Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budżet obywatelski staje się coraz większy i coraz bardziej drapieżny

Matylda Witkowska
Zaledwie kilka dni minęło od ogłoszenia wyników drugiego w historii Łodzi budżetu obywatelskiego, a niemal każdy dzień przynosi nowe wątpliwości. Wygląda na to, że z budżetem obywatelskim dzieje się coś niedobrego: robi się coraz większy i coraz bardziej mroczny.

Listę 65 zwycięskich projektów ogłoszono 15 października. I jeszcze tego samego dnia rozpoczęła się dyskusja. Na pierwszy ogień poszło zachowanie 15 szkół. Placówki zawiązały porozumienie i połączyły swoje plany rozwoju infrastruktury sportowej w jeden wspólny projekt. W ten sposób każdy głos oddany na szkołę wspierał jednocześnie pozostałych wspólników. Efekt? Prawie 14 tys. zebranych głosów i absolutne zwycięstwo w tegorocznym głosowaniu. Przy okazji szkoły zgarnęły prawie 88 proc. całego, liczącego 10 mln zł ogólnołódzkiego budżetu obywatelskiego.

Co gorsza okazało się, że jedna placówka - Szkoła Podstawowa nr 33, zdobyła jednocześnie pieniądze w dwóch kategoriach: ogólnołódzkiej i dzielnicowej. Oba projekty zakładają remont zniszczonego boiska do piłki nożnej i ustawienie nowych bramek. Różnią się dodatkami: jeden zakłada pole do koszykówki, drugi - teren lekkoatletyczny. W przypadku konkurencyjnych projektów dla tego samego terenu, do realizacji powinien trafić ten z większą liczbą głosów. Dyrekcja szkoły zapewnia jednak, że oba boiska się u nich zmieszczą, a bramki z jednego projektu będą... lekkoatletyczne. Miastu ta sytuacja nie przeszkadza: ostateczną decyzję co do przeznaczenia pieniędzy i tak podejmuje projektodawca, może więc tak zmienić projekty, by jego składniki się nie dublowały.

Klub Miłośników Starych Tramwajów w Łodzi przygotował ciekawą symulację zadań, które zostałyby zrealizowane, gdyby szkoły nie połączyły sił. Udałoby się wtedy oprócz zakwalifikowanych wniosków: wyleczyć słonicę Magdę, przywrócić kursowanie autobusów nocnych co pół godziny we wszystkie dni tygodnia, stworzyć Centrum Usług Społecznych, naprawić łódzkie neony, poprawić alejki w zoo oraz wymalować szereg pasów rowerowych na jezdni. Spadłby natomiast niewielki projekt remontu domu dziecka przy ul. Wierzbowej.

Jakby tego było mało, swoje uwagi zaczęli zgłaszać mieszkańcy Widzewa. Zauważyli, że w mającej ponad 90 km kw. dzielnicy aż pięć z sześciu projektów zgromadziło się w obrębie kilku ulic Widzewa Wschodu na terenie osiedla Chrobrego. Dwa z tych projektów były oficjalnie promowane przez Spółdzielnię im. Chrobrego, która wysłała pracowników, by wieczorami odwiedzili wszystkich lokatorów i zachęcali do głosowania.

Tymczasem po ogłoszeniu wyników pierwszego budżetu obywatelskiego, emocje były inne. Skromne 5 mln zł podzieliło się bardziej proporcjonalnie, choć większość kwoty zgarnął łódzki rower publiczny. Wystarczyło jednak na dwa inne duże projekty: sieć punktów WiFi i remont schroniska dla zwierząt, a także kilka mniejszych: dofinansowanie hospicjum dla dzieci, banku żywności i akademii koszykówki.

W poprzednim budżecie też nie brakowało wątpliwości i niezadowolonych. Najpierw okazało się, że część terenu, na którym głosujący widzieli park wzdłuż ul. Drewnowskiej, przeznaczona jest na trasę Karskiego. Potem wybuchła głośna "afera sadzonkowa", w której na Piotrkowskiej zamieniono 25 drzewek w prostych donicach na 16 drzew w donicach dizajnerskich. Decyzję wbrew głosowaniu łodzian podjął autor projektu.

Wątpliwości wzbudziła też cena wiśni z woonerfu ( 15 tys. za sztukę, bo wybrano drzewa dorosłe), natomiast internetowym hitem ostatnich dni jest podjazd dla niepełnosprawnych przy miejskiej przychodni na Dąbrowie, który w ramach budżetowej przebudowy zyskał trudny do pokonania krawężnik.

Różnica polega na tym, że w zeszłym roku największe kontrowersje pojawiły się na etapie realizacji projektów. W tym - już na etapie głosowania. A to nie rokuje dobrze realizacji projektów.

Wygląda na to, że idea budżetu obywatelskiego powoli się wypacza. Zamiast aktywizować grupy sąsiadów do zmieniania swojej najbliższej okolicy, staje się areną zażartej walki o coraz większe pieniądze. W starciu z bogatą spółdzielnią lub kooperatywą łódzkich szkół, drobna inicjatywa sąsiedzka ma takie szanse, jak człowiek kopiący się z koniem.

Podobne procesy przeszła już daleka kuzynka budżetu, czyli możliwość odpisywania 1 proc. wartości swojego podatku na cele charytatywne. Założenia akcji też były szczytne: Polacy mieliby sami zadecydować na co pójdą ich podatki, a organizacje zyskać dostęp do funduszy i pomóc najbardziej potrzebującym. Wyszło jednak trochę inaczej: śmietankę spijają największe organizacje, które nie szczędzą pieniędzy na reklamę, oraz obrotni właściciele subkont. Małe fundacje i rodzice upośledzonych dzieci, którzy nie mają bogatych znajomych, zostają w tyle.
Mechanizm przekazywania pieniędzy w obu przypadkach jest oczywiście różny. W przypadku 1 proc. zysk z promocji jest niemal pewny, budżet obywatelski wymaga pokonania przeciwników. Jednak w obu przypadkach walka o pieniądze staje się coraz bardziej agresywna. Nie zdziwiłabym się, gdyby za kilka lat chałupnicze ulotki, któregoś z projektów, zostały zastąpione profesjonalną kampanią reklamową. Przy 10 mln zł potencjalnego zysku, wyłożenie ułamka tej kwoty na marketing, mimo dużego ryzyka, może być opłacalne. Nie zdziwiłyby mnie szersze projektowe koalicje: np. łączące zwiększenie częstotliwości kursowania autobusów nocnych z remontem przystanków albo organizacją zajęć z tenisa. Pomysłów jest mnóstwo, a każde połączenie projektów zwiększa szanse wygranej.

Miasto, organizując budżet obywatelski, zachęca mieszkańców, by wzięli sprawy we własne ręce. Oznacza to dokładnie tyle, że mniej obrotni łodzianie zostaną z niczym: z niewyremontowaną szkołą, dziurawym chodnikiem i brakiem rozwojowych zajęć dla dzieci. Tylko że sektor publiczny nie jest od tego, by nagradzać najbardziej przedsiębiorczych, ale zapewniać równe warunki wszystkim i ewentualnie pomagać tym, którzy na wolnym rynku nie zawsze sobie radzą.

Przy tych wszystkich niedociągnięciach, tydzień temu prezydent Łodzi Hanna Zdanowska zapowiedziała, że chciałaby zwiększenia kwoty budżetu do 100 mln zł w roku 2018. Zachowując dotychczasowe proporcje podziału, dałoby to 25 mln zł na zadania ogólnołódzkie i po 15 mln zł na zadania dzielnicowe. To oczywiście obietnica przedwyborcza. Co się jednak stanie, jeśli prezydent wygra wybory i plan ten zostanie zrealizowany?

100 mln zł to ogromna kwota. To cały budżet, jaki na remonty dróg planowała w tym roku wydać Łódź. Biorąc pod uwagę kosztorysy dotychczasowych budżetów, kwota ta wystarczyłaby na wybudowanie w Łodzi 70 woonerfów, utworzenie na łódzkich dzikich terenach 42 nowych parków lub utrzymywanie bezpłatnych punktów WiFi w łódzkich parkach i na placach przez najbliższe 240 lat. Wydanie ich w nieprzemyślany sposób mogłoby wprowadzić w Łodzi niezły chaos.

Tak ogromne pieniądze miałyby być wydawane w trybie konsultacji społecznych, których procesu nie da się do końca kontrolować. Miasto nie korzysta z baz wyborców i weryfikuje głosujących tylko po numerze PESEL. Podkreśla przy tym, że są to jedynie konsultacje, które opierają się na zasadzie społecznego zaufania.

Jednak przy wydatkowaniu tak ogromnych kwot, lepiej jest kontrolować niż ufać. Nie wiem, ilu zapatrzonych w swoje projekty społeczników "pożyczyło" PESEL od swojej schorowanej i niekorzystającej z internetu babci. Mam nadzieję, że nie-zbyt wielu. Jednak najdziwniej nawet głosujących radnych można z tego głosowania kiedyś rozliczyć. W przypadku budżetu nie wiadomo do końca, kto na dane projekty "klika".

Emocje, towarzyszące głosowaniu, sprawiły, że stosunkowo niewiele dyskutuje się w Łodzi o samych projektach. Z jednej strony nie są one już tak zaskakujące jak rok temu. Kolejne dwa woonerfy nie budzą już takich emocji jak pierwszy taki projekt w ul. 6 Sierpnia, bezpłatne punkty WiFi w tramwajach i autobusach MPK to naturalna kontynuacja punktów w łódzkich parkach. Kontynuowana będzie rewitalizacja Stawów Jana, a na Teofilowie odnowiony zostanie kolejny park. Projektem, który zauważy większość mieszkańców jest dopuszczenie rowerów do jazdy pod prąd na 29 ulicach miasta. Powstanie też jeden park przy ul. Ogrodowej, jeden taras widokowy przy ul. Sienkiewicza i jeden bank czasu na Polesiu. W planach są remonty i rozbudowy zaplecza szkół, sporo niewielkich praca drogowych i inwestycje w przychodniach. I to by było tyle.

Szukając formuły na kolejny budżet obywatelski trzeba odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Służyć temu miałyby zaproponowane właśnie przez radnych PO konsultacje wśród wnioskodawców. Jednym z ciekawszych pomysłów poddanych do dyskusji przez radnych jest wprowadzenie do głosowania nowej kategorii - projektów osiedlowych. Niewielkie zadania dla małej liczby odbiorców nie musiałyby wtedy rywalizować z projektami-gigantami.

Dobrym pomysłem byłoby też wprowadzenie limitów projektów. Wówczas mieszkańcy tworzyliby projekty małe i im bliskie, decyzje strategiczne podejmowaliby, miejmy nadzieję, specjaliści.

Osobiście wolałabym, by budżet wrócił do swojej ubiegłorocznej formuły: 20 mln zł i stosunkowo niewielkich kwot projektów. Ale obawiam się, że po apetytach mieszkańców rozbuchanych kolejnymi podwyżkami kwoty budżetu zmniejszenie kwoty nie będzie już możliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki