Jedyną pociechą związaną z zamieszaniem wokół liczenia głosów po niedzielnych wyborach jest fakt, że kandydaci do sejmików wojewódzkich, którzy nie mogli być pewni wygranej, choć trochę poczuli w jakiej sytuacji są maturzyści, którzy muszą miesiąc czekać na wyniki egzaminów dojrzałości i to na jakiej uczelni znajdzie się dla nich miejsce. Jeśli któryś z polityków pomyślał, że to nie fair niech wyobrażą sobie, że liczenie głosów także może trwać miesiąc. Ta wiedza powinna przydać się politykom. Tym bardziej, że myślenie o tym czy będzie trzeba zawiązywać koalicję czy nie, jest z pewnością mniej stresujące niż oczekiwanie na wyniki matur.
Kolejnym paradoksem jest fakt, że właściwej kampanii, dyskusji o Łodzi i regionie praktycznie nie mieliśmy, a frekwencja była jak na polskie warunki wysoka. Generalnie zasada była tak, że im większe miasto, tym mniej chętnie ludzie szli do wyborów. Jeśli popatrzy się na Łódź, która w porównaniu z regionem wypadła mizernie, to i tak w porównaniu z poprzednimi głosowaniami możemy mówić o tłumach. Może to dziwić, bo tak bezbarwnej kampanii wyborczej, pozbawionej debaty, pomysłów elektryzujących łodzian nie pamiętam. Kreatywność i pomysłowość kandydatów ograniczała się do organizowania konferencji prasowych i pojedynku na plakaty, na których dominowały wyznania miłości dla miasta, wiara w człowieka i to, że razem zdziałamy więcej, czyli banały.
Konkurs na plakaty z pewnością wygrała Hanna Zdanowska. Bardzo dobre fotografie, które nie przypominały wyborczych plakatów tak bardzo podobały się kontrkandydatom, że w drugiej części kampanii pojawiły się ich sylwetki w "plenerze". Efekt nie był udany, bo po plakatach widać było, że czasu było mało i ich jakość pozostawiała wiele do życzenia.
Spośród radnych najczęściej na plakatach pojawiali się ludzie młodzi. W moim okręgu można było odnieść wrażenie, że chodzi o młodzieżową radę miejską. Z bilboardów uśmiechali się do mnie niemal wyłącznie dwudziestolatkowie. Zastanawiam się czy im zależało najbardziej?
Zwycięska w Łodzi Hanna Zdanowska osiągnęła niewątpliwie bardzo dużo. Takiego wyborczego meczu "do jednej bramki" jeszcze w Łodzi nie było. W poprzednich wyborach pokazywaliśmy Gdańsk, Wrocław jako miasta z bardzo stabilną władzą.
Dziś prezydent Łodzi ma już spokój z wyborami, prezydenci wspomnianych miast muszą się ubiegać o reelekcję. Oby wielki kredyt zaufania jaki dali wyborcy w Łodzi nie okazał się pułapką. Po tak wyraźnym zwycięstwie trudniej jest o zachowanie pokory niż po boju z rywalami, z którymi walczyło się łeb w łeb. Efekt wody sodowej w takim wypadku może bardzo szybko sprawić, że zaufanie będzie bardzo szybko utracone. I może to zabrzmi paradoksalnie, ale w drugiej kadencji pani prezydent jest potrzebna silna i kompetentna opozycja.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?