Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Wesołego poprzedniego dnia" Młynarskiego w Teatrze Małym

Łukasz Kaczyński
Szczęście (Jan Jakubowski) nie zawsze od początku towarzyszy historii miłosnej. Może też mieć wiele twarzy, o czym przekonają się (od prawej): On (Maciej Skuratowicz) i Sweter (Witold Łuczyński)
Szczęście (Jan Jakubowski) nie zawsze od początku towarzyszy historii miłosnej. Może też mieć wiele twarzy, o czym przekonają się (od prawej): On (Maciej Skuratowicz) i Sweter (Witold Łuczyński) Anna Sowińska/materiały teatru
Teatr Mały wprowadził na scenę mini-musical Wojciecha Młynarskiego, czym zachował się jak teatr publiczny, w który wpisana jest tzw. misja.

Niemało, bo dwadzieścia pięć spektakli powstało w czasie 5 lat działalności Teatru Małego w Manufakturze. Szósty sezon otworzył on mini-musicalem "Wesołego powszedniego dnia" z tekstami Wojciecha Młynarskiego i muzyką Jerzego Derfela (obaj artyści obecni byli na premierze). "Mini-musical"? To brzmi jak obliczony na wzbudzenie uśmiechu oksymoron. Mini, bo na kameralnej scenie, bo gra i śpiewa pięcioro aktorów, bo wreszcie o sprawy najdrobniejsze i najbardziej osobiste chodzi, ale traktowane z czułością i taktem. A uśmiech? Młynarski to przecież synonim inteligentnego humoru.

Libretto mówiące o narodzinach miłości między żegnającym się z szumną młodością Nim (znany szerzej m.in. z serialu "Klan" Maciej Skuratowicz) a Nią (Magdalena Drewnowska), mającą już za sobą pewne doświadczenia, powstało w latach 80. i od razu zostało wystawione w łódzkim Teatrze Nowym. Osadzone jest w realiach owego czasu, ale niewiele trzeba, by stało się aktualne. Na początek wystarczy prosta, ale wiele wnosząca kompaktowa scenografia (autorstwa Agnieszki Izydorczyk) z wymalowaną ulicą dużego miasta. Resztę robią piosenki, z których każda to językowa błyskotka karząca prężyć słuch i pracować mózgownicą - jak zawsze u Młynarskiego, najlepszego przecież w kraju współczesnego tekściarza. Realizatorzy spektaklu, z reżyserką Małgorzatą Flegel na czele, odczytali bezbłędnie wpisane w libretto intencje. Gdy tradycyjnie twórca "Małego", aktor i reżyser Mariusz Pilawski, kończy witać publiczność, światła stopniowo gasną. Scena nie jest duża, ale wypełniona zostaje odpowiednio dobranym, niezbyt szerokim gestem i ruchem. To daje dobre efekty - liczy się nie tyle gdzie, ale co i jak. Bardzo wiele zależy od umiejętności aktorów. Będąc w niewielkiej odległości od widzą, muszą uczynić emocje "własnymi" pamiętając, że drugi plan stanowią narracja i dopowiedzenia, czym zajmują się pełni pełne dystansu i ironii... części garderoby: jego Sweter (Witold Łuczyński) i jej Sukienka (Loretta Cichowicz). W podobnej roli powraca Szczęście (Jan Jakubowski). Ma ono niejedno imię (i niejedną twarz) i wygłasza, na przekór trudnym czasom, tak oczywistą i przekonującą zachętę do posiadania potomstwa, że wizytę w "Małym" powinno się wypisywać na receptę tym, którzy mają jakieś wątpliwości. Z każdą minutą ten mechanizm pracuje coraz lepiej i swobodniej, co nieodwołanie skutkuje pewnym rodzajem ludycznego porozumienia z widownią. Podobnie jak "ogrywanie" prostych rekwizytów pokazujące radość tworzenia teatru niemal z niczego. To czyni z "Wesołego..." pozycję obowiązkową, zwłaszcza na jesienną smutę.

"Mały" zachował się jak teatr publiczny. Tym bowiem jest dbanie o obecność w świadomości widzów literatury m.in. spod znaku Młynarskiego. Zwłaszcza, gdy suma różnych "mini" daje artystyczny ciężar.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki