Pierwszym nazwiskiem przychodzącym na myśl na hasło "niemiecka opera" w większości przypadków jest Richard Wagner. Jego mitologiczne germańskie misteria nawet dla doświadczonego miłośnika opery potrafią stać się narzędziem wyrafinowanej... tortury, a to ze względu na ich długość, zawiłość i niekiedy mocno statyczną narrację. Zanim jednak Wagner zagłębił się w legendarne dzieje praprzodków, stworzył także kilka oper opartych na innych popularnych toposach.
Motyw szukającego ojczyzny wędrowca-żeglarza miał zafascynować Wagnera dzięki lekturze "Wspomnień pana von Schnabelewopskiego" Heinricha Heinego (oraz jego własnym trudnym doświadczeniom ucieczki statkiem z Rygi przed wierzycielami). Zaowocowało to powstaniem "Holendra tułacza", który został przedstawiony publiczności w Teatrze Wielkim w Łodzi.
Trafnie dobrani zostali wykonawcy partii solowych. Tytułową rolę Holendra wykonał śpiewak niemiecko-fińskiego pochodzenia, bas-baryton Jukka Rasilainen, mający w swym repertuarze wiele Wagnerowskich postaci. Udowodnił on, że ta estetyka jest mu bliska wokalnie, a jego interpretacja była bardzo zrównoważona pod względem emocjonalnym.
Śpiewająca partię Senty niemiecka sopranistka Astrid Weber, mająca w dorobku między innymi występy na festiwalu w Bayreuth, swobodnie poruszała się w różnych zakresach rejestrowych i dynamicznych, jednak jej mimika i gestykulacja mogła niekiedy sprawiać wrażenie nieco przesadnej.
Niemiecki tenor Clemens Bieber jako Eryk świetnie różnicował kontrasty między fragmentami kantylenowymi i częściami o wyrazistej ekspresji. Olga Maroszek jako Mary zwróciła uwagę pięknym brzmieniem w niskich rejestrach.
Z dobrej strony pokazali się również łódzcy śpiewacy: Grzegorz Szostak jako Daland i Dominik Sutowicz w partii sternika statku Dalanda. Wszyscy zaprezentowali niezłą, chociaż dość tradycyjną grę aktorską, a także, co szczególnie trudne w przypadku tak mało przyjaznego śpiewakom języka jak niemiecki, wyrazistą dykcję.
ZOBACZ TEŻ: Łódź zabrała "Holendra". Opera Richarda Wagnera w Teatrze Wielkim [ZDJĘCIA]
Prowadzący wykonanie od pulpitu dyrygenckiego Eraldo Salmieri, kierownik muzyczny Orkiestry Teatru Wielkiego, starał się o podkreślenie retorycznych kontrastów i efektów quasi-ilustracyjnych, lecz momentami wolumen brzmienia orkiestry sprawiał wrażenie zbyt głośnego w stosunku do partii wokalnych. Uzyskanie odpowiedniego balansu bywa jednak w dramatach muzycznych Richarda Wagnera dość trudne z powodu "soczystej" instrumentacji, mocno eksploatującej instrumenty dęte blaszane. W partiach chóralnych z kolei (szczególnie męskich) niekiedy brakowało rytmicznej dyscypliny.
Łódzkie "Holendra tułacza" wyreżyserował kolejny wśród realizatorów Niemiec, Herbert Adler, mający spore doświadczenie w realizacji scenicznej oper Wagnera. Pracuje nad nimi również w ramach austriackiego Richard Wagner Festival Wels, z którego pochodzą kostiumy i dekoracje podarowane na potrzeby realizacji w Teatrze Wielkim w Łodzi. Ze wspomnianym festiwalem współpracuje również Dietmar Solt, odpowiedzialny za dekoracje i kostiumy "Holendra tułacza" w łódzkiej operze. Odczytanie opery, jaki zaproponował ten duet, wpisało się w nurt tradycyjnych realizacji, bez skomplikowanej warstwy symbolicznej ani "uwspółcześniania" tego dzieła na siłę.
Uwagę zwracały natomiast ciekawe filmowe montaże stanowiące horyzont rozgrywanych wydarzeń, świetnie dopasowane i uzupełniające konwencjonalne elementy scenografii. Stronę wizualną dopełniła współtworząca atmosferę dzieła Wagnera reżyseria świateł. Być może w tej koncepcji nie było nic wyjątkowo odkrywczego, ale w dobie mocno zagmatwanych reżyserskich wizji, niemożliwych do zrozumienia przez zwykłego zjadacza chleba, potrzebny jest czasem swoisty "powrót do korzeni".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?