Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W huku armat I wojny światowej łodzianie uczyli się obywatelskości

Paweł Spodenkiewicz
Niemieccy żołnierze rekwirują wóz należący do polskiego cywila w okolicach Łodzi. Przełom lat 1914 i 1915
Niemieccy żołnierze rekwirują wóz należący do polskiego cywila w okolicach Łodzi. Przełom lat 1914 i 1915 archiwum Sueddeutsche Zeitung/materiał wydawcy
Sto lat temu, w przededniu "operacji łódzkiej", rosyjska administracja opuściła Łódź. Życie miasta zaczął organizować powołany przez elitę przemysłową Komitet Obywatelski. Współtworzył go Mieczysław Hertz, pracownik belgijskiej firmy produkującej sodę i społecznik.

Panowie w średnim wieku, pachnący wodą kolońską, w wykrochmalonych koszulach i angielskich garniturach. Synowie i wnukowie założycieli fabryk lub inteligenci z mieszczańskich rodzin. Nie zawsze darzeni sympatią. Ale to oni zorganizowali władzę w mieście porzuconym przez Rosjan w 1914 r. w przededniu "bitwy łódzkiej" i oszczędzili współmieszkańcom wielu nieszczęść. "Prawie wszyscy, przystępując do pracy społecznej, niewiele wiedzieli o zasadach samorządu. A jednak zrobiono bardzo dużo w dziedzinie gospodarczej, społecznej i kulturalnej" - napisał o nich Mieczysław Hertz w publikacji Łódź w czasie Wielkiej Wojny. Pracę tę autor nazwał wspomnieniami, ale przypomina ona bardziej historyczną monografię i długo była jednym z głównych źródeł wiedzy o dziejach miasta w latach 1914-1918. Hertz zachował się jak rzetelny sprawozdawca. Nie chwalił się stanowiskiem w milicji przy Głównym Komitecie Obywatelskim, ani późniejszą pracą w Radzie Miejskiej. Nie wyolbrzymiał roli twórców KO. Udowodnił, że zadanie swoje wykonali. Był kupcem z zawodu i statystykiem z zamiłowania, więc sprawy gospodarcze rozumiał dobrze i poświęcił im sporo miejsca.

Jak z powieści Conrada...

Sytuacja mieszkańców Łodzi po rozpoczęciu działań wojennych pogarszała się z dnia na dzień. Bank Państwa przestał działać, zabrakło węgla, fabryki stanęły i dziesiątki tysięcy ludzi straciło pracę. Papierowy rubel stracił na wartości, a "twarda waluta" zniknęła z obiegu. Ceny żywności podskoczyły do niebotycznego pułapu i zaczęły się spekulacje. Ci, którzy mieli zaplecze wiejskie, w większości robotnicy, opuścili miasto.

W najgorszej sytuacji byli Żydzi, którzy na ogół nie mieli krewnych na wsi. Narastał konflikt narodowościowy. Przedsmak takich wydarzeń dały udaremnione próby pogromów i rozruchy w lesie konstantynowskim z 20 stycznia 1915 r., gdy tłum zaatakował punkt wydawania drewna na opał. Gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli, zagroziłoby to także ludziom zamożnym i członkowie Komitetu byli tego świadomi. Przejmując władzę działali też we własnym interesie. Nie wyjaśnia to jednak zaufania społecznego, jakie zdobyli mimo ciągłych oskarżeń o niereprezentatywność.

Członkowie KO uważali swoją instytucję za prefigurację suwerennego samorządu. Wobec władz udawali że języka niemieckiego nie znają. Również wybór Antoniego Stamirowskiego na przewodniczącego mówił wiele - był on znany z narodowo-polskiej postawy, np. przed wojną w swoim przedstawicielstwie "Siemensa" zatrudniał wyłącznie Polaków. KO ustawiał się na pozycji gospodarza miasta. Rodziło to konflikt z reprezentantami Rzeszy, dostrzegającymi w tym tendencję emancypacyjną. Nastroje antyniemieckie w KO podsycało traktowanie Łodzi jak miasto podbite. Wyczuwało się przekonanie, że o ile pod berłem rosyjskim lub w przyszłym państwie polskim przemysł łódzki będzie mógł funkcjonować bez przeszkód, to pod butem niemieckim może tylko stracić.

Członkowie KO nie mieścili się w stereotypie bohaterów ze szkolnych czytanek, biegających ze sztandarami w kłębach dymu armatniego. Typ osobowości, jaki reprezentowali, przywodzi na myśl postać kapitana McWhirra z opowiadania "Tajfun" Josepha Conrada. Hertz nie przedstawiał ich czytelnikowi, bo w jego czasach były to osoby powszechnie znane. Zróbmy to choć pobieżnie.

Pierwszym przewodniczącym był Alfred Biedermann, współwłaściciel Zakładów Przemysłowych Wyrobów Bawełnianych przy obecnej ul. Kilińskiego. Po nim kierował pracami Antoni Stamirowski, szef Towarzystwa Akcyjnego Polskie Zakłady Elektrotechniczne "Siemens" z siedzibą przy ul. Piotrkowskiej 96. Tam urzędował Główny Komitet Obywatelski. Wiceprzewodniczącym był Stanisław Silberstein, współwłaściciel Towarzystwa Akcyjnego Wyrobów Bawełnianych i filantrop, który łożył m.in. na Łódzkie Żydowskie Towarzystwo Dobroczynności i Towarzystwo Popierania Szkół Średnich "Uczelnia" (dziś I LO im. Kopernika).

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Drugim wiceprzewodniczącym był Tadeusz Sułowski, inżynier elektryk z koncernu "Siemensa". Funkcje skarbnika sprawował Maks Kernbaum, współwłaściciel i kierownik zakładów "Hugo Wulffsohn", wspierający szkolnictwo i sierocińce. Dalej mamy zwykłych członków, tzw. "Radę czternastu", złożoną głównie z fabrykantów. Henryk Barciński był współwłaścicielem zakładów "Przemysł Wełniany S. Barciński i S-ka" i aktywnym działaczem społecznym. Karol Eisert to przemysłowiec i kolekcjoner sztuki. Zapisał miastu cenną kolekcję włoskiego i niderlandzkiego malarstwa, w 1945 r. zajętą przez Sowietów i do dziś znajdującą się w Moskwie. Gustaw Geyer był współwłaścicielem zakładów "Ludwik Geyer SA", udzielał się m.in. w YMCA i doprowadził do ukończenia budowy jej gmachu. Podpis jego brata Roberta figurował na bonach emitowanych przez GKO.

Leon Grohman to współwłaściciel zakładów "L. Grohmann", po wojnie szef pionu finansowego w "Zjednoczonych Zakładów Scheibler-Grohman". Edward Heiman-Jarecki, właściciel zakładów "Wola" w Warszawie, ufundował m.in. gmach gimnazjum Towarzystwa "Uczelnia". Oskar Kindler, współwłaściciel zakładów "R. Kindler" w Pabianicach, został po wojnie członkiem Rady Stanu. Zygmunt Richter był współwłaścicielem zakładów "Józef Richter" przy obecnej ul. Stefanowskiego. Nazwisko Karola Wilhelma Scheiblera III, zwanego "Charliem", mówiło samo za siebie - należał do rodziny mającej największe w Polsce zakłady włókiennicze, a po wojnie działał w Stronnictwie Prawicy Narodowej. Finansistą był dr Józef Konic, długoletni prezes Giełdy Pieniężnej, która przed powstaniem Izby Przemysłowo-Handlowej spełniała w Łodzi funkcję samorządu gospodarczego.

Do GKO należało ponadto kilku Polaków nie związanych ze światem przemysłu i finansów. Jan Czeraszkiewicz pedagog, dyrektor gimnazjum Towarzystwa "Uczelnia", a po wojnie - mieszczącego się tam Państwowego Gimnazjum im. M. Kopernika. Ks. Henryk Przeździecki najpierw proboszcz parafii św. Józefa. Józef Wolczyński, wywodzący się ze środowiska robotniczego i związany z chadecją, działał w spółdzielczości. Listę członków Rady zamykają dwaj lekarze: dr Henryk Trenkner - epidemiolog ze szpitala im. Anny Marii i specjalnego oddziału chorób zakaźnych, a po 1915 r. naczelnik Wydziału Zdrowia magistratu oraz dr Ignacy Watten, kardiochirurg ze Szpitala Fabrycznego (ob. im. Jonschera), który w 1900 r. jako pierwszy w Polsce wykonał pomyślnie operację zszycia rany serca.

Obywatele po wojnie

Po wojnie wielu członków GKO tworzyło instytucje gospodarcze i polityczne Polski Niepodległej. Większość z nich była zaabsorbowana odbudową przemysłu włókienniczego, zdewastowanego i pozbawionego gotówki, którą utracono w Rosji.

Łódź w czasie Wielkiej Wojny ukazała się w 1933 r. staraniem łódzkiego oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego, grupującego nauczycieli o ambicjach naukowych. W miastach bez tradycji akademickich tacy ludzie tworzyli elity umysłowe, obok lekarzy i duchownych.

We wstępie do książki historycy ci dali wyraz przekonaniu, że główny sens opisywanych wydarzeń to działalność na rzecz suwerenności. Można na te wydarzenia spojrzeć pod innym kątem i np. zwrócić uwagę na to, że był to jedyny w historii Łodzi moment, kiedy bezpośrednio rządził patrycjat - bez mandatu demokratycznego, ale z dobrym skutkiem. Takie rządy były niemożliwe wcześniej, bo władze rosyjskie hamowały rozwój samorządności, i później, w epoce "buntu mas" i demokratyzacji, gdy o władzy decydowały partie.

Historia dopisała smutny epilog do życiorysów tych członków GKO, którzy doczekali następnej wojny. W 1939 r., gdy miasto opuściły władze polskie, kilku z nich próbowało działać w analogicznych instytucjach. Na pięć dni przed agresją Rzeszy utworzono Milicję Obywatelską, której szefem został Józef Wolczyński. Służba ta nawiązała współpracę z zawiązanym 6 września Komitetem Obywatelskim, którego sekretarzem został Zygmunt Lorentz. Podjęto prace nad emisją bonów pieniężnych, próbowano walczyć ze spekulacją artykułami żywnościowymi. Czasy się jednak zmieniły, inni też byli Niemcy z Rzeszy. Szykany z czasów Wielkiej Wojny wydały się nagle igraszką. Milicjanci byli bezsilni wobec tolerowanego lub inicjowanego przez okupanta terroru, który wkrótce tę służbę rozwiązał.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Tragiczny los Jakuba Hertza

Do czasów PRL dożyło czterech weteranów KO: dr Watten, inż. Sułowski, Józef Wolczyński i Gustaw Geyer. Ten ostatni tuż po odejściu nazistów przystąpił energicznie do odbudowy przemysłu, ale wkrótce odsunięto go od wszelkich zadań. We wrześniu 1945 roku został na krótko zatrzymany z córkami przez Urząd Bezpieczeństwa. Drugi raz aresztowano go 9 grudnia 1950 roku pod fałszywym zarzutem szpiegostwa na rzecz Wielkiej Brytanii. Przesiedział rok. Nie przyznawał się w śledztwie do winy i władze odstąpiły od zamiaru urządzenia mu pokazowego procesu, mającego skompromitować środowisko łódzkich przemysłowców.

Samego Mieczysława Hertza też można uznać za członka patrycjatu. Urodził się w 1870 r. jako syn Maksymiliana, warszawskiego lekarza. Studiował na Wydziale Handlowym Politechniki w Rydze. W 1892 r. przyjechał do Łodzi, by założyć biuro handlowe. Jego krewnymi byli Leonia Poznańska, żona Izraela Kalmanowicza, i zięć tego fabrykanta, Jakub Hertz.

W młodości miewał ambicje artystyczne, napisał dramat Ananke, wystawiany ok. 1904 r. na scenach Łodzi i Warszawy. Charakterystyczną cechą tej rodziny była chęć pracy społecznej. Mieczysław już jako młody człowiek pracował u boku dra Kaufmana w Towarzystwie Krzewienia Oświaty w Łodzi, rozwijającym sieć darmowych bibliotek. Hertzowie byli zasymilowaną rodziną żydowską - jej członkowie uważali się za Polaków. Na życie, skądinąd dostatnie, Mieczysław zarabiał jako przedstawiciel belgijskiego koncernu Solvay, produkującego sodę.

Początki hitlerowskiej okupacji przeżył w Łodzi. Historia zadrwiła sobie z Hertza - ten przekonany asymilator został wytypowany do ciała mającego reprezentować wobec Niemców społeczność żydowską. Jego nazwisko widnieje na liście pierwszej Rady Starszych, utworzonej przez Przełożonego Starszeństwa Żydów Chaima Rumkowskiego na polecenie Niemców. Dnia 11 listopada 1939 r. stawił się on na zebranie Rady. Do budynku Gminy przy ul. Pomorskiej 18 wkroczyli uzbrojeni hitlerowcy. Członków Rady, z wyjątkiem dwóch osób, wywieźli do obozu w Radogoszczu. Część rozstrzelano potem w podłódzkich lasach lub rozesłano do obozów koncentracyjnych.

Doświadczył koszmaru Radogoszcza, gdzie torturowany przebywał kilka tygodni, po czym został deportowany do Generalnego Gubernatorstwa.

Wywieziony do Krakowa, przedostał się do Warszawy, do siostry Amelii. Nie wiadomo, kiedy trafił do getta. Został zastrzelony na Umschlagplatzu 18 stycznia 1943 r. W ostatnich chwil życia przygotowywał w oparciu o materiały z Judenratu dzieło o historii gospodarczej getta warszawskiego.

Artykuł jest ekstraktem wstępu do książki "Bezbronne miasto. Łódź 1914-1918, która ukazała się nakładem łódzkiego Wydawnictwa Jacek Kusiński. Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki