Lokatorzy kamienicy przy ul. Gdańskiej 64 mają dość młodych ludzi, zażywających na ich posesji dopalacze.
- Siedzą na klatce schodowej, odurzają się, a potem wymiotują - mówi jedna z lokatorek kamienicy. - Na schodach i w bramie ciągle znajdujemy czarne pudełka po dopalaczach. Ludzie boją się wypuścić dzieci z domu. Naprawdę nie da się tego wytrzymać - narzeka.
Kamienica długo była spokojna. Lokatorzy skojarzyli, że najazd narkomanów zaczął się we wrześniu, po powstaniu w ich domu sklepu z upominkami. Zaczęli go podejrzewać o dystrybucję nielegalnych środków. I zawiadomili wszystkie możliwe instytucje. Ale kontrole niewiele pomogły.
Wzywana pięć razy przez lokatorów policja odniosła pewien sukces. W połowie września podczas kontroli zatrzymała wychodzącego ze sklepu mężczyznę. Miał przy sobie torebkę białego proszku, który okazał się "środkiem zastępczym" czyli tzw. dopalaczem.
Jednak policja niewiele może zrobić, bo z powodów przepisów zajmuje się tylko narkotykami.
- Policja nie jest upoważniona do podejmowania działań związanych z dopalaczami. Te pozostają w wyłącznej gestii inspekcji sanitarnej - informuje Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Następnego dnia policja pojawiła się w sklepie w towarzystwie sanepidu. Znaleziono sześć torebek z nieznaną substancją. Sanepid wszczął wobec sklepu postępowanie administracyjne. Sprawa jest w toku.
Dziesięć dni później sklep był już czysty, podobnie jak siedem osób wylegitymowanych w okolicy sklepu.
Sklep należy do prywatnego właściciela. Zarządca nieruchomości też zgłaszał sprawę inspekcji sanitarnej.
- Też zauważyliśmy na klatce schodowej opakowania po dopalaczach. Próbowaliśmy interweniować u właściciela lokalu, ale bez skutku - mówi Krzysztof Wolski z firmy Patronus, która zarządza budynkiem.
Sklep z upominkami działa siedem dni w tygodniu od rana do późnego wieczora. W środku są tylko dwa regały z drobiazgami, większość sklepu jest pusta. Właściciel nie chce się przedstawiać. Jest jednak oburzony insynuacjami lokatorów.
- Mieliśmy w sklepie kontrole, które nic nie wykazały, bo nie mamy dopalaczy. Sprzedajemy upominki, czekamy na dostawę towaru, dlatego jest pusto - wyjaśnia. - Widocznie sąsiedzi nie chcą, by młodym ludziom udał się biznes- ripostuje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?