Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recepta na Łódź (kolejna)

Jacek Grudzień
Jacek Grudzień jest dyrektorem i publicystą Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego
Jacek Grudzień jest dyrektorem i publicystą Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego Grzegorz Gałasiński
Od wielu lat od organizatorów imprez kulturalnych - tych które nie cieszyły się zbyt dużym powodzeniem widzów - można usłyszeć, że Łódź to trudne miasto. Ludzie nie chcą wychodzić z domów. Faktycznie, dotarcie z informacją bywa czasem trudne, jednak po ostatnim tygodniu mamy dowód na to, że można w naszym mieście stworzyć przedsięwzięcie, które zawładnie umysłami łodzian i jest wielkim wabikiem dla turystów.

300 tysięcy osób, które uczestniczyły w festiwalu światła musi robić wrażenie i stawia Łódź i festiwal wśród najpopularniejszych w Polsce. Można narzekać na niemiłosierny tłok, paraliż centrum w weekendowe wieczory, ale to także miara sukcesu.

Nieraz słyszałem od organizatorów imprez, gdy słyszałem narzekania na ścisk, na tłok, że nie można dostać biletów, że nie udało się zobaczyć obiecanych atrakcji, że nie ma nic gorszego niż pusta sala. Sala do której nie mieszczą się goście to kłopot bogactwa. Taką salą były Piotrkowska, Plac Wolności, park Staromiejski. Byłem w centrum miasta w sylwestra. Opisywałem państwu sceny, które przypominały film gangsterski, lub "miasto anarchii" z jakiegoś katastroficznego filmu.

Wielkim sukcesem festiwalu światła było to, że można było czuć się bezpiecznie. Przeciskając się przez tłum nie widziałem tego, co zdarza się nadal w weekendowe noce. Ktoś powiedział, że czuje się jak w europejskim mieście. I zapewne nie tylko pogoda i pięknie oświetlone kamienice sprawiły, że dostaliśmy w prezencie magiczne "wakacyjne" wieczory.

Wrócę do do moich rozważań sprzed dwóch tygodni. Łódź nie potrzebuje nowych festiwali, tylko dobrej promocji i dostrzeżenia tych skarbów, które już mamy. Nie tylko jesienne imprezy są świetnym przykładem na to, że potencjał jest ogromny, tylko trzeba go wykorzystać. Jak do tej pory to się nie udawało. Być może dlatego, że z nami jest trochę tak jak z dziećmi przed sklepem z zabawkami. Najatrakcyjniejsze są te na wystawie. Gdy zostaną kupione, bardzo często lądują w kącie. Może dlatego zazdrościmy Gdyni Openera, Warszawie festiwalu filmowego i tu długo można by jeszcze wymieniać.

Miałem okazję uczestniczyć w spotkaniu w z reżyserem "Miasta 44" Janem Komassą. Opowiadając o produkcji filmu wspominał Łódź, szkołę filmową jako fantastyczne miejsce, które pozwoliło mu się rozwinąć. Opowiadał też o swojej wizycie w Korei z okazji promocji filmu. Spotkany przez niego Amerykanin powiedział, że Polacy bardzo przypominają Koreańczyków, ponieważ obydwa narody są bardzo zapatrzone w Stany Zjednoczone. Zapominają o własnej kulturze i próbują naśladować amerykańską. Coś się jednak zmienia. Reżyser jako przykład podał swój film, który obejrzały już tłumy widzów. Dodał, że jest dumny z tego, że na "Bogów" przedstawiających historię profesora Religi w pierwszy weekend wyświetlania przyszło jeszcze więcej widzów niż na jego film.

Może ta moda na pokazywanie dobrych przykładów, wyszukiwanie nowych bohaterów z krwi i kości, którzy gdzieś żyją obok nas sprawi, że nieaktualne staną się słowa profesora Jana Molla, które padły we wspomnianych "Bogach" - że Polak Polakowi nawet porażki zazdrości. Legendarny łódzki kardiochirurg miał tak powiedzieć po nagonce jaka go spotkała po pierwszej nieudanej próbie przeszczepu serca w Polsce. Dotyczy to także naszego patrzenia na Łódź. Z kolegami byłem w tym tygodniu w Poznaniu. Spacerowaliśmy wokół rynku, patrzyliśmy na odrapane kamienice, bałagan z szyldami, stragany i mówiliśmy: zobaczcie, tu jest gorzej niż u nas, a nikt w Poznaniu nie narzeka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki