Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia Łodzi: dlaczego zginęli Biedermannowie?

Anna Gronczewska
Bruno Biedermann był synem Roberta, twórcy rodzinnej fabryki.
Bruno Biedermann był synem Roberta, twórcy rodzinnej fabryki. Materiał z książki "Biedermannowie"/Wanda Kuśko
W styczniu 1945 roku w pałacyku przy ul. Kilińskiego 2 znaleziono zwłoki trzech osób. Byli to łódzki fabrykant Bruno Biedermann, jego żona i córka. Dlaczego zginęli?

To jedna z najtragiczniejszych historii, które miały miejsce w pierwszych dniach wolności, jak nazywano wyzwolenie przez Armię Czerwoną. Rodzina Biedermannów należy do twórców przemysłowej Łodzi. Przybyli do Polski z Niemiec, jeszcze w XVIII wieku. Osiedlili się najpierw w Wielkopolsce, by przez Zduńską Wolę trafić do Łodzi. Tu Robert Biedermann zakłada farbiarnię. Z czasem powstaną tu też tkalnia, przędzalnia i jedna z największych łódzkich fabryk. Po 1945 roku nazwano ją Zakładami Przemysłu Bawełnianego im. Szymona Harnama "Rena Kord".

Robert Biedermann miał trzynaścioro dzieci. Bruno był jednym z jego synów. Urodził się w 1878 roku. Rodzice zadbali o jego wykształcenie. Został doktorem filozofii i socjologii gospodarczej. Bardzo lubił sport. Był członkiem budowy Miejskiej Biblioteki Publicznej przy ulicy Gdańskiej, Domu-Pomnika Marszałka Piłsudskiego, został wiceprezesem Łódzkiego Komitetu Funduszu Obrony Narodowej. W 1936 roku, po śmierci starszego brata Alfreda, stanął na czele rodzinnej firmy. Służył w armii carskiej, brał udział w wojnie rosyjsko-japońskiej, pierwszej wojnie światowej, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wstąpił do polskiej armii. Walczył w wojnie polsko-bolszewickiej.

Jego żoną została Luiza Julia Stegmann, córka Adolfa, właściciela farbiarni. Mieli dwie córki. Urodzoną w 1911 roku Adalisę Klarę i młodszą o trzy lata Marylę, zwaną przez rodzinę Lil. Jak pisze w książce "Biedermanowie" Wanda Kuźko, obie skończyły polskie gimnazjum Z. Pętkowskiej i W. Macińskiej przy ul. Wólczańskiej. Maryla uwielbiała psy, konie, Ada była dostojną panienką, Lil studiuje w Szwajcarii, Wiedniu. Ada jeszcze przed wojną wyszła za mąż za Roberta Schultza, właściciela fabryki mebli przy ul. Gdańskiej. Mieli dwie córki. Urodzoną w 1937 roku Marię Barbarę i dwa lata młodszą Christianę Irenę. W roku 1944 Ada wraz z rodziną opuściła Łódź i wyjechała do Niemiec.
Wanda Kuźko, autorka książki "Biedermanowie", radzi, by nie próbować klasyfikować narodowościowo tej rodziny. Od trzech pokoleń mieszkali w Łodzi i gdyby nie wojna, to pewnie dalej by tu żyli.

- Bo tu znaleźli swoje miejsce na ziemi! - dodaje Wanda Kuźko.

W domu rozmawiali po niemiecku, w tym języku także pisali. Ale równie dobrze mówili po polsku, rosyjsku, francusku czy włosku.

- Oni byli przede wszystkim porządnymi ludźmi! - mówi Wanda Kuźko. - Nie popierali Hitlera i narodowego socjalizmu.

W połowie 1940 roku Bruno Biedermann podpisuje volkslistę. Robi to w imieniu rodziny, by ratować fabrykę. Ale Wanda Kuźko zaznacza, że nawet Niemcy mieli wątpliwości co do ich niemieckości.

- Musieli udowodnić swoją aryjskość do dziesiątego pokolenia - mówi pani Wanda Kuźko. - Dzięki temu mogłam napisać książkę o tej rodzinie...

Biedermanowie podpisują tzw. volkslistę III kategorii, są uznani za osoby ulegające polskim wpływom.
Maryla, gdy wybucha wojna ma 25 lat. Nie chce słyszeć o podpisaniu volkslisty. Angażuje się w działalność Komitetu Pomocy Polskim Więźniom Radogoszcza. Komitet ten wspierał finansowo jej ojciec. Maryla pomaga ukrywającym się polskim żołnierzom. Można przypuszczać, że działania w komitecie skłoniły ją do wstąpienia do Związku Walki Zbrojnej, a potem Armii Krajowej. Tam też nawiązuje bliższą znajomość z Alfredem Keiserbrechtem. Do jego rodziny należała tkalnia znajdująca się na ul. Zgierskiej, w miejscu gdzie jest dziś Pałac Ślubów. Wanda Kuźko wyjaśnia, że Lil razem z Alfredem brała udział w tzw. akcji N. Była to akcja dywersyjna prowadzona przez Niemców. Miano wywołać przekonanie, że Niemcy i tak poniosą klęskę. Rozpowszechniano wśród nich ulotki, rozsyłano pisma. Lil tłumaczyła te wszystkie teksty na język niemiecki. Alfred je przepisywał.

Lil zdawała sobie sprawę, jakie skutki może przynieść jej rodzinie to, że nie chce podpisać volkslisty. Dlatego w 1940 roku postanowili razem z Alfredem wyjechać z Łodzi. Lil udało się załatwić skierowanie do pracy w sklepie konfekcyjnym w Sosnowcu. Jednak tam nie dotarła. Zatrzymała się w Kamieńsku u swej przyjaciółki. Tam dojechał do niej Alfred. W Kamieńsku wyrobili sobie fałszywe dokumenty. Ona została Katarzyną Borowską z Łucka, a on Antonim Kamińskim z Wilna. Zamieszkali w Radomiu. Lil dostała pracę jako maszynistka, a Alfred jako księgowy w Urzędzie Dystryktu. W Radomiu w 1941 roku wzięli ślub. Lil zmieniła wyznanie z ewangelickiego na katolickie.

W kwietniu 1942 roku, w drugi dzień Wielkanocy, zostali aresztowani. Stało się to po odwiedzinach ich znajomych z konspiracji, którzy przyjechali z Łodzi.

- Ci znajomi byli prawdopodobnie śledzeni - pisze w swojej książce Wanda Kuźko. Początkowo przebywali w Radomiu. Torturowano ich. Niemcy szybko ustalili ich prawdziwe nazwiska. Potem przewieziono ich do Warszawy. Tam dowództwo AK wydało zgodę na podpisanie przez nich volkslisty. Po tym zawieziono ich do Łodzi i zwolniono.

Rodzice namówili Lil, by wzięła z Alfredem ślub cywilny. Mieliby kłopoty, gdyby dowiedziano się, że wzięli ślub w kościele. Zawarcie mieszanych związków, ewangelicko-katolickich, było zakazane.
We wrześniu 1943 roku Lil znowu aresztowano. Wiązało się to z zatrzymaniem kilka dni wcześniej jej kuzyna, Zygmunta Lorentza, przedwojennego nauczyciela w łódzkim Gimnazjum im. Piłsudskiego. Był on wizytatorem tajnego nauczania AK na okręg łódzki.

- Maryla Biedermann po raz drugi trafiła do więzienia przy ulicy Gdańskiej - mówi Małgorzata Lechowicz, kierownik działu historycznego Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi. - Już pod nazwiskiem Keiserbrechta. Przebywała na ulicy Gdańskiej niemal dwa lata.

17 stycznia Niemcy ewakuowali więźniarki z ul. Gdańskiej na zachód. W okolicach Pabianic Lil udało się uciec. Są dwie wersje tej ucieczki. Jedna mówi, że Maryla wykorzystała zamieszanie podczas nalotów, ukryła się w rowie i uciekła do Łodzi, do pałacyku, w którym czekali rodzice. Inna mówi, że dwóch ludzi wyciągnęło ją w Pabianicach z tłumu maszerujących kobiet. Zawieziono ją do jakiegoś mieszkania. Stamtąd zabrał ją lekarz rodziny Biedermanów...
Zaraz po wyzwoleniu Łodzi do pałacu przy ul. Kilińskiego 2 wkroczyli przedstawiciele nowej władzy. Biedermanowie mieli kilkanaście godzin na jego opuszczenie. Bruno był bardzo lubiany przez robotników, po ich interwencji dano im dzień dłużej na przeprowadzkę...

24 stycznia Bruno Biedermann pisze kartkę: "Zabiłem strzałami z rewolweru żonę i córkę. Pochowajcie nas w ogrodzie. Nie rabować naszego prywatnego majątku w mieszkaniu, a podzielić sprawiedliwie".

Pochowajcie nas w ogrodzie. Nie rabować majątku tylko podzielić

Nie wiadomo, czy kartkę tę napisał przed tym, jak wymierzył pistolet w skroń córki Lil i żony? Ale chyba nie, bo zostawione zostały na niej ślady krwi. Potem sam strzelił sobie w usta. Nie wiadomo, czy Lil była przytomna. Po pobycie w więzieniu znajdowała się w strasznym stanie. Miała gruźlicę, krwotoki z płuc... Jest też wielce prawdopodobne, że przed śmiercią Bruno założył polski mundur.
Dlaczego Bruno Biederman zdecydował się na tak dramatyczny krok? W swojej książce "Biedermanowie" Wanda Kuźko nawiązuje do tzw. Freidod, czyli wolnej śmierci. Wielu Niemców zamieszkałych na terenie zachodnich ziem Polski, zabijało się, bo bali się Rosjan.

- A może to było jakieś załamanie psychiczne? - zastanawia się. Przecież byli bogaci, mogli zorganizować ucieczkę. Mieli na to czas. Tym bardziej, że ich córka mieszkała w Niemczech. Niektórzy tłumaczą, że nie uciekli, bo Maryla była bardzo chora, stwierdzono u niej gruźlicę.

- Ale przecież penicylina była dla Niemców dostępna, Biedermanów stać było na takie lekarstwo - dodaje Wanda Kuźko. W swojej książce pisze, że nie bez znaczenia był fakt, iż Bruno 10 lat służył w wojsku. Posłuszeństwo, dyscyplina, którym był poddany, mogły wykształcić u niego takie cechy charakteru, które nie pozwoliły mu się pogodzić z nadchodzącymi, niewiadomymi zmianami, które burzyły porządek, w którym żył od urodzenia.

Po wojnie w pałacyku Biedermanów było przedszkole. W 1977 roku przez ogród przeciągano kable telefoniczne. Znaleziono szczątki trzech osób i guzik od polskiego munduru... Po latach Biedermanom urządzono pogrzeb. Spoczęli w rodzinnym grobie na cmentarzu przy ul. Ogrodowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki