Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świat Don Wasyla: Jak święta, to musi być karp i kura po cygańsku [SYLWETKA]

Anna Gronczewska
Don Wasyl i część jego duże j rodziny....Żona Maria, wnuk Julian, Prince i Princesa...
Don Wasyl i część jego duże j rodziny....Żona Maria, wnuk Julian, Prince i Princesa... Grzegorz Gałasiński
Na wigilii w domu Don Wasyla, najpopularniejszego romskiego muzyka w Polsce, zbierze się ponad pięćdziesiąt osób. Nie zabraknie karpi, śledzi, ale też romskich potraw: kury po cygańsku z grzybami i kluskami, gulaszu z warzywami na ostro.

Don Wasyl jest autorem wielu piosenek i przebojów. Wszyscy pewnie znają takie hity jak "My Cyganie", "Cyganeczka Zosia" czy "Jedno jest niebo dla wszystkich". Don Wasyl z dumą podkreśla, że jest łodzianinem, choć nigdy nie mieszkał w tym mieście.

- Ale urodziłem się w Łodzi, więc mogę czuć się łodzianinem i jestem z tego dumny!

Miejsce urodzenia: park

Łodzianinem został przypadkiem. Przyszedł na świat w czasie, gdy Romowie żyli w taborach. Mama Don Wasyla, Janina, była w ciąży, gdy ich tabor przejeżdżał przez Łódź. I tu właśnie, w jednym z łódzkich parków urodził się Don Wasyl. Nie wie nawet w którym.

- Moja mama pochodziła z Warszawy, tata i jego rodzina należeli do niemieckiej kasty Romów - wyjaśnia piosenkarz.- Ale mój tata przez pewien czas mieszkał w Łodzi! Zawsze też mówię, że Łódź to najpiękniejsze miasto na świecie. Nie mieszkałem tu nigdy na stałe, ale mam ogromny sentyment do miejsca, w którym przyszedłem na świat. Myślę, że tak już zostanie. Miasto Łódź, bo tak mówi się na nie w kraju, zawsze będzie bliskie mojemu sercu.

Don Wasyl czternaście lat swojego życia spędził w taborze. Wspomina, że były to piękne czasy.

- Kiedy w Polsce zakazano Romom życia w taborze, był rok 1964, ja miałem wtedy 14 lat - dodaje.

Don Wasyl opowiada, że tabor ruszał w Polskę wiosną, a kończył podróż późną jesienią, czasem wczesną zimą, kiedy zaczynało się robić zimno.

- Wtedy w miasteczku czy wsi, w której akurat się zatrzymaliśmy, wynajmowaliśmy pokoje i tam czekaliśmy na koniec zimy - wyjaśnia Don Wasyl.

Romowie żyjący w taborze tworzyli wielką rodzinę. Gdy któraś matka musiała na chwilę wyjechać na zakupy, to inna brała wszystkie dzieci z taboru i dawała im obiad. Wieczorem wszyscy gromadzili się przy ognisku.

- Rozpalało się je na polanie, w lesie - wspomina Don Wasyl. - Graliśmy, śpiewaliśmy, tańczyliśmy. Przychodzili do nas Polacy z okolicy. A gdy wypadała sobota czy niedziela, to graliśmy w remizach, na zabawach. W zamian za to Polacy dawali nam jedzenie.
Romskie dzieci zaprzyjaźniały się z polskimi. Don Wasyl zawsze z zazdrością patrzył na swych polskich rówieśników jeżdżących na rowerze.

- Podchodziłem do nich i mówiłem: Dajcie mi pojeździć na rowerze, a zagram wam na brodzie! - opowiada romski muzyk. - I dzieciaki na to się godziły. Gdy nasz tabor odjeżdżał, one płakały i my też, że musimy się rozstać... Razem się bawiliśmy. Polskie dzieci uczyły nas czytać, pisać. Ale wtedy Romowie poruszali się bez żadnych map. Po prostu jechali przed siebie. Bywało, że po miesiącu znów zajeżdżaliśmy do tej samej miejscowości. Jaka była radość z ponownego spotkania!

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Muzyka moja miłość

Don Wasyl pochodzi z rodziny o muzycznych korzeniach, zwłaszcza ze strony taty Jana. Przywędrowali do Polski z Berlina. Jego pradziad grał na dworach szlacheckich. Na harfie, akordeonie, tańczył. Muzykami byli też dziadek i oczywiście ojciec. Natomiast mama Janina, po romsku "Pająk", była przedstawicielką polskich Romów. Pochodziła z królewskiego rodu Brzezińskich.

- Mój tata należał do rodu królów niemieckiej Romy i należał do cygańskiej szlachty - zapewnia Don Wasyl. - Cygańskim królem był mój dziadek, a teraz jest nim mój kuzyn, Henryk "Nudziu" Kozłowski.

Dziadek Don Wasyla, ten z niemieckiej kasty, gdy osiadł nad Wisłą, ożenił się z polską Romką. Nastawienie do Niemców nie było dobre, więc przybrali nazwisko żony. Zostali Dolińskimi. Do rodowego nazwiska Szmidt wrócili dopiero po 1989 roku.

Don Wasyl często wspomina lata swego dzieciństwa. - Wieczorem, przy ognisku spotykaliśmy się też z innymi taborami - opowiada. - Trwała wtedy muzyczna rywalizacja. Każdy tabor wystawiał swego przedstawiciela. Ja zwykle reprezentowałem nasz tabor. I byłem najlepszy. Tata był ze mnie dumny!

Don Wasyl miał trzech braci: Tadeusza, Andrzeja, nazywanego "Niuńkiem" i Waldka oraz trzy siostry: Danusię ("Mrówkę"), Serenę ("Margot") i Beatę ("Kokoszkę"). Wszyscy byli uzdolnieni muzycznie, ale nie mogli równać się z Don Wasylem. Wierzył w niego też ojciec, który kupił synowi pierwszą gitarę, gdy miał siedem lat.

Kiedy polskim Romom zabroniono życia w taborach, rodzina Szmidtów osiedliła się w Szczecinie. Tam wkrótce umarł ojciec Don Wasyla.

- Wie, że wielu Romów, zwłaszcza starszych, nie mogło przyzwyczaić się do życia w jednym miejscu. Wielu umarło z tęsknoty za dawnym życiem, za wolnością- wspomina muzyk. - Mój ojciec nie umarł z tęsknoty za wolnością, on miał po prostu chore płuca.
Choć ojciec nie żył, to Don Wasyl nie zapominał o muzyce. Nie miał jeszcze 15 lat, gdy występował w Domu Kultury w Kamieniu Pomorskim. Tuż przed występem urwał mu się guzik od spodni. Nie powiedział jednak o tym, tylko związał je...sznurkiem.

- Podczas tańca sznurek się rozwiązał i spadły mi spodnie - śmieje się Don Wasyl. - Szybko je podciągnąłem i tańczyłem dalej.

Zaśpiewałem też wtedy po angielsku piosenkę "Hello, Mary Lou". Śpiewając ją kłamałem, bo nie znałem angielskiego. Wymyślałem słowa... Nie znał tekstu też pewnie dyrektor Domu Kultury, bo dziwił się, że taki mały chłopak zna angielski. A wracając do tego koncertu, to mimo tej przygody ze spodniami, dostałem mnóstwo braw!

Don Wasyl zaczął śpiewać z zespołem Henryka Sawickiego, znanego jako Henryk Fabian, męża Kasi Sobczyk. Potem, już w Bydgoszczy, gdzie zamieszkał u cioci, założył zespół Czarne Perły. Związał się też z najbardziej znanym zespołem romskim Roma. Trafił do niego dzięki Włodzimierzowi Miśkiewiczowi. Był już wtedy pełnoprawnym artystą, aby występować na estradzie, musiał zdać egzamin przed specjalną komisją.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Porwał drugą żonę

W międzyczasie Don Wasyl zakochał się. Zobaczył na scenie Marię Lucynę, dziewczynę tańczącą w zespole romskiej piosenkarki Randii, która miała za sobą występy na festiwalu w Opolu. Maria była jej siostrą i cudownie tańczyła.

- Ale, żeby być z Marią, musiałem ją porwać! - mówi Don Wasyl. - Nie miałem wyjścia. Zakochałem się w Marii i jej tańcu. Musiałem to zrobić. Przy czym do porwania doszło za jej zgodą.

Porwanie dziewczyny, która ma zostać żoną chłopaka, to jeden z romskich zwyczajów. Jeszcze dziś jest praktykowany. Dochodzi do tego, gdy jej rodzice nie akceptują takiego związku, przyszłego męża. Tak było w przypadku Don Wasyla, który był już żonaty z Polką. Musiał więc porwać Marię, by ją poślubić. Poprosił kolegę, by wywołał ją z pokoju hotelowego w Bydgoszczy. Potem razem spędzili kilka dni. On miał skończone 18 lat, ona - 16...

W prawie romskim dziewczyna, która wychodzi za mąż, musi być "czysta". Po takim porwaniu rodzice nie mają wyjścia, muszą zgodzić się na ślub.

Romowie biorą ślub w kościele, ale najważniejszy dla nich jest ślub romski. Udziela go starszyzna. Czasem jest to wójt, król.
- A najczęściej najstarsza Romka i Rom bawiący się na weselu - tłumaczy Maria, żona Don Wasyla. - Wiążą wtedy ręce młodym. Wesela zwykle są huczne, ale wtedy gdy rodzice wyrażają zgodę na taki ślub. My też mieliśmy wesele, ale nie takie wielkie.
Z czasem jednak rodzice Marii przekonali się do Don Wasyla. Choć przez pierwsze pół roku po ślubie nie odwiedzał teściów.

Przez kilkanaście lat Maria i Don Wasyl mieszkali w Gorzowie Wielkopolskim, potem przeprowadzili się do Ciechocinka.

- Myśleliśmy, by zamieszkać w Warszawie lub Łodzi - dodaje Maria. - Ale Wasyl często podróżuje, koncertuje w dużych miastach, więc uznaliśmy, że najlepszy będzie Ciechocinek. Tu ma spokój, ciszę.

Don Wasyl pozostał wierny muzyce. Pamięta, że jeszcze w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych jego kuzyni namawiali go, by z nią zerwał. Chcieli, by wyjechał z nimi na handel do NRD, Jugosławii. To był wtedy bardzo dobry interes.

- Ja wolałem koncertować za małe pieniądze, bo kocham muzykę! - twierdzi Don Wasyl. - Dziś ci moi kuzyni mówią: Jaki ty byłeś mądry, że zostałeś przy muzyce! Ty żyjesz jak pan, a my nie mamy nic!

Don Wasyl wyjaśnia, że dla Romów muzyka jest najważniejsza.

- My zawsze sobie pomagamy, ale Rom jest zazdrosny o jedno, właśnie o muzykę - śmieje się Don Wasyl.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Dzieci idą w moje ślady

Pod koniec lat osiemdziesiątych Don Wasyl założył zespół Don Wasyl i Roma. Teraz nosi nazwę Don Wasyl i Cygańskie Gwiazdy. Co roku w Ciechocinku organizuje Międzynarodowy Festiwal Piosenki i Kultury Romów. Przyjeżdża na ten festiwal około 30 tysięcy ludzi z całej Polski. Transmisję można oglądać w telewizji. W ślady rodziców poszli synowie Marii i Don Wasyla. Dziani i Wasyl Junior mają swoje zespoły. Ale często Don Wasyl, Dziani oraz Wasyl Junior łączą siły i razem występują na estradzie. Gra, tańczy i śpiewa także wnuk piosenkarza. Na scenie pojawia się najmłodsze pokolenie. Na przykład Princesa, córka Wasyla Juniora, poszła w ślady babci i pięknie tańczy.

Don Wasyl ma jeszcze córkę z pierwszego małżeństwa. Agnieszka jest dziennikarką.

Muzyk jest bardzo związany z rodziną. Dziani ma obok niego działkę, Don Wasyl dom, ale wszyscy mieszkają w zasadzie u niego. Maria codziennie gotuje obiad dla co najmniej 12 - 14 osób.

- Dopóki żyję, to czuję się odpowiedzialny za moją rodzinę - dodaje piosenkarza. - Dlatego cieszę się, że dzieci, wnuki mam przy sobie. Cały czas o nich myślę.

Romska wigilia dla 50 osób

Don Wasyl jest dziś najstarszy w rodzinie, więc do niego na wigilię, na święta zjeżdżają jej członkowie. Przy wigilijnym stole zasiada zwykle ponad pięćdziesiąt osób.

-Jesteśmy katolikami, więc nie brakuje na wigilii postnych potraw - wyjaśnia Maria. - Ale są też mięsne, bo nie wszyscy tego dnia poszczą. Choć na przykład mama Wasyla to w Wigilię w zasadzie nic nie jadła, pościła w każdy piątek.

Na wigilijnym stole w domu Don Wasyla nie zabraknie więc karpi, śledzi, ale będą też różne tradycyjne romskie potrawy, na przykład coś w rodzaju gulaszu - mięso z warzywami i grzybami na ostro. Będzie też kura po cygańsku z grzybami i kluskami.
- W naszej kuchni dominują potrawy gotowane w jednym garnku - zdradza tajniki domowej kuchni pani Maria. - To tradycja z czasów, gdy żyliśmy w taborach. Wtedy gotowało się wszystko w jednym kociołku, nad ogniskiem. Między innymi różne cygańskie zupy. Jak zupę śliwkową, biały barszcz z jabłkami czy czerwony barszcz. Ten ostatni zakwaszało się porzeczkami, wiśniami, a potem zabielało. Zawsze znalazła się jakaś kura, na której ugotowało się zupę...

Przy wigilijnym stole w tak umuzykalnionej rodzinie nie zabraknie kolęd.

- Będziemy śpiewać polskie, cygańskie - dodaje Don Wasyl. - Wydałem nawet płytę z takimi kolędami.

Don Wasyl przyznaje, że jest szczęśliwym człowiekiem. Trzech prawnuków i siedmiu wnuków dobrze się chowa. Wnukowie grają na skrzypcach, gitarze. Chodzą do szkół muzycznych. Te szkoły skończyli też jego synowie - Dziani i Wasyl Junior.

- Dziś są już inne czasy ... - zamyśla się Don Wasyl. Na potwierdzenie tych słów, jeden z wnuków, Prince, wyjmuje gitarę i zaczyna grać...jazz. Muzyk zawsze będzie podkreślał, że najważniejsza dla niego jest rodzina i jej szczęście!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki