Przez kilka miesięcy wydawało się, że problemu nie będzie, bo Widzew zgłosił się do władz Piotrkowa Trybunalskiego, które dysponują niezłej klasy stadionem i w dodatku chciały przyjąć widzewiaków. Niestety, ponieważ szefowie Widzewa nie chcieli wziąć odpowiedzialności za ewentualne zniszczenia - co dla wszystkich najemców, bez względu na to, czy wynajmuje się samochód, mieszkanie, czy stadion powinno być oczywiste - rozmowy upadły. A Widzew zaczął szukać dalej, wskazując m.in. lokalizacje, które nie miały żadnych szans, by uzyskać zgodę PZPN. Jak choćby boisko z trybunką na 500 osób w Byczynie koło Poddębic.
Sytuacja zaczyna robić się poważna, bo przecież pierwszy mecz ma odbyć się już za 6 tygodni. Na razie wiadomo, że na grę Widzewa w swoich miastach nie zgodziły się władze Kutna i Łowicza, a i w Aleksandrowie Łódzkim nikt entuzjastycznie na to nie zareagował. I trudno się dziwić, skoro w ostatnim czasie do zachowania kibiców Widzewa można było mieć duże zastrzeżenia, a prezes klubu nie chce zgodzić się na ponoszenie odpowiedzialności za zniszczenia. Poza tym każdy z tych stadionów wymagałby inwestycji kilkuset tysięcy złotych, by spełniać pierwszoligowe wymagania.
Jeśli Widzew nie wynajmie stadionu w ciągu dwóch tygodni, zostaną mu właściwie tylko jedno wyjście - poproszenie o wynajęcie stadionu GKS Bełchatów. Kilka lat temu obiekt ten wynajmował ŁKS, który grał tam mecze ekstraklasy. Stadion spełnia wszystkie wymogi, ale jest pewne, że nikt w Bełchatowie nie zgodziłby się, by spotkania Widzewa były imprezami masowymi. Łodzianie musieliby więc poprosić PZPN o zgodę, by grać bez kibiców. To by generowało na pewno duże straty wizerunkowe, ale może okazać się, że nie będzie innego wyjścia...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?