Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polityka przeżarła łódzkie rady osiedli

Marcin Bereszczyński
Grzegorz Gałasiński
W środę, chyba po raz pierwszy w tej kadencji, prezydent Łodzi Hanna Zdanowska (PO) stanęła obok radnych z opozycji Grzegorza Matuszaka (SLD) i Kazimierza Kluski (PiS). Co ją skłoniło do tego, aby stanąć obok radnych, którzy nieustannie krytykują jej działalność? Przyczyną był jej apel do łodzian, aby poszli zagłosować na kandydatów do rad osiedli.

Rady osiedli miały być w założeniu miejscem dla społeczników, dla osób znających problemy swojego osiedla, a także ludzi, którzy tam mieszkają. Radni osiedlowi mieli być apolityczni i pomagać mieszkańcom w drobnych sprawach. Niestety, rady osiedli są upolitycznione, a zwykły łodzianin nie ma szans dotrzeć do osiedlowych rajców.

Upolitycznienie jednostek pomocniczych miasta jest ogromne. Najwięcej kandydatów do rad osiedli i najwięcej list wyborczych zgłosiły największe partie, czyli PiS, PO i SLD. Co prawda nie został pobity rekord sprzed 4 lat, gdy PO zgłosiła aż 202 kandydatów.

Smaczkiem jest, że wówczas do Rady Osiedla Złotno kandydowała Joanna Kopcińska. Jak widać na jej przykładzie, droga od kandydata na radnego osiedlowego do kandydata na prezydenta Łodzi z wysokim poparciem społecznym, jest bardzo krótka. Nic dziwnego, że łodzianie z ambicjami politycznymi lgną do jednostek pomocniczych miasta.

Upolitycznienie rad osiedli powoduje, że jednostki pomocnicze wyzbywają się bezpartyjnych społeczników. Okazuje się, że w upolitycznionej radzie są oni rodzynkami i zazwyczaj nie mają siły przebicia i wystarczającego poparcia w głosowaniu, aby przeforsować swoje pomysły na zagospodarowanie osiedla. W takich sytuacjach społecznicy rezygnują z pracy w radzie osiedla i kontynuują swoją działalność w stowarzyszeniach i fundacjach, gdzie mogą wcielić w życie swoje idee.

Gdy jednostka pomocnicza oczyści się ze społeczników i zostaną w niej tylko osoby powiązane z partiami, to na posiedzeniach rad zaczynają się spory światopoglądowe i dysputy polityczne. A przecież osiedlowi rajcy mieli decydować o tym, gdzie poprawić stan chodnika, który skwer zagospodarować, gdzie utworzyć plac zabaw lub postawić latarnie przy ciemnej ulicy. Radni osiedlowi, zamiast się tym zajmować, wolą naśladować radnych miejskich i kłócić się bez opamiętania z politycznych pobudek. W efekcie rada osiedla robi się sparaliżowana. Jednostki pomocnicze nie potrafią, albo nie chcą wydawać opinii w ważnych sprawach osiedlowych.

Komisje Rady Miejskiej w Łodzi często występują do rad osiedli o wydanie opinii na temat projektów uchwał. W większości przypadków rady osiedli nie przesyłają nawet swojego stanowiska do komisji. A jeśli już jakaś jednostka pomocnicza przyśle informację (co jest rzadkością), to z adnotacją, iż "rada osiedla nie wydała decyzji w przedmiotowej sprawie".

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Jest jeszcze jeden absurd, tym razem prawny. Lokale wyborcze w wyborach do rad osiedli muszą mieścić się w innym miejscu, niż lokale wyborcze do samorządu. U podstaw tego rozgraniczenia leżała myśl, aby rozdzielić upolitycznioną kampanię i partyjnych kandydatów do samorządu od społeczników aspirujących do rad osiedli. Jak widać, w kampanii upolitycznieni są wszyscy.

Kandydaci do rad osiedli zaklejają nawet plakaty swoich partyjnych kolegów startujących do rady miejskiej. Niektórzy kandydaci do rad osiedli mają większe plakaty, bardziej kolorowe ulotki, lepsze hasła wyborcze niż kandydaci do samorządu. A już wszystkich przebija kandydatka SLD do Rady Osiedla Andrzejów, która prowadzi kampanię na Facebooku. Ma już 5 tys. znajomych i 6,1 tys. "lajków", zaś kandydat SLD na prezydenta Tomasz Trela ma 1,8 tys. znajomych i 1,4 tys. "lajków".

Można zadać sobie pytanie: po co są rady osiedli? Odpowiedź jest prosta. Stały się zapleczem politycznym poszczególnych partii. Doświadzeni samorządowcy z sejmiku wygrywają wybory do Sejmu i przenoszą się do parlamentu. W ich miejsce wskakują radni miejscy, a z kolei na ich stołki czekają radni osiedlowi. Oczywiście, tylko ci polityczni.

Gdy spojrzy się na rady osiedli jak na zaplecze polityczne dla samorządu, to nie powinno nikogo dziwić, że prezydent Łodzi z PO pozuje do zdjęć wspólnie z przewodniczącym Rady Miejskiej z SLD i przewodniczącym Miejskiej Komisji Wyborczej z PiS. W apelu do łodzian, aby oddali głosy na ich partie nie przeszkadza nawet to, że radni SLD i PiS żądają, aby prezydent z PO pojawiała się na sesjach Rady Miejskiej, a w rewanżu prezydent z PO nazywa tych radnych szkodnikami miasta, którzy nie kochają Łodzi. Widać, dla zdobycia swojego zaplecza w radach osiedli można o tym zapomnieć...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki