Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do biura rzeczy znalezionych przy MPK w Łodzi trafiają walizki, portfele, a nawet szaty liturgiczne

Matylda Witkowska, Beata Dobrzyńska
Do biur rzeczy znalezionych w naszym regionie trafiają najdziwniejsze przedmioty. Biura mają obowiązek przechowywać je co najmniej dwa lata. Potem sporządza się protokół i zguby są sprzedawane lub niszczone.

W tomaszowskim biurze rzeczy znalezionych, które znajduje się w Starostwie Powiatowym, od grudnia czeka na właściciela gitara elektryczna, którą wiosną znaleziono w mieście. - Gitara trafiła do nas z policji, jak zresztą większość rzeczy, które znajdują się w naszym biurze - mówi Dorota Borysławska, która zajmuje się tomaszowskim biurem. - Kiedy trafia do nas jakaś zguba, staramy się znaleźć jej właściciela. W przypadku gitary dzwoniliśmy do wszystkich ośrodków kultury w mieście i szkoły muzycznej, ale na razie bez rezultatu. Wcześniej udało nam się np. znaleźć właścicieli kilku telefonów - próbujemy je uruchomić i przez listę kontaktów trafić do właściciela.

W Tomaszowie na właścicieli czekają też m.in. pieniądze (ale nie są to zbyt duże sumy), wędki, zestaw narzędzi, plecak i osiem rowerów, lada dzień trafi ich z policji kolejnych sześć.

Ponad 50 rowerów, blisko 40 telefonów komórkowych i wielkie pudło kluczy czekają na swoich właścicieli w biurze rzeczy znalezionych przy łódzkim magistracie.

- Wiele osób dzwoni w poszukiwaniu zgubionych rzeczy. Ale wiele przedmiotów nie znajduje właściciela - mówi Anna Kryształowicz, kierująca łódzkim biurem.

Znalazcy rzadko przynoszą przedmioty osobiście. - Najczęściej przynoszą je do nas strażnicy miejscy lub policja - mówi Anna Kryształowicz. - Co jakiś czas poczta przesyła nam puste portele. Ludzie znajdują je na ulicy i wrzucają do skrzynek pocztowych - dodaje.

Ludzie gubią dosłownie wszystko. Rok temu do biura rzeczy znalezionych łódzkiego MPK trafiła kościelna szata liturgiczna. Została szybko odebrana. Pojawiły się też: proteza zębowa, laptop i kilka walizek.

- Aktualnie w biurze są: plecaki, dokumenty, portfele, książki, telefony, saszetki, parasolki - wylicza Sebastian Grochala, rzecznik prasowy łódzkiego MPK.

Dorota Borysławska przyznaje, że największy kłopot jest z przechowywaniem rzeczy, tym bardziej że zgodnie z przepisami dopiero po dwóch latach można wystąpić do sądu, by uznał przejście zguby na rzecz Skarbu Państwa.

- Na właściciela czeka żagiel i maszt do deski surfingowej, znalezione nad Zalewem Sulejowskim. Właśnie mamy decyzję sądu, że będzie można go sprzedać. Czas ten jest za długi, bo wiele rzeczy, jak choćby telefony, znacznie tracą po tym czasie na wartości - mówi Dorota Borysławska.

Zobacz również:

Źródło: X-news

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Do biura rzeczy znalezionych przy MPK w Łodzi trafiają walizki, portfele, a nawet szaty liturgiczne - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki