Kiedyś pracowali nawet ponad 300 godzin w miesiącu. Podkreślają, że mieli nawet 24-godzinne dyżury. Twierdzą, że za nadgodziny nie dostali należnego wynagrodzenia. Dwóch ratowników medycznych i dwóch kierowców Medaksu poszło do sądu. Domagają się od pracodawcy zapłaty po 50 tys. zł.
Pierwsze rozprawy właśnie się odbyły.
- Kierowcy i ratownicy medyczni byli zatrudnieni na podstawie umowy o pracę - mówi mecenas Maria Wentlandt-Walkiewicz, reprezentująca mężczyzn przed sądem. - Kiedy dostawali wynagrodzenie, byli przekonani, że dostają wszystkie należne im pieniądze.
Tak jednak nie było. Za nadgodziny powinni dostawać 50 proc. albo 100 proc. podstawowej stawki. Dostawali normalną stawkę.
W ubiegłym roku pracodawca zaproponował zamianę umowy o pracę na samozatrudnienie.
- To była dla nas propozycja nie do odrzucenia. Nowe warunki pracy nam nie odpowiadały, część pracowników odeszła sama, niektórym podziękowano- opowiadają mężczyźni.
Po odejściu z pracy ratownicy i kierowcy poszli do księgowego. Policzono, ile powinni dostać za nadgodziny.
- To 50 tys. zł na osobę - zaznacza mec. Wentlandt-Walkiewicz. - Pracodawca próbuje tłumaczyć się, że zapłata powinna dotyczyć tylko wyjazdów karetką, a nie dyżurów. To niezgodne z prawem.
Medax nie chce tego komentować.
- Dopóki sprawa jest w sądzie, nie będę rozmawiał na ten temat. To sąd uzna nadgodziny albo nie - mówi Zbigniew Binikowski z Medaksu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?