Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przebierają się za zombie nie tylko od święta. Poznajcie łódzkie żywe trupy!

Matylda Witkowska
Grzegorz Gałasiński
Na twarzy dużo soku malinowego, w ustach tipsy przyklejone do zębów, na szyi sztuczna rana kłuta z lateksu i już można iść na pochód zombie. W Łodzi nie brakuje osób przebierających się za wstających z grobów zmarłych. I to nie tylko w ostatni wieczór października.

Od kilku lat w Łodzi co jakiś czas można spotkać gromady żywych trupów idące zwartą kolumną, zwykle reprezentacyjną ulicą Piotrkowską. Uczestnicy pochodu mają zielone lub nienaturalnie blade twarze, krwawiące rany cięte, długie paznokcie i niedzisiejsze stroje. Słowem - wyglądają jakby właśnie wyszli z grobów. Idąc wydają z siebie nienaturalny gulgot, co jakiś czas krzycząc "móóóóózgiii" lub "kokokoko mózgi spoko". To tzw. zombie walk, czyli wywodzące się z Kanady przemarsze ludzi przebranych za zombie.

W stolicy regionu przemarsze zombie średnio raz do roku organizuje Łódzki Klub Miłośników Fantastyki "Kapituła". W tym roku były aż dwa: w czerwcu i wrześniu, bo remont Piotrkowskiej uniemożliwił zabawę w poprzednim roku.

W łódzkim zombie walk bierze udział około stu - dwustu osób. To głównie młodzi ludzie: studenci, licealiści i pracujący już miłośnicy fantastyki i horrorów. Wbrew pozorom, nie łakną krwi: na co dzień prowadzą zwykłe życie przykładnych obywateli.

Żywym trupom towarzyszy obowiązkowo grupa obrońców ludzkości: ubrani w stroje moro i wyposażeni w repliki karabinów próbują utrzymać towarzystwo w ryzach i zapobiec rozprzestrzenianiu się na całe miasto.

- Dzięki nim marsz jest bardziej urozmaicony i nie kończy się tak szybko - mówi Michał Nowak z Łodzi, członek Kapituły i uczestnik marszów, który w następnym pochodzie chce właśnie zostać obrońcą.

Po co to robi? - W domu opiekuję się dziadkami, w pracy też bywa różnie. Codzienne życie pełne jest stresów, przebranie się za zombie to dla mnie relaks - opowiada Michał Nowak.

Organizowaniem przemarszów zajmuje się Aleksandra Zielińska, członkini Kapituły.

- Zombie walk kojarzy mi się wyłącznie z Zarządem Dróg i Transportu. Tyle razy tam bywam ustalając trasę przemarszu - opowiada Zielińska.

Łódzcy zombie są bowiem praworządni i nie chodzą po mieście bez odpowiednich pozwoleń. - Muszę mieć zapewnioną obstawę policji, zgodę straży pożarnej, zabezpieczenie służb medycznych. Modlę się, żeby trasa przemarszu nie szła przez jakiś park i żebym nie musiała zdobywać jeszcze zgody Zarządu Zieleni Miejskiej - wylicza Aleksandra.

Byle nie słońce, byle nie deszcz

Wrogiem zombie jest, co naturalne, ostre słońce, ale deszcz i chłód także mu nie służą. Dlatego przemarsze odbywają się raczej późną wiosną lub wczesną jesienią, gdy w mieście są studenci i jest szansa na przyjemną pogodę.

-To żadna przyjemność maszerować w zimnie i w mokrym od deszczu kostiumie - tłumaczy Aleksandra.

Także upał nie jest dla zombie korzystny.

-Niektóre kostiumy są bardzo grube. Kolega, który ubrał się w kilkuwarstwowy kostium, przez cały przemarsz chodził z kubkiem wody, bo cały czas się pocił - opowiada.

Natomiast żywi mieszkańcy miasta są dla nieumarłych zwykle przyjaźni. Na wszelki wypadek nieraz zombie wychodzą z domu z ludzką twarzą i dopiero na miejscu zbiórki dorabiają sobie trupią bladość i krwawe rany. Ale niektórym zdarza się wsiąść do tramwaju w pełnym rynsztunku: z otwartymi ranami, ociekającymi krwią głowami, a czasem też krogulczymi paznokciami, którymi trudno jest skasować bilet.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Jeśli ktoś nas zaczepia, to najczęściej ludzie pijani. Reszta raczej się uśmiecha - mówi Michał Nowak. - Zachęcamy też wszystkich do przyłączenia się do zabawy. Zwłaszcza dzieci chętnie się do nas garną. Makijaż robimy na miejscu, przed wyruszeniem w drogę - dodaje.

Każdy przemarsz zombie musi mieć swojego prowadzącego, który stanie na czele gromady. Musi to być nieumarły o donośnym głosie i pewnej charyzmie. Szef zombie powinien też umieć donośnie krzyczeć, by nie zedrzeć sobie gardła. To on rzuca hasła, które skanduje reszta.

Dwa lata temu przemarsz prowadził Michał Klepacki, zwany Dźwiedziem, z zawodu poligraf. Wcielił się w postać pożartego przez zombie hydraulika. Na początku marszu wyszedł z zabytkowego kanału Dętka na placu Wolności, po czym został zaatakowany przez innego zombie, który wyrwał z niego sznurkowe jelita. A potem Dźwiedź ruszył Piotrkowską na czele dwustu nieumarłych, zagrzewając ich do szukania mózgów żyjących.

Dla Dźwiedzia, który na co dzień należy też do drużyny rekonstruującej stroje wikingów i dawnych Słowian, przebieranie się jest sposobem na urozmaicenie sobie życia.

- Lubię zaskakiwać ludzi nietypowym strojem - przyznaje. Gra też w gry fabularne, tzw. RPG i LARP-y, podczas których też się przebiera. - Na początku przestraszyłem tym hobby moją mamę. Wróciłem późno w nocy z charakteryzacją w postaci rany ciętej na głowie. Mama to zobaczyła i była przerażona - wspomina Michał.

Łodzianin mroczne kostiumy nosi też na zwykłe imprezy.

- Jeśli nie będę pracował na noc podczas tegorocznego halloween, wystąpię jako rycerz bez głowy - mówi łodzianin. - Mam już upatrzony strój rugbysty, który ułatwi charakteryzację - dodaje.

Dobranie odpowiednich elementów stroju jest jedną z najtrudniejszych przeszkód, które musi pokonać kandydat na zombie. Przygotowanie go może trwać wiele tygodni, a nawet miesięcy.

Samo nałożenie charakteryzacji może trwać pół godziny, ale także cały dzień. Niektórzy zombie nawet w czasie marszu mają kogoś, kto podbiegnie i szybko poprawi rozpływającą się charakteryzację.

Domowy wyrób krwi

Honorowy zombie kostium robi sobie sam. Strój może być w zasadzie dowolny: można być niegrzeczną zombie-uczennicą w poplamionym fartuszku, zombie-rycerzem z zakrwawionym toporem czy zombie-księdzem w przesiąkniętej krwią sutannie. Można mieć też zwykłe ciuchy, ale doceniana jest pomysłowość.

Największym wyzwaniem jest charakteryzacja. Ociekające krwią usta, szary cień na skórze i przydymione oczy to absolutne minimum. Ale zombie powinien mieć też otwarte rany, najlepiej z widocznym mięsem lub kością, wylatujące z brzucha bebechy lub brudne bandaże. Zaawansowani mogą zajść w zombie-ciążę i być z wychodzącym z brzucha małym zombiątkiem.

Sposobów na przygotowanie przebrania jest wiele. Najprostszy przepis na domową krew to syrop malinowy zmieszany z miodem, który dodatkowo można zagęścić mąką lub solą. Barwie sztucznej krwi dobrze zrobi dodatek kakao lub soku z buraka. Można też wybrać wersję chemiczną i zmieszać glicerynę z czerwonym barwnikiem spożywczym. Albo za kilkadziesiąt złotych kupić gotową krew teatralną lub filmową.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Krzywe zęby można zrobić przyklejając do własnych odpowiednio zniszczone paznokciowe tipsy. Natomiast rany i opatrunki najlepiej robić przyklejając do skóry klejem wikol chusteczki higieniczne i pokolorować całość farbą.

- Trzeba jednak uważać, gdzie się rany nakleja, żeby zrywając je po marszu przy okazji nie pozbyć się też własnych brwi - podkreśla Aleksandra.

Najbardziej zaangażowani podchodzą do tworzenia postaci zawodowo. I to ich efekty najczęściej znajdują się na zdjęciach z zombie walk. Jednak przygotowanie takiej charakteryzacji to spory wydatek. Profesjonalny silikon charakteryzatorski do tworzenia sztucznych ran i innych efektów to wydatek od kilkudziesięciu do ponad stu złotych za tubkę, pistolet do nakładania silikonu kosztuje ponad 200 zł. Kolejną stówę zapłacimy, jeśli chcemy mieć plastikową głowę, na której stworzymy naszemu nieumarłemu silikonową łysinę.

Moda nie musi być najnowsza

Szukając dla siebie kostiumu zombie, można oczywiście wyciągnąć coś z szafy. Ale coraz łatwiej znaleźć internetowy sklep z ofertą dla miłośników żywych trupów i innych halloweenowych okropieństw. Niestety, jeśli nie chcemy w taniej chińskiej produkcji wyglądać jak na balu przedszkolaków, będzie nas to sporo kosztowało.

Kompletny kostium uczennicy-zombie z białą ufajdaną i wystrzępioną bluzką, spódniczką w kratkę i zakrwawionymi podkolanówkami kupimy już za około 100 zł. Ale kostium zombicy z wszytym bijącym sercem to wydatek już 189 zł. Tanie są za to narzędzia zbrodni: zakrwawiony nóż czy sierp kupimy już za kilkanaście złotych. Za to kompletny zestaw łańcuchów to znów wydatek około 90 zł. Droga będzie też poderżnięta szyja - za gotową ranę ciętą zapłacimy aż 70 zł, ale będziemy ją mogli użyć wielokrotnie. Ślad wypalonego na skórze w czasie egzorcyzmów krzyża to koszt ponad 120 zł, podobnie jak efekt języka zombie z pociętą skórą warg.

Ubrać można się w sposób niemal dowolny, pod warunkiem, że będzie krwawo. Nikt bowiem dokładnie nie wie, jak wygląda prawdziwy zombie. Wiadomo tylko, że wyglądają okropnie i szukają żywych, by pożreć ich mózgi.

- Właściwie każdy autor opisuje zombie inaczej - przyznaje Michał Nowak.

Światowa odyseja zombie

Nie do końca wiadomo też, skąd się wzięły same zombie. Nie należą one bowiem do tradycyjnych postaci z innych wymiarów znanych w Europie, takich jak duchy, upiory czy wampiry albo nasze polskie strzygi i południce. Koncepcja ożywianych przez czarną magię ciał zmarłych pojawiła się najprawdopodobniej w Afryce Zachodniej, skąd wraz z niewolnikami trafiła do Nowego Świata i np. na Haiti stała się elementem kultów voodoo.

Zgodnie z tradycyjnymi wierzeniami, zombie to tzw. żywy trup - istota podobna do człowieka, ale pozbawiona jego duszy i osobowości. Zombie zwykle bezwolnie służą temu, który podnosi ich ze zmarłych. Nie przeszkadza to poradni Polskich Wydawnictw Naukowych zalecać dla zombie tak jak do człowieka - odmianę męskoosobową.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Światową karierę zombie zrobili - podobnie jak wiele innych fenomenów - poprzez Stany Zjednoczone. Najprawdopodobniej nie bez wpływu była okupacja Haiti przez USA w latach 1915-1934. Pożywką dla zombie było rozwijające się kino, które chętnie wykorzystywało motyw nieumarłych. Takie filmy jak "Białe zombie" z 1932 roku czy pamiętna "Noc żywych trupów" z 1968 r. przeszły do światowej klasyki. Temat jest zresztą wciąż wykorzystywany: w ubiegłorocznym "World War Z" za walkę z zombie wziął się sam Brad Pitt.

Zombie o dobrym sercu

11 lat temu tuż przed Halloween miłośnicy filmów o zombie zorganizowali pierwszy w historii zombie walk, czyli przemarsz zombie. Od tego czasu pomysł rozprzestrzenił się na cały świat, a dziesiąta edycja zabawy w Toronto zgromadziła już 10 tys. nieumarłych. Tylko w okresie tegorocznego Halloween zombie walk organizowane są w Szczecinie, Toronto czy Houston. Przemarsze mimo ponurych przebrań są radosne i pokojowo nastawione. Czasem dla podkreślenia zabawowego charakteru nazywa się je zombie pub crawl, czyli "czołganiem się zombie od pubu do pubu", innym razem marszom towarzyszą całkiem poważne akcje charytatywne. Na przykład londyńscy zombie zbierali podczas marszu środki dla jednej z organizacji świadczących pomoc dla bezdomnych.

Motyw zombie do zbożnych celów wykorzystało też rządowe amerykańskie Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom, które w formie komiksu wydało poradnik na temat... przygotowania się na atak zombie. Urzędnicy uznali, że taka forma szybciej trafi do młodych Amerykanów, a przygotowani na atak zombie łatwiej poradzą też sobie z konwencjonalnymi zagrożeniami.

Dwa lata temu modę na zombie dostrzegło Lego i wypuściło zestaw The Zombies w serii Monster Fighters. Oprócz trupich ludzików , są w nich też urządzenia do walki z nieumarłymi.

Zombie w Polsce wciąż jest obcy

Jednak w Polsce zombie, mimo kolejnych marszów, to wciąż temat nowy.

- To w naszym kraju twór obcy kulturowo, niezwiązany z przestrzenią, otoczeniem i historią kultury - mówi Aldona Plucińska, etnograf z Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Jak podkreśla łódzka etnograf, polskie zwyczaje związane z dniem Wszystkich Świętych są bogate, ale wymagają ciszy i spokoju. - Mamy bogatą obrzędowość związaną z oddawaniem żywota i pojmowaniem przestrzeni obcej, której żywy człowiek nie może zobaczyć. Mamy Wszystkich Świętych, Zaduszki i całą następującą po nich oktawę na cześć zmarłych. Nie pasuje do nich hałas imprez związanych z Halloween.

Siła tradycji to kolejny powód, dla którego łódzkie marsze nie odbywają się 31 października. Jednak przebieranie się w stroje przedstawiające śmierć nie było naszym przodkom całkowicie obce. Jednak robiono to... pod koniec karnawału.

- W Polsce obowiązywał szacunek dla życia, śmierci i całej natury. Jednak ostatki to czas odwrócenia norm. Dlatego można było wtedy spotkać Śmierć przemykającą między zagrodami - opowiada Plucińska. - W zbiorach naszego muzeum mamy nawet taką maskę Śmierci z terenu Żywiecczyzny - podkreśla Aldona Plucińska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Przebierają się za zombie nie tylko od święta. Poznajcie łódzkie żywe trupy! - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki