Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Kobro" w Teatrze Nowym w Łodzi: Jak smakuje zupa na rzeźbach [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Przemysław Dąbrowski i Monika Buchowiec najpierw grają urzędników zafascynowanych historią Strzemińskiego i Kobro, po chwili "wkładają" na siebie ich role. W tle Joanna Król jako Nika Strzemińska.
Przemysław Dąbrowski i Monika Buchowiec najpierw grają urzędników zafascynowanych historią Strzemińskiego i Kobro, po chwili "wkładają" na siebie ich role. W tle Joanna Król jako Nika Strzemińska. Janusz Szymański / mat. teatru
Najnowsza premiera w Teatrze Nowym im. K. Dejmka w Łodzi łączy kilka kontekstów (i atutów). Z myślą jubileuszu 65-lecia sceny, Teatr zamówił sztukę o parze bodaj najważniejszych dla tego miasta artystów, wciąż nie dość obecnych w świadomości łodzian. Prapremiera "Kobro" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk ściągnęła liczących się krytyków teatralnych, by wymienić Jacka Sieradzkiego (jurora Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Sztuki Współczesnej) i Jacka Wakara (Polskie Radio).

Pierwszy jej pokaz wieńczył ponad tygodniowy projekt "Awangarda i socrealizm" poszukujący nowej perspektywy oglądu dwóch wielkich nurtów mających ambicje zmiany rzeczywistości, a realizowany m.in. z Muzeum Sztuki, dla którego mitem założycielskim są prace i kolekcje zgromadzone przez Kobro i Strzemińskiego. To, co ważne w kontekście lokalnym, sprzęgło się z poziomem ogólnym. Tym większe ma to znaczenie, że "Kobro" jest jedną z lepszych realizacji w ostatnim czasie w "Nowym".

Sikorska-Miszczuk skupiła się na relacjach między parą artystów (grają ich Monika Buchowiec i Przemysław Dąbrowski), oglądanych z perspektywy ich córki, Niki Strzemińskiej (Joanna Król). Akcja zaczyna się na korytarzu urzędu dzielnicowego (scenografia jest niezmienna - to dwie ustawione pod kątem ostrym, ale nie zbiegające się białe ściany). Realia niby są peerelowskie, ale z pojawieniem się wszystkowiedzącego Batiuszki/Urzędnika/Boga (Wojciech Droszczyński), który na szyi nosi płaski rzut pionowy jednej z rzeźb Kobro, przenikają się ze światem nie do końca realnym (wspomnień Niki?).

Mająca odebrać dokumenty o rodzicach Nika, spotyka parę poruszających się automatycznie urzędników, zafascynowanych jej rodzicami ("Marzymy sobie o takim życiu" - mówią) i na pamięć znających książkę, w której szczegółowo opisała losy ojca i matki. Nika wierzy, że oddała głos obojgu, ale czy rzeczywiście nie przefiltrowała ich historii przez siebie - tę, którą rozpad ich małżeństwa dotknął najbardziej? Po chwili urzędnicy wchodzą w role artystów, stają się nimi (trochę jako retrospekcje, trochę w kontrze do "teraz" Niki). W tej psychodramie dominujący Strzemiński niemal znęca się nad oddaną, wyrygowaną z ojczyzny żoną, a w sporze sądowym sięga po mało moralne argumenty. Powracającym motywem jest los rzeźb, które Kobro spaliła na złość mężowi, przez niego sprowokowana, z biedy (by móc ugotować zupę).

Sztuka pisana jest rwanymi, jakby niedokończonymi zdaniami, podzielona na zwarte, krótkie sceny. Dla reżyserującej ją Iwony Siekierzyńskiej (autorki kilku filmów fabularnych i dokumentalnych) to teatralny debiut. Udany. Wypracowany typ wyciszonego aktorstwa przylega do języka sztuki. Zespołowe, równe aktorstwo może się podobać, a przy jego rosnącym poziomie w "Nowym" Krzysztof Pyziak (jako Polski Petent), Przemysław Dąbrowski i Wojciech Droszczyński wychodzą poza schematy, z jakimi są kojarzeni.

Postać silnej charakterem Niki (Joanna Król) jest w centrum, ale ona raczej towarzyszy wydarzeniom. Temperatura spektaklu spoczywa głównie na Monice Buchowiec. Od początku do końca to wnikliwie poprowadzona rola, wydobywająca szczególną emocjonalność rzeźbiarki. Intrygujące byłoby zobaczyć, jak radzi sobie z nią aktorka bez zaciągania z rosyjska, co przydaje wiarygodności (Kobro urodziła się w Moskwie), ale nieco ją "przysłania". Świetna jest scena, w której Kobro analizuje układy ciała zastygając w pozach jak z jogi, a Nikę ku "zwykłemu" życiu ciągnie gadanina z P.P.

Jeśli nawet spektakl nie mówi wiele nowego o Strzemińskim i Kobro, nie zgłębia tego, co wiadomo, to nadrabia czyniąc ich losy pretekstem do tematów odbijających się w życiu pary artystów. W kontekście biografizmu i fali książek ujawniających to, co prywatne, pytanie: na ile słuszne jest skupiać się na dziele i zapominać, że stoi za nim człowiek z krwi i kości, jest pytaniem o właściwą perspektywę i rozważeniem, na ile sztuka obrasta życiem.

Podejmuje też wątek programu społecznego sztuki awangardowej - zmiany świata przez zmianę człowieka (zamówienie tej sztuki jakoś się w to wpisuje). P.P. jest przykładem człowieka wtłoczonego w system, który pozbawił go szansy na tę zmianę. Zmianę, ale wyobrażenia o miejscu akcji, przynosi finał "Kobro". Korytarz urzędu okazuje się czymś innym. Czym? Ściany nad głowami aktorów zbiegają się, przypominając gigantyczne fragmenty rzeźb Katarzyny Kobro.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki