Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Teatrze Powszechnym piękna i bestia grają w ...oś... [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Grzegorz Gałasiński
W weekend piosenki Agnieszki Osieckiej zabrzmiały w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Spektakl wyreżyserował student "filmówki" Filip Gieldon.

Piosenki zabrzmiały, ale ciekawszy od wymowy przedstawienia czy sposobu potraktowania tekstów Osieckiej był reżyserski koncept wprowadzenia w przestrzeń sceny zespołu rockowego, który staje się tam czymś więcej niż jest. Młody reżyser dowiódł nim wiary w siłę przypisaną scenie jako Miejscu. To gest podobny do tych, które wykonują artyści sztuk plastycznych, gdy umieszczają w "świętej" przestrzeni muzeum obiekty ze sfery profanum - aby upewnić się, że to Miejsce wciąż istnieje.

Gieldon zaś nie stawia zespołu ot po prostu na scenie i każe mu grać. On nieznacznie "wychyla" go ku publiczności (otaczającej scenę z trzech stron), każe wejść w jej przestrzeń nie dosłownie, ale przez aranżacje, najogólniej mówiąc rockowe, atakujące uszy decybelami nieco wyższymi od spodziewanych w tym miejscu, i bijącą niekiedy po oczach, ale przez cały czas budzącą podziw grą świateł.

Także oklaski, którymi nagradzane są pierwsze piosenki, zdają się wykalkulowane przez reżysera, by oglądaną na scenie sytuację nie wprost nakreślić: gdy niejako podskórnie do odbywającego się w jakimś klubie i przed jakąś widownią koncertu domniemanego zespołu Kokaina (pożyczka z Osieckiej) ukazać emocjonalną grę między wokalistami tej formacji: Nią (Marta Jarczewska) i Nim (Arkadiusz Wójcik). Grę opowiedzianą oczywiście piosenkami Osieckiej: od "Kokainy" po "Na zakręcie".

W niektórych utworach np. "Uciekaj, moje serce", "Niech żyje bal", "Wariatce", które są przecież małymi zamkniętymi formami, reżyser zmienił dramaturgię, włączając ją w przebieg nadrzędnej wobec nich narracji przedstawienia. Tyle, że opowiadana historia jest do bólu konwencjonalna. Piosenki nie tworzą zaś nadrzędnej, świeżej wartości (jak choćby w innym przedstawieniu TP, "Tu-wimie").

Na dobrą sprawę trudno rozeznać się, co powoduje takie uczuciowe komplikacje, że z miłości na koniec zostaje tylko tytułowe "Oś". To, co oglądamy, skłania ku myśleniu, że chodzi o nieudane zacieśnianie relacji towarzyskich "gdzieś w hotelowym korytarzu", a dokładnie - na podłodze. Nowy ton, który udało się przemycić aktorom, to brzmiące na sposób bardzo osobisty marzenie o samych sobie, tylko lepszych.

ZOBACZ TEŻ: Osiecka w Teatrze Powszechnym w Łodzi [ZDJĘCIA]

Z aktorskiej pary to Jarczewska świadomie posługuje się (mocnym, dobrze ustawionym) głosem i zmierza ku interpretacji tekstu. Wójcik raczej postpunkowo skanduje i "gra" fizycznością.

Brawa należą się zespołowi pianisty i akordeonisty Pawła Jabłońskiego. Mimo iż do pewnego stopnia konwencjonalne, jego aranżacje dały dość znanym utworom nowe życie.

"Oś" pokazało też, że Mała Scena TP to jedna z lepszych inwestycji w kulturę w ostatnim czasie w Łodzi. Przyjmuje kolejną, różną w charakterze realizację pokazując swą wysoką funkcjonalność i jakość środków, jakie gwarantuje.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki