Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adaptacja "Kosmosu" Witolda Gombrowicza na Festiwalu "Nowa Klasyka Europy" [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Joris Mathieu zaproponował kilka wizualnych sztuczek, używając m.in. sporych rozmiarów soczewek
Joris Mathieu zaproponował kilka wizualnych sztuczek, używając m.in. sporych rozmiarów soczewek Nicolas Boudier
III Festiwal "Nowa Klasyka Europy" postawił widownię Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi przed kryminalną zagadką, ale tak szczególną, jak szczególnym "kryminałem" jest powieść "Kosmos", wydana 4 lata przed śmiercią Gombrowicza i będąca swoistym podsumowaniem jego twórczości i myśli.

Sensacyjność "Kosmosu" to ledwie jedna z warstw fabuły. Pretekst do próby uchwycenia istoty pracy ludzkiego umysłu, który stale szuka sensu świata, większej reguły ten świat spajającej. Być może jest w błędzie, co pogłębia jego tragizm, więc tworzy je ad hoc z napotkanych znaków. To powieść o rozdźwięku między rzeczywistością a świadomością, które nieustannie "zaśmieca" świat grożącą szaleństwem nadprodukcją interpretacji. Zawieszony na drucie martwy wróbel, uduszony kot, nie wiadomo przez kogo narysowana i w jakim celu strzałka zaczynają górować na umysłem i przekraczają go, broniąc dostępu do świata przekraczającego człowieka. Stąd nie z rozwiązywania zagadki "kto zabił?" tworzy się mroczna aura "Kosmosu".

Z tą częścią powieści francuska grupa Compagnie Haut et Court poradziła sobie świetnie. "Pewnego dnia opowiem ci inną wyjątkową historię... Kosmos" to wizualny majstersztyk. Mistrzowskie połączenie reżyserii świateł, odautorskiej narracji, wideo, muzyki i projekcji w celu wywołania (z powodzeniem) iluzji pełnej autonomii specyficznego świata scenicznego - silnie onirycznego, uwodzącego plastyką scen o walorach estetycznych, jakich nieczęsto dane jest doświadczać. Tak jest z sceną podglądania Leny (Marion Talotti), zamkniętej w kole, nad brzegiem jeziora, gdy otaczająca ją czerń wiruje jakby wirowała ziemia. Albo gdy między widownią a aktorami pojawia się i wędruje w powietrzu lupa, zdaje się samodzielnie, na którą projektowane są szczegóły z rzeczywistości skupiającej uwagę Witolda, narratora i głównego bohatera powieści.

Umieszczony na obrotówce świat przy kolejnych obrotach i ujawnia także w człowieku to, co skrywa się pod zestawem pozorów. Aktor jest tu często sprowadzony do roli marionety, bezwolnego manekina - przecież to nie człowiek rządzi kosmosem znaków.

Joris Mathieu wyreżyserował "Kosmos", ale też dokonał adaptacji tekstu. Czytelnym uczynił postać właściciela pensjonatu, Leona, eksbankowca, człowieka banalnego, któremu dobrze jest w gnuśnym chaosie życia, "rozsypanego" (rozsypuje się nawet jego język, bliski bełkotowi). Witold z kolegą Fuksem, inaczej niż Leon, wolą dokonać syntezy świata. Ale kim jest ten syntezujący człowiek, który uciekając (jak Witold) od miasta (Rodziny) na prowincję próbuje na nowo konstruować świat - i przegrywa? Jego koncepcja, mimo wszystko, nie dość jasno wybrzmiewa ze sceny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki