkowej. Różnica polega na tym, że to w sumie sympatyczny człowiek, zatem najlepiej, bo szczerze, wypada z uśmiechem na twarzy. W wersji poważnej wygląda po prostu na urzędnika i to jednego z wielu.

Hasło wyborcze, czyli "Słucham łodzian, zmienię Łódź" jest dosyć zręczne, a spindoktorzy SLD znaleźli sposób, jak to hasło jeszcze darmowo podpromować. W tym celu skierowano roszczenia wobec PiS, które oparło swe ogólnopolskie hasło samorządowe na tym samym schemacie. Dziennikarze będą o tym pisać.

***

AGNIESZKA WOJCIECHOWSKA VAN HEUKELOM

Kandydatka KNP nadesłała nam projekt jednego z kilku plakatów, które pojawią się podczas kampanii wyborczej. Wszystkie wersje ma łączyć jedno hasło: "Inni mówią, ja działam", co ma oczywiście podkreślać codzienną dynamikę poczynań kandydatki. Kilka wersji plakatu to jednak nie jest efekt jakiejś wyrafinowanej strategii, a raczej pospolitego ruszenia. Sama kandydatka przyznaje, że na kampanię nie ma pieniędzy, zatem wykorzystuje propozycje ludzi, którym kiedyś pomogła, a oni podczas kampanii z własnej inicjatywy chcą się odwzajemnić.

Sam plakat, poza wizerunkiem kandydatki, zawiera majaczące w tle budynki, co zapewne ma przynieść wyborcom skojarzenie z nieruchomościami i blokami, a nawet wprost z wieżowcami osiedla Manhattan, którego mieszkańców reprezentuje Wojciechowska w różnych sporach. Całość wygląda w miarę schludnie i efektownie, biorąc pod uwagę fakt, jak niewiele kosztowało, choć zdjęcie kandydatki jest przed kilku lat.

W kampanii kandydatki KNP pojawi się tylko jeden billboard, być może z napisem, że "to jedyny billboard Agnieszki Wojciechowskiej w całej Polsce". To ma być rodzaj prowokacji, bo Wojciechowska jeszcze w czasach PJN angażowała się w akcję, która miała zapobiec wydawaniu przez największe partie pieniędzy z subwencji budżetowych, czyli pieniędzy podatników, na billboardy, bo cena ich wywieszenia jest niemoralnie wysoka. Ale akcja PJN nie przyniosła żadnych efektów. Dziś największe billboardy wywiesza w Łodzi prezydent Hanna Zdanowska.

***

HANNA ZDANOWSKA

Obecna prezydent miasta dysponuje w tej chwili najbardziej "wyluzowanym" wizerunkiem wśród ósemki kandydatów, które dziś obserwujemy w przestrzeni publicznej miasta. Co prawda w komentarzach na ulicy słychać pytania, czy aby nie jest to reklama dżinsów, popkulturowego przecież symbolu młodości, jednak po stokroć więcej pytań pojawia się na temat wieku prezydent Łodzi. Chodzi oczywiście o użycie Photoshopa, bo prezydent na billboardzie wygląda sporo młodziej niż w rzeczywistości. To zaś o tyle istotne, że w zasadzie nie ma dnia, by wizerunek Zdanowskiej nie pojawiał się w prasie czy telewizji w postaci choćby relacji z organizowanych seryjnie konferencji prasowych.

W tym sensie sztab PO pada ofiarą własnej pazerności na brylowanie kandydatki w mediach, bo postronny obserwator widzi różnicę między osobą obecną w mediach a tą spoglądającą z billboardów. Sztabowcy PO chyba już błąd zrozumieli, bo na portalach społecznościowych pojawiła się fotografia Zdanowskiej z... prawdziwym szopem na smyczy i komentarzem: "No dobrze, przyznaję. Niektóre zdjęcia są trochę sfotoszopowane". Taki dystans do samej siebie może oczywiście pomóc, ale do wszystkich odbiorców z pewnością nie trafi.

Fragment ceglanego muru ma nawiązywać do tej fabrycznej historii Łodzi, a jednocześnie Łodzi XXI wieku, bo Zdanowska zawsze podkreśla, jak istotna jest rewitalizacja miasta. Rozmyte tło ma oczywiście skupić uwagę na postaci prezydent Łodzi, ale uparty i inteligentny obserwator może się doszukać w tym rozmyciu symboliki sfery marzeń, a to w prostym komunikatom wizualnym nie służy. Ale to już szczegół.

Hasło wyborcze Zdanowskiej jest proste i sympatyczne: "Kocham Łódź". To naturalna konsekwencja hasła z elekcji z 2010 roku, czyli "Walczę o Łódź". Skoro wywalczyłam, a wedle mojej perspektywy miasto się zmienia, to mogę wreszcie przyznać, że ją kocham - taka jest zasada. Poza tym to też konsekwencja tego, co prezydent mówi przez ostatnie dwa lata: ja kocham, wy z opozycji nie. A nawet więcej: kto nie głosuje na kochającą Łódź, ten Łodzi nie kocha. Jest niby niezłe i szczere, ale zostawia spory margines na kontry przeciwników.

W portalach społecznościowych repliki i dopiski się już pojawiły np. "Kocham Łódź i jej dług publiczny" albo "skoro kochasz Łódź, to dlaczego prowadzisz ją do bankructwa". Skorzystał też na tym haśle niezależny kandydat Piotr Biliński z całkiem efektowną repliką: "Nie wystarczy Łodzi kochać, trzeba ją rozumieć". Niektórych to przekona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kto zostałby prezydentem Łodzi, gdybyśmy głosowali na plakaty? [PLEBISCYT] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki