Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Pawlikowski. Kim jest Polak, który stworzył niepolski film o Polsce. [VIDEO]

Kuba Dobroszek
Paweł Pawlikowski to reżyser pierwszego polskiego filmu z Oscarem. "Ida" już teraz jest fenomenem na niespotykaną dotąd w naszym kraju skalę. - Nie spodziewałem się, że mój film okaże się aż takim sukcesem - mówił Pawlikowski.

- Niestety, mimo najszczerszych chęci nie mogę ci pomóc. Nie znam pana Pawlikowskiego, nie zamieniłem z nim ani słowa, nawet w tej Gdyni - odpowiedział mi Arek Jakubik, gdy spytałem go o reżysera "Idy". Panowie byli jurorami na 36. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Pawlikowski przewodniczył pracom jury Konkursu Głównego, Jakubik - jury Konkursu Młodego Kina. Liczyłem na opowieści z wspólnych imprez i soczyste anegdoty.

W podobnym tonie zbyli mnie krytycy filmowi, których zapytałem o twórczość Pawlikowskiego. Pierwszy - przedstawiciel internetowego magazynu kulturalnego - stwierdził, że nie zna jego dokumentów, nie widział nawet wszystkich fabuł. Drugi - dziennikarz Filmwebu - zasłonił się nawałem pracy.

Na rozmowę z Pawlikowskim nawet nie liczyłem. Mejl wysłany do dystrybutora "Idy" odbił się od ściany. Podobnie zakończyły się starania o wywiad z Agatą Kuleszą, która tłumaczyła się koniecznością zamknięcia aktualnych zobowiązań i brakiem czasu.
Czy naprawdę twórca, który już osiągnął sukces na dawno niespotykaną w Polsce skalę, jest w naszym kraju tak słabo kojarzony?

"Ida" - film europejski

Media trąbią o sukcesie polskiego kina, coraz głośniej mówi się o Oscarze dla produkcji Pawła Pawlikowskiego. Atmosfera podekscytowania udziela się chyba wszystkim - podczas gali wręczenia nagród Europejskiej Akademii Filmowej artystom towarzyszyła m.in. Agnieszka Odorowicz, szefowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, oraz minister kultury i dziedzictwa narodowego Małgorzata Omilanowska. Wedle relacji Pawła Pawlikowskiego po przyznaniu "Idzie" europejskich Oscarów Andrzej Chyra był tak bardzo podekscytowany, że aż płakał ze wzruszenia. A to dopiero początek - przed nami jeszcze Złote Globy, o które "Ida" na pewno powalczy, oraz Oscary - nominacje do nich zostaną ogłoszone 15 stycznia.

Ten podniosły nastrój, to nerwowe wyczekiwanie na kolejne nagrody są tyleż zrozumiałe, co... nieuzasadnione. "Ida" to w naszym kraju film wciąż mało znany - frekwencja w kinach nie powaliła, obecnie produkcję można oglądać dzięki jednemu z portali internetowych za kilka złotych. W styczniu statystyki być może się zmienią - produkcja Pawlikowskiego ponownie trafi na ekrany rodzimych kin, więc można się spodziewać, że na fali obecnego entuzjazmu ludzie chętnie zakupią bilety.

Ponadto, jeśli przyjrzeć się manierze, spojrzeniu i wrażliwości reżysera, trudno nie zgodzić się z opinią, że "Ida" to tak naprawdę film mało polski, a bardziej europejski. Pawlikowski, dla którego ostatnia produkcja była pierwszym filmem nakręconym w Polsce, od dawna znajduje się pod wpływem zachodnich kinematografii. Zapytany przez nas o inspirację osławioną polską szkołą filmową odpowiada wprost: "Nie, nie wzorowałem się na dokonaniach rodzimych twórców". Być może właśnie dlatego "Ida" jest dziełem tak mocnym - ocenę ojczyzny serwuje nam rodak od wielu lat przebywający poza jej granicami. Film Pawlikowskiego można z czystym sumieniem uznać za polski, tylko jeśli weźmie się pod uwagę tematykę.

Często pojawiają się porównania "Idy" do "Pokłosia" Władysława Pasikowskiego. O tym drugim tytule Andrzej Wajda powiedział kiedyś, że był ostatnim filmem kina moralnego niepokoju, który dane było mu obejrzeć. Być może również dlatego Pawlikowski tak chętnie odcina się od porównań do swojego kolegi po fachu. W wywiadach podkreśla, że "Ida" nie jest dziełem stworzonym pod żaden konkretny temat. - Chciałem zrobić film o sprawach uniwersalnych - powiedział Pawlikowski po odebraniu nagrody LUX Parlamentu Europejskiego. Z wyróżnieniem tym nie wiążą się żadne korzyści finansowe - Parlament Europejski podejmuje się za to pokrycia kosztów tłumaczenia napisów do filmu na wszystkie oficjalne języki UE oraz dostosowanie go do potrzeb osób niedowidzących i niedosłyszących.
Pytania o artystyczne korzenie Pawlikowskiego nabierają innej, wzmożonej siły, jeśli przyjrzymy się opiniom i recenzjom angielskich dziennikarzy. Bo Brytyjczycy mówią już o reżyserze "Idy" jako o swoim wielkim talencie, a prof. Steve Blandford nazwał jego filmy czystą esencją angielskości.

Pawlikowski wyjechał do Wielkiej Brytanii w wieku czternastu lat. - Zawsze chciałem zobaczyć Londyn, ale nie wiedziałem wtedy jeszcze, że wyjeżdżam z Polski na stałe - wspominał w magazynie "Film". Przed przeprowadzką matka przyszłego reżysera wykładała język angielski na Uniwersytecie Warszawskim, ale sam Pawlikowski, jak wspomina, angielskiego nauczył się już po przeprowadzce. Do tego czasu, oglądając brytyjskie produkcje, zwracał uwagę przede wszystkim na język filmowy, natomiast teksty i dialogi, których i tak nie rozumiał, były bez znaczenia. W tych dosyć nietypowych warunkach kształtowała się filmowa wrażliwość Pawlikowskiego.

Z czasem artysta rozpoczął studia w Londynie i Oksfordzie, gdzie kształcił się w zakresie literatury i filozofii. Robieniem filmów zajął się dopiero po trzydziestce - trafił do Community Programme Unit, programu BBC dla młodych filmowców. Tam zrealizował jeden ze swoich pierwszych dokumentów. Choć to one staną się głównym obiektem zainteresowania reżysera, po latach największy sukces osiągnie dzięki fabułom.

Obok artystycznego dojrzewania odbywało się dorastanie w domu, gdzie miłość do ojczyzny była ważnym uczuciem. Ojciec Pawlikowskiego z pochodzenia był Żydem, zwłaszcza on źle znosił wyjazd z kraju. Matka reżysera, wychowywana w tradycyjnej katolickiej rodzinie, również często wspominała Warszawę. Sam Pawlikowski z kolei tak opowiadał w "Newsweeku" o swoich pierwszych chwilach w Anglii: - Strasznie chciałem być hipisem, zapuściłem włosy, grałem w zespole rockowym. Tak sobie wtedy myślałem, że Polacy są słabymi hipisami, a w Londynie to wszystko działo się naprawdę. Wtedy mój polski background był trochę obciachem. Z czasem zrozumiałem, że nie przeskoczę własnego cienia, nawet jeśli to coś, co próbuje zrobić każdy młody człowiek.

Pawlikowski: W "Idzie" jest duża doza nostalgii związanej z Polską. W filmie nigdy nie wiadomo, co się skąd bierze

Dlatego tak chętnie szuka się teraz w "Idzie" wszelkich odniesień do Holokaustu, dziejów Żydów. Niektórzy sugerują wręcz, że najnowsza produkcja Pawlikowskiego to film antysemicki. Reżyser ucina tego typu spekulacje. - Absolutnie nie jest to obraz o Holokauście. W Polsce cały czas powstają filmy dotykające kwestii Żydów i ich stosunków z Polakami - mówi w rozmowie z "Polską". Z kolei "Gazecie Wyborczej" Pawlikowski mówi tak: - "Ida" to list miłosny do Polski, do pewnej mentalności, muzyki. Do sztuki, która kiedyś była u nas tak odważna.

Pan empatia

Paweł Pawlikowski wielokrotnie mówił o swojej fascynacji dokumentem. - Chciałem, by moje filmy były rodzajem anty-dziennikarstwa. Żeby przemawiały przez postaci, obrazy, paradoksalne sytuacje, żeby wywoływały konsternację, a nie spłaszczały tematów - mówił twórca Fiachrze Gibbonsowi z "Guardiana".

Ta umiejętność wczucia się w innych chyba do dziś pozostaje największym atutem reżysera "Idy". Aktorzy, którzy mieli przyjemność współpracy z Pawlikowskim, podkreślają jego wyjątkową, nawet jak na filmowca, empatię.

Agata Trzebuchowska, która w dziele polskiego artysty wciela się w postać tytułową, swój początek przygody z kinem zawdzięcza właśnie Pawlikowskiemu - gdyby nie jego intuicja i zdecydowanie się na obsadzenie w głównej roli amatorki, Trzebuchowska pewnie wciąż musiałaby czekać na swoją wielką szansę. - Paweł na planie jest bardzo dokładny, sumienny. Nie boi się długo pracować nad jedną sceną, jeśli tylko ma to podnieść jej wartość artystyczną - mówi jeden z jego współpracowników.
Pełnometrażowym debiutem Pawlikowskiego było "Ostatnie wyjście", historia rosyjskiej imigrantki, która wraz z dzieckiem przybywa do Wielkiej Brytanii, by uzyskać azyl. Obraz pochodzi z 2000 r. - to właśnie wtedy reżyser zaczął sygnować swoje produkcje polskim imieniem Paweł, a nie jego obcojęzycznym odpowiednikiem Paul.

Za "Ostatnie wyjście" Pawlikowski otrzymał nagrodę BAFTA dla obiecującego brytyjskiego twórcy oraz wyróżnienie krytyków podczas prestiżowego London Film Festival.

Na kolejne laury nie musiał długo czekać - "Latu miłości" również przyznano nagrodę BAFTA. Jak się miało okazać wiele lat później, te wszystkie wartościowe wyróżnienia to jedynie rozgrzewka przed bojem o najważniejsze nagrody filmowe na świecie.
Odbierając europejskiego Oscara, Pawlikowski mówił: - To była świetna noc dla Polski! I fantastyczny rok: najpierw wygraliśmy mundial w siatkówce, potem wygraliśmy z Niemcami w piłkę nożną, a teraz te nagrody... Sława i chwała!

Zaskakiwała nie tylko swoboda i lekkość tej wypowiedzi. Po gali w Rydze, gdzie przyznano nagrody Europejskiej Akademii Filmowej, chyba nikt nie ma wątpliwości, kim czuje się Paweł Pawlikowski. Choć jego styl pracy i wrażliwość artystyczna wskazywałyby na coś innego, reżyser nigdy nie odciął się od swoich polskich korzeni.

Cóż można dodać więcej? Czerwony dywan przed Dolby Theatre czeka.

***

Z reżyserem "Idy" Pawłem Pawlikowskim, który od Parlamentu Europejskiego odebrał nagrodę za swój film, rozmawia Agaton Koziński.

Wyjechał Pan z Polski, gdy miał Pan 14 lat. Czy w "Idzie" pokazał Pan nasz kraj tak, jak go zapamiętał przed wyjazdem?
W pewnym sensie tak. Ale też nie są to moje wspomnienia przełożone na film jeden do jednego - one są bardzo mocno przetworzone. W "Idzie" stworzyłem wyimaginowaną rzeczywistość, poskładaną z pojedynczych zdarzeń, także tych odwołujących się do mojej przeszłości. W filmie nigdy nie wiadomo, co się skąd bierze. Choć na pewno w tym filmie jest duża doza nostalgii związanej z Polską.

"Ida" to film z ubiegłego roku, ale ogląda się go tak, jakby przed jego nakręceniem pracował Pan jako asystent Jerzego Kawalerowicza przy "Pociągu" czy Andrzeja Wajdy przy "Popiele i diamencie". Dobrze wskazuję Pana inspiracje?
Nie. Co jakiś czas jestem pytany, czy wzorowałem się na dokonaniach polskiej szkoły filmowej, ale tak nie jest. Przez 30 lat naoglądałem się tylu filmów, że dziś naprawdę bardzo trudno mi powiedzieć, co mnie inspirowało bardziej, a co mniej. Znam produkcje, które do tej polskiej szkoły się zaliczają, ale równie podobają mi się filmy wczesnego Milosza Formana czy francuska Nowa Fala oraz twórczość Henriego Cartiera-Bressona i Jeana-Luca Godarda. Nie ma szkoły filmowej poszczególnych państw - kino jest jedno. A że mnie najbardziej inspirują dzieła, które powstały w latach 50. i 60., to też nawiązuję swoją twórczością do tamtego okresu.

Pytam o polską szkołę, bo nakręcił Pan film czysto polski, dotykający naszej historii i tematu tabu w niej.
Absolutnie nie. Przecież w Polsce cały czas powstają filmy na podobny temat.

Podobne, ale nikt nie dotknął tego okresu naszej historii w taki sposób jak Pan.
A "Pokłosie" Pasikowskiego? Jan Kidawa-Błoński nakręcił "W ukryciu". W Polsce cały czas powstają filmy dotykające kwestii Żydów i ich stosunków z Polakami. Natomiast mój film wcale nie miał być takim kwestiom poświęcony, nie jest to również produkcja o Holokauście. Zależało mi na tym, by "Ida" była filmem ogólnym, uniwersalnym, mówiącym o ludzkich słabościach, lękach i wyzwaniach, jakie niesie życie w trudnych czasach. To ma być jego atutem. Choć, prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że odbiór "Idy" będzie aż takim sukcesem i że będą ją tak nagradzać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Paweł Pawlikowski. Kim jest Polak, który stworzył niepolski film o Polsce. [VIDEO] - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki