Konrad urodził się z zespołem wad wrodzonych, miał dwustronną przepuklinę pachwinową, niedokrwistość i wadę serca. Lekarze podejrzewali mózgowe porażenie dziecięce. Miał problem ze stopami i chodzeniem. Potrzebna była rehabilitacja.
- Syn od urodzenia miał orzeczenie o niepełnosprawności - wspomina pani Karena z Łodzi, matka chłopca. - Co kilka lat zgłaszaliśmy się na komisję lekarską. Zawsze stwierdzano, że syn jest niepełnosprawny. Co miesiąc dostawaliśmy z tego powodu ok. 1 tys. zł. Nagle, w wieku 11 lat uznano, że syn niepełnosprawny nie jest. Stwierdzono, że ozdrowiał.
W przedostatnim orzeczeniu o niepełnosprawności Konrada czytamy, że istnieje konieczność zaopatrzenia go w przedmioty ortopedyczne. Chłopiec według Miejskiego Zespołu do spraw Orzekania o Niepełnosprawności wymagał wsparcia socjalnego oraz potrzebował opieki drugiej osoby w związku ze znacznie ograniczoną możliwością samodzielnej egzystencji. Podkreślono, że podczas jego leczenia, rehabilitacji i edukacji musi być przy nim opiekun.
"Schorzenia powodują znaczne zaburzenia funkcji organizmu kwalifikujące dziecko do zaliczenia do osób niepełnosprawnych" - czytamy w uzasadnieniu orzeczenia z 2010 r.
Minęły 3 lata i Miejski Zespół do spraw Orzekania o Niepełnosprawności... zmienił zdanie. Konrad nie został zaliczony do osób niepełnosprawnych. Uznano, że nie potrzebuje pomocy. Matka nie załamała się.
- Miałam 14 dni na odwołanie, ale nie zrobiłam tego. Pomyślałam, że pójdę do pracy i będę zarabiać. Niestety, życie okazało się trudniejsze niż myślałam - wzdycha dzisiaj.
Pani Karena poszła do pracy. To były głównie umowy-zlecenia.
- Pracowałam w telemarketingu, opiekowałam się dziećmi. Jakoś wiązałam koniec z końcem - mówi łodzianka.
Teraz pani Karena zapisała się na szkolenie, jak założyć sklep internetowy. Organizuje je łódzka fundacja.
- Dostaję od niej też stypendium - 500 zł miesięcznie. Po szkoleniu mam odbyć płatny staż. Może po stażu ktoś zauważy, że dobrze pracuję i zatrudni mnie na stałe - dodaje.
Choć pani Karena sama potrzebuje pomocy, nie jest obojętna na los innych osób.
- Jestem wolontariuszką w trzech fundacjach, prowadziłam zbiórki żywności, zajmowałam się chorymi dziećmi, rozdawałam ulotki fundacji - mówi.
Łodzianka boi się jednak, że choć bardzo się stara, nie da sobie rady.
- Chciałabym zarabiać tyle, by mieć pieniądze na życie i rehabilitację syna. Ale może mi się nie udać. Zastanawiam się nad ponownym wystąpieniem o orzeczenie o niepełnosprawności dla syna - mówi.
Mecenas Maria Wentlandt-Walkiewicz tłumaczy, że pani Karena może jeszcze raz złożyć wniosek i sprawa zostanie ponownie rozpatrzona.
- Niestety, przypadków nagłych "ozdrowień" jest dużo. Moi klienci skarżą się, że lekarze orzecznicy nie mają czasu, by dokładnie zbadać pacjenta albo przejrzeć historię choroby. I wydają krzywdzące orzeczenia - mówi mecenas.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?