Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Obywatel" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
mat. dystrybutora
Grubą kreską narysował swój nowy film Jerzy Stuhr. Momentami tak grubą, że przykrywa ona szczere intencje autora. I obiera kierunek przeciwko niemu. A szkoda, bo "Obywatel" to ważny film.

To o mnie jest ten film - mówi w każdej scenie jego autor. Ten film to ja. To moja twarz (wygrywana aż do zbyt dosadnego grepsu w finale). Owa osobista, a jednocześnie pokoleniowa wymowa, swoiste wyznanie i oczyszczenie, stanowią najmocniejszy ton film, wyzwalają najsilniejszy apetyt u widza, stając się zarazem najbardziej wyrazistym alibi twórcy wobec tych, którzy chcieliby z "Obywatelem" dyskutować przy użyciu argumentów ideologicznych.

Stuhr zdaje się podkreślać, że nie jakiekolwiek ideologie są bowiem istotą tego filmowego wystąpienia, tylko nasze (w sensie - rodaków) ciągłe zagubienie i mocowanie się z przekonaniem, iż mamy jakieś poglądy, oparte na rzeczywistej wiedzy i przemyśleniach, i że są one istotne. Reżyser i scenarzysta zwraca uwagę, że raczej przemykamy się chyłkiem po tematach zasadniczych i zdarzeniach, dzieląc, przydzielając do jakiejś grupy, oceniając i wydając sąd przed rozpoznaniem. Że nie mądrość, dyskusja i wykuwanie stanowiska są naszym żywiołem, ale raczej romantyczne rozdzieranie koszul i oblewanie się sokiem pomidorowym.

Problem w tym, że i sam Stuhr konstruując figurę głównego bohatera swojej opowieści, Jana Bratka oraz kolejne etapy jego życiorysu przemknął się po nich w sposób oczywisty, zadowalając się przygotowaną na akademię wystawą plakatów z najbardziej znanych przystanków powojennej historii Polski, w które powklejano wizerunek protagonisty. To historia osobista (do czego nieustannie, może nawet podejrzanie zbyt bardzo jesteśmy przekonywani), ale ukryta za ścianką fotografii z albumu o dziejach Polski dla turystów. A chciałoby się odwrotnie.

Jan Bratek (grany na przemian przez Jerzego i Macieja Stuhrów) chce spokojnie, w miarę przyjemnie i po kolei przeżyć swoje życie. O jego psychologii niestety niewiele więcej się dowiadujemy. To postać ulepiona w niewielkim stopniu z życia wewnętrznego, a głównie z wydarzeń, które wpływają na niego z zewnątrz i które w filmie Stuhra dominują na tyle, iż nie da się Bratkiem przejąć, utożsamić z nim, wejść w jego "szelki". To nieprawda, że Bratek wchodzi z historią w relacje, że jego osobisty los i wybory wiążą się z dziejowym walcem, że mimowolnie rzucając się w szprychy koła narodowych zdarzeń poddaje się (lub walczy z nimi) własnym słabościom, lękom, kompleksom, nieprzerobionym urazom, niezapłaconym rachunkom, niespełnionym miłościom. On się jedynie pojawia na tle łopatologicznej, sklejonej z kalek lekcji historii, istnieje tylko po to, by wszystkie polskie wydarzenia skleić w jednej fabule.

"Obywatel" wygrywa na poziomie formy, inteligentnego pomysłu na mieszanie czasów, "skakanie" po epokach i nielinearne wiązanie poszczególnych wątków w jeden supeł. I w konstrukcji jednak są zbyt bezceremonialne skróty, znaki, na których rozwinięcie zabrakło pomysłu, fragmenty, które zdają się dłużyznami, wyraźne zachwiania tempa. Zabrakło subtelności w łączeniu poszczególnych sekwencji z życia bohatera - jeśli Stuhr nie bardzo ma ideę na wybrnięcie z danej sytuacji, albo ucieka w ciężki żart, albo tnie niczym krawieckimi nożycami.

Humor tu zaskakująco dosłowny, płytki, niewyrafinowany, wręcz domagający się rechotu - przecież wiadomo, że jak bohaterka powie, iż ma na imię Kazia (skądinąd pyszny epizod Violetty Arlak), to dzisiejsza widownia ryknie śmiechem. Widać to także w grze młodszej części zespołu aktorskiego, która bliższa jest jeździe po bandzie (stały to motyw u Soni Bohosiewicz) czy nieco kabaretowemu wdzięczeniu się do publiczności (Maciej Stuhr) niż wykazywaniu się umiejętnością niuansowania i warsztatem. Nawet metafora jest tu głównie toporna, jak walnięcie "P" od Polski w głowę (od takiej sceny zaczyna się film).

Jerzy Stuhr, aktor pierwszorzędny (co udowodnił bez trudu po raz kolejny), chyba za bardzo uwierzył, że ma patent na wszystkie elementy filmu. Jego "Obywatel" broni się w warstwie, którą można określić sformułowaniem "sympatyczna rozmowa". Gorzej jest z cokolwiek większą refleksją, sięgnięciem pod podszewkę, dotknięciem tej wielkości myśli, która wstrzymuje oddech. Stuhr podszył swój film ujmującą nutą nostalgii za młodością i szczerą, idealizowaną miłością. Dużym atutem jest współczujące, pozbawione obłudy ujęcie się za ludźmi, którym się nie udało, których zbyt łatwo się odtrąca, i którzy dźwigają swój krzyż w każdym systemie - i tym, który zwalczyliśmy, i tym, który nieopatrznie i nieumiejętnie stworzyliśmy. To wszystko jednak za mało na naprawdę dobry film. Wystarcza co najwyżej na rozczarowujące poczucie niedosytu.

A na marginesie jeszcze wrażenie lokalne. Film zrealizował łódzki producent, studio Opus Film, duża część zdjęć powstała w Łodzi i okolicach. Dzięki temu na ekranie pojawia się spora grupa łódzkich aktorów, znanych ze scen naszych teatrów. Lecz potraktowanych po "warszawsku", czyli marginalnie. I przykro się robi, kiedy tacy Aktorzy, grają takie epizodziki...

OCENA: 3/6

OBYWATEL
Polska, komediodramat
reż. Jerzy Stuhr
wyst. Jerzy Stuhr, Maciej Stuhr, Sonia Bohosiewicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki