Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Olimpijczyk w piłce ręcznej mieszka w Łodzi

Anna Gronczewska
Zygryd Kuchta
Zygryd Kuchta Krzysztof Szymczak
Rozmowa z Zygfrydem Kuchtą, brązowym medalistą olimpijskim w piłce ręcznej, łodzianinem.

Co sprawiło, że przez niemal całe swoje życie jest Pan wierny Łodzi?

Los tak sprawił. Nie urodziłem się jednak w tym mieście. W czasie wojny rodzice zostali wywiezieni do Niemiec. I to tam przyszedłem na świat w 1944 roku. Potem wróciliśmy do Polski. Ojciec pochodził z kieleckiego, mama z okolic Bełchatowa. Mieli małe gospodarstwa, nie było perspektyw rozwoju i tak wylądowali w Łodzi. Tu się wychowałem.

Ale chyba musi Pan czuć jakąś sympatię do Łodzi, skoro dalej w niej mieszka?

Na pewno. W Łodzi rozpoczęła się przecież moja kariera sportowa. Co ciekawe, zaczynałem nie od piłki ręcznej, ale koszykówki. Grałem w MKS MDA u trenera Andrzeja Bogusza. Potem po skończeniu wieku juniora miałem krótki epizod w drugoligowym Widzewie Łódź u Krzysztofa Kędzierskiego. Dostałem się na studia, na warszawską AWF. Tam grałem przez dwa sezony w zespole Czarodziejów z Bielan pod wodzą popularnego "Grubego", czyli Zygmunta Olesiewicza. Tam, w Warszawie, w wieku 23 lat, zacząłem grać w piłkę ręczną. Ale po studiach nie wróciłem do Łodzi. Za głosem serca pojechałem do Gdańska, bo stamtąd pochodziła moja sympatia. Po dwóch latach gry w gdańskiej Spójni wróciłem jednak do Łodzi.

Co zadecydowało o powrocie?

Anilana Łódź proponowała mi dobre warunki. Poza tym zostali tu moi rodzice, znajomi i sentyment do miasta. Mogę więc powiedzieć, że wybywałem z Łodzi za zasadzie krótszych lub dłuższych epizodów, ale zawsze tu wracałem.

Pana łódzkie dzieciństwo, młodość było związane tylko ze sportem czy też innymi zainteresowaniami?

Wychowałem się w Śródmieściu. Grałem w piłkę ręczną w reprezentacji szkoły, nie przypuszczałem, że potem zwiążę się z tą dyscypliną. Chodziłem do podstawówki przy ulicy Południowej, pod numerem 8. W tamtych czasach była to tylko męska szkoła.

W jakich rejonach Śródmieścia Łodzi Pan mieszkał?

Na niezbyt chlubnie historycznie ulicy, czyli na Kamiennej, dziś nazywanej Włókienniczą.

Ulica ta musiała mieć swój klimat...

Na pewno tak było. Mieliśmy z kolegami swoje zainteresowania. Tam organizowaliśmy sobie biegi na wytrzymałość, wyścigi rowerowe, graliśmy w palanta, w siatkówkę przez trzepak. Na Kamiennej kwitło sportowe życie. Nie chce oceniać tej ulicy z punktu widzenia socjologicznego, ale na pewno miała swój klimat.

Chodzi pan czasem na obecną ulicę Włókienniczą?

Często nie, ale parę razy się nią przeszedłem, by zobaczyć co się na niej zmieniło. Zmieniło się przede wszystkim to, że położono tam asfalt. Kiedy ja mieszkałem na tej ulicy, to była wyłożona popularnymi "kocimi łbami". Co ciekawe, teraz niejako wróciłem na stare śmieci. Obecnie mieszkam na ulicy Piramowicza, czyli obok Włókienniczej. Jestem jeszcze rozpoznawalny przez niektórych znajomych. Odnawiam się im w pamięci poprzez jakiś występ w telewizji.

Jest Pan jednym z niewielu łódzkich medalistów olimpijskich...

Rzeczywiście, nie ma ich w Łodzi wielu. Miałem to szczęście, że dwa razy wystąpiłem na olimpiadzie. W 1972 roku w Monachium i 1976 roku w Montrealu. W Monachium grało trzech piłkarzy łódzkiej Anilany, oprócz mnie Andrzej Szymczak i Włodek Wachowicz. W Montrealu, gdzie zdobyliśmy brązowy medal ,nie grał Włodek, wystąpił za to Ryszard Przybysz. Teraz niestety niewielu łodzian bierze udział w olimpiadzie.

Piłka ręczna cieszy się w Polsce dużą popularnością. Niestety, w Łodzi mało kto pamięta, że grała tu jedna z najlepszych drużyn w tej dyscyplinie, Anilana...

Raz byliśmy mistrzem Polski, w 1983 roku, ale po drodze było wicemistrzostwo, trzecie miejsce. Przez wiele lat należeliśmy do polskiej czołówki. Dziś jest tu problem. Kiedy w Łodzi padły duże zakłady przemysłowe, nie ma kto sponsorować klubów. Sport opiera się na finansach. Ciężko w Łodzi znaleźć teraz sponsorów. Próbujemy odrodzić piłkę ręczną. CHKS występuje w drugiej lidze, reaktywowany został AZS Anilana. Jest to jednak bardzo ciężkie.

Kiedyś niemal w każdej szkole na lekcjach wychowania fizycznego grało się w piłkę ręczną. Dlaczego to się zmieniło?

Bo wcześniej piłka ręczna była w programie nauczania szkół podstawowych. Grało się w nią na otwartych boiskach. Potem gdy lekcje wf zaczęły odbywać się wewnątrz, brakowało odpowiednich sal gimnastycznych. Dziś piłka ręczna ma dużą konkurencję wśród innych dyscyplin, nie tylko sportowych. Młodzież ma większą możliwość wyboru.

Władze Łodzi nie za wielką wagę przywiązują do sportu. A to przecież znakomity sposób promocji miasta.

Rzeczywiście. Zwykle kolejna władza mówi, że ma na uwadze sport, będzie pomagać sportowcom, a kończy się na słowach. Z drugiej strony, by dawać odpowiednie środki na sport, to musi być odpowiedni budżet. Miasto niestety takiego nie ma. Mam nadzieję, że ekipa, która zaczęła rządzić w mieście, w miarę możliwości będzie stawiać na sport.

Za rok jakiś łodzianin ma szanse przywieźć z Londynu jakiś olimpijski medal, pójść w Pana ślady?

Kiedyś wydawało mi się, że ruszy pływanie. Teraz nie widzę takiej dyscypliny letniej, która może przynieść Łodzi medal. Jest tylko lekkoatletyka z Sylwestrem Bednarkiem i Adamem Kszczotem. To takie nasze rodzynki. Trzymamy za nich kciuki. Może ktoś jeszcze sprawi niespodziankę i powiększy grono nie tylko łódzkich medalistów, ale olimpijczyków? Trzeba pamiętać, że medal olimpijski bardzo trudno zdobyć. W każdej dyscyplinie przyznaje się tylko trzy, a startują najlepsi sportowcy z całego świata. Ale cały urok sportu polega na tym, że nie zawsze wygrywają faworyci.
Rozmawiała Anna Gronczewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki