Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcą odwołania komendanta straży miejskiej w Skierniewicach

Agnieszka Kubik
Artur Głuszcz jest komendantem straży miejskiej w Skierniewicach od trzech lat. Nie ma sobie nic do zarzucenia
Artur Głuszcz jest komendantem straży miejskiej w Skierniewicach od trzech lat. Nie ma sobie nic do zarzucenia Sławomir Burzyński
Trwa zbieranie podpisów pod wnioskiem o odwołanie komendanta straży miejskiej w Skierniewicach. Czy przez niego doszło do nieszczęścia?

Akcję zainicjował mąż 57-letniej skierniewiczanki, która w październiku została dotkliwie pogryziona przez trzy psy. Urszula M. przez kilka miesięcy w ciężkim stanie przebywała w kolejnych szpitalach, gdzie przeszła wiele operacji. Do dziś nie doszła do pełnej sprawności. - Obecnie wypoczywa w sanatorium - mówi jej córka. - Stan zdrowia mamy jest o wiele lepszy, ale nie ma mowy, by wróciła do pracy (skierniewiczanka prowadziła własne biuro rachunkowe - red.). Na pewno będzie miała jeszcze operacje plastyczne.

CZYTAJ: Psy pogryzły kobietę ze Skierniewic. Musiała przejść dwie operacje

Jak twierdzi rodzina, zebrano już kilkadziesiąt podpisów. Ludzie chętnie je składają. - Ja nie wiem, po co w ogóle ta straż jest - mówi pani Monika, mieszkanka ulicy Mazowieckiej. - Nigdy ich nie ma, gdy są potrzebni, a w przypadku pani Uli, którą tu wszyscy znamy i bardzo lubimy, to już w ogóle nie popisali się. Do mnie lista jeszcze nie dotarła, ale na pewno podpiszę się pod odwołaniem komendanta.

Dlaczego w całej sprawie to szef skierniewickiej straży miejskiej jest napiętnowany?

Mieszkańcy mają pretensje, że strażnicy zignorowali wcześniejsze sygnały o agresywnych psach, które biegały swobodnie w ich okolicy. Wspominają o pani Magdzie, młodej kobiecie, która dwa tygodnie wcześniej również została napadnięta przez agresywne psy. Ona także interweniowała w straży. Mieszkańcy są przekonani, że gdyby czworonogi zostały wyłapane, do pogryzienia pani Urszuli by nie doszło.

Komendant skierniewickiej straży twierdzi jednak, że to nieporozumienie.

- Straż nie jest od wyłapywania psów - mówi Artur Głuszcz. - Nie mamy do tego sprzętu ani samochodu. A żadnego sygnału nie zbagatelizowaliśmy, funkcjonariusze zawsze jeździli w miejsce, gdzie psy miały rzekomo biegać. Ale ich już nie było albo przemieściły się poza granice miasta. A my nie mamy uprawnień, by podejmować interwencje w gminie. Jeśli natomiast chodzi o panią Magdę, to w notatkach mamy tylko informację, że kobieta ta jest wystraszona, nie było mowy o pogryzieniu czy zaatakowaniu przez psy.

Na potwierdzenie swoich słów Artur Głuszcz dodaje, że organy ścigania dokładnie badały sprawę pogryzienia 57-latki, a także wątek, dotyczący interwencji straży miejskiej.

- Żadne postępowanie wobec nas nie zostało wszczęte - mówi. - Uważam, że w tamtej sytuacji zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Nikt nie wspomina natomiast, że po wypadku z pogryzieniem kobiety moi strażnicy nie mogli dodzwonić się do Zakładu Utrzymania Miasta, który zajmuje się wyłapywaniem psów. Do nich w ogóle trudno się dodzwonić. Po wypadku został uruchomiony całodobowy numer do osoby, która zajmuje się wyłapywaniem psów.

Po incydencie straż miejska kupiła sekretarkę głosową, by można było odtworzyć każdą rozmowę, a nie opierać się na notatkach.

W sprawie pogryzienia zarzuty zostały postawione 61-letniemu znanemu w mieście restauratorowi, właścicielowi agresywnych psów.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Chcą odwołania komendanta straży miejskiej w Skierniewicach - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki