Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łodzianka skarży się, że przez źle podaną szczepionkę jej córka jest niepełnosprawna

Agnieszka Jasińska
Beata będzie walczyć przed sądem o pieniądze na rehabilitację córeczki
Beata będzie walczyć przed sądem o pieniądze na rehabilitację córeczki Grzegorz Gałasiński
Dwa lata temu Beata usłyszała od lekarza, że nie ma sensu, by leczyć Julkę. Nie uwierzyła w to. Lekarze twierdzili, że Julka ma chorobę genetyczną. Pani Beata dowodzi jednak, że dziecko zachorowało przez źle podaną szczepionkę.

Najwięcej żalu ma o to, że lekarze zostawili ją samą sobie. Beata chodziła z córeczką od specjalisty do specjalisty, od szpitala do szpitala. Na palcach jednej ręki może policzyć osoby, które chciały jej pomóc. Dziś uśmiecha się i mówi, że Julka jest najlepiej zdiagnozowanym dzieckiem w Polsce. Jednak jest to uśmiech przez łzy.

Julka urodziła się we wrześniu 2012 roku.

- Dostała 10 punktów w skali Apgar. To było zdrowe dziecko - podkreśla Beata. - Julka ma starszą siostrę. Obie są z konfliktu serologicznego. Lekarze o tym wiedzieli. Mimo to, dwie godziny po urodzeniu zaszczepiono Julkę. Lekarze nie powinni tego robić właśnie ze względu na konflikt. Popełniono błąd. Specjaliści Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie potwierdzili powikłania poszczepienne.

Mecenas Maria Wentlandt-Walkiewicz, pełnomocnik Beaty, wystąpiła już z roszczeniem przeciwko szpitalowi.

- Lekarz obowiązkowo powinien sprawdzić stan zdrowia dziecka po urodzeniu i dopiero zaszczepić dziewczynkę. Tak się w tym przypadku nie stało. Lekarze postąpili rutynowo - mówi mecenas Wentlandt-Walkiewicz. - Nie jestem przeciwko szczepieniom, ale przeciwko rutynizacji.

Przeraźliwy, nieutulony płacz

Julce podano dwie szczepionki: BCG i WZW.

- I od tego momentu zaczął się nasz dramat - zawiesza głos Beata.

Matka zauważyła, że jej dziecko ma drgawki. Julka trafiła na OIOM. Ze szpitala im. Rydygiera w Łodzi, gdzie się urodziła przewieziono ją do szpitala im. Madurowicza w Łodzi.

- Zaczęłam wszystko kojarzyć ze szczepionkami. Wskazywało na to też zachowanie dziecka. Po zaszczepieniu Julka bardzo głośno płakała. Do dziś pamiętam ten przeraźliwy, nieutulony płacz. Nie mogłam córki w ogóle uspokoić. Płakała podczas jedzenia. Aż rozrywało serce - wspomina Beata. - Julka dostała też biegunki.

Razem z dziewczynką, do drugiego szpitala przewieziono też Beatę.

- Położyli mnie na oddziale ginekologicznym. Mogłam chodzić do córki na karmienie. Ani na chwilę jej nie opuściłam. Przestałam ufać innym ludziom. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła zostawić ją samą. Do dziś cały czas jestem przy niej - zaznacza Beata. - Różni lekarze zaczęli diagnozować moje dziecko. Szukali przyczyny drgawek.

Życie Beaty zaczęło toczyć się wokół szpitali i lekarzy.

- Co chwilę wracałyśmy do szpitali, różnych, jeździłyśmy po całej Polsce. Kilka dni byłyśmy w domu, potem dwa tygodnie w szpitalu, i tak w kółko - opowiada Beata. - Stwierdzono w końcu, że Julka ma rzadką chorobę genetyczną. Takich jak ona miało być tylko kilka osób na całym świecie. Jeden z lekarzy powiedział mi, że Julka nie dożyje trzech lat. Zapytałam, jak mogę ją leczyć. Odpowiedział: a po co pani chce ją leczyć?

Kiedy Beata to usłyszała, miała ochotę wjechać samochodem pod tira. Jednak czuła podświadomie, że to nie może być prawda.

- Czułam, że nie mają racji. Znalazłam laboratorium w Niemczech. Wręcz zmusiłam wszystkich do tego, żeby to laboratorium zajęło się przypadkiem Julki. Specjaliści mieli za zadanie potwierdzić albo wykluczyć stwierdzoną rzadką chorobę genetyczną córki. Nie udało się im potwierdzić tej choroby - mówi Beata. - Jednak, oprócz tego robiłam dziecku mnóstwo badań na własną rękę. Kiedy było trzeba, wymuszałam badania w szpitalach. Nikt mi nie podpowiadał, co mam zrobić, nie pomagał. Po kolei wykluczałam u Julki inne choroby genetyczne. To były najczulsze badania, jakie mogły być.
Wierzę, że kiedyś powie "mamo"

Beata wspomina, że przez pierwsze 10 miesięcy Julka w ogóle nie przełykała, miała zamknięte oczy, była w stanie pseudośpiączki, miała wiotkie ciało.

- Nikt nie chciał się nad nią pochylić, pomóc - mówi Beata. - Ja jednak wierzyłam, że ona wyzdrowieje. Jestem silną psychicznie osobą. Jestem taką matką, co się nie poddaje. Siłę czerpię z obecności Julki.

Beata przyznaje, że całe noce spędzała na czytaniu fachowej literatury medycznej.

- Szukałam wszędzie informacji, jak leczyć dziecko - mówi kobieta. - Zaczęłam podejrzewać zmowę lekarzy i szpitali. Temat szczepień to temat tabu. Stoją za tym wszystkim też wielkie koncerny farmaceutyczne. Lekarze nie chcą się wychylać, nie chcą być napiętnowani przez innych.

Beata walczy o każdy dzień Julki. Nie stać ją na turnus rehabilitacyjny. Taki kosztuje 7 tys. zł. Ćwiczy więc z córką w domu. Dzięki Beacie Julka staje się coraz bardziej samodzielnym dzieckiem.

- Dzisiaj ma otwarte oczy jak każde zdrowe dziecko, bawi się, kręci głową, wydaje dźwięki. Zaczęła się uśmiechać. Nie mówi, ale wierzę, że kiedyś powie "mamo". Nie rozumie, co się do niej mówi, ale uważnie wszystko obserwuje - podkreśla Beata. - Jest dla mnie wszystkim.

Julka nie chodzi. Jednak Beata wszędzie ją ze sobą zabiera. Dzielnie dźwiga 17 kilogramów.

- Nie jest lekko. A będzie coraz ciężej, bo Julka ma duży apetyt. Ale to taki słodki ciężar - uśmiecha się Beata.

Postawię ją na nogi

Dzień mamy i córki rozpoczyna się o 7 rano.

- O tej porze mamy pobudkę. Jemy śniadanie i zaczynamy ćwiczenia. Uczymy się mówić, włączamy słuchowisko. Potem idziemy na rehabilitację, odwiedzamy różnych specjalistów - relacjonuje Beata. - Wracamy do domu na obiadek. Julka odpoczywa po jedzeniu i znów zaczynamy ćwiczenia ruchowe. Ostatnio lekarz powiedział mi, że dzięki mojemu zaangażowaniu Julka jest w tak dobrym stanie. Wierzę, że postawię ją na nogi.

Beata przyznaje, że bardzo pomogli jej specjaliści z centrum rehabilitacji Intermedicus w Łodzi.

- To żadna prywatna przychodnia, chodzę tam normalnie z NFZ. Jest tam doktor Matusewicz. Przywrócili mi wiarę w lekarzy. Julka tam ćwiczy z innymi dziewczynkami, Dominiką i Ewelinką. Dzięki nim z córką jest coraz lepiej - mówi Beata. - Jest jeszcze doktor Chmielewska w szpitalu Korczaka w Łodzi. Ona też pomaga Julce. Tylko dlaczego takich dobrych lekarzy jest tak mało?

Od przyszłego tygodnia Julka będzie chodzić do specjalistycznego przedszkola.

- Trochę się tego boję. Od urodzenia była tylko ze mną. Nie wiem, jak się odnajdzie w nowym miejscu. Wierzę jednak, że wszystko będzie dobrze. Wierzę też, że najgorsze już za nami - mówi Beata.

Beata zdecydowała się wystąpić do sądu o zadośćuczynienie od szpitala, bo potrzebuje pieniędzy na rehabilitację Julki.
- Nie chcę ani złotówki dla siebie. Chcę, by Julka się leczyła. Zrobię dla niej wszystko. Na wiele rzeczy mnie nie stać. Julka potrzebuje na przykład pionizatora. Takie urządzenie kosztuje 8 tys. zł. A ja nie mam tyle pieniędzy - mówi Beata. - Właściwie to trudno powiedzieć, czego się domagam od lekarzy. Chciałabym, żeby ponieśli odpowiedzialność za to, co się wydarzyło. To był błąd, Julka nie powinna zostać zaszczepiona. Najgorsze jest to, że za ten błąd nikt mnie nawet nie przeprosił. Zostałyśmy same z problemem.

Beata wylicza, że Julka powinna cztery razy w roku pojechać na turnus rehabilitacyjny. Razem to kosztuje ok. 35 tys. zł. Dlatego pieniądze z zadośćuczynienia będą takie ważne.

- Te turnusy dla Julki to moje największe marzenie. Szukam kogoś, kto mógłby nam za nie zapłacić. Ale póki co bezskutecznie - mówi Beata. - Zanim sąd wyda wyrok, upłynie trochę czasu. Gdyby tylko ktoś chciał nam pomóc...

Niestety, Beata może liczyć tylko na siebie.

- Ojciec Julki odszedł od nas - mówi Beata. - Mężczyźni są słabsi psychicznie. Nie są skłonni do takich poświęceń, jak kobiety. Wolą wygodniejsze życie, bez problemów, czasami są tchórzami. Ale omija ich przez to wiele cennych rzeczy w życiu.

Błąd, który zmienia życie

Mecenas Wentlandt-Walkiewicz uważa, że wszystkie dokumenty wskazują na winę szpitala.

- Aby zaszczepić dziecko, najpierw trzeba sprawdzić, czy jest zdrowe - mówi mecenas Wentlandt-Walkiewicz. - Szczepienie to wprowadzenie obcych bakterii do organizmu. W przypadku mojej klientki u dziecka doszło do poważnego porażenia czterokończynowego.

Według mecenas Wentlandt-Wal-kiewicz, szczepienia nie są problemem.

- Problemem jest to, że do szczepień podchodzi się rutynowo. Niestety, podobnych spraw jest coraz więcej. W Warszawie na przykład zajmuję się przypadkiem 17-letniego chłopca, który zmarł po szczepieniu - mówi Wentlandt-Walkiewicz. - Rodzice podchodzą coraz ostrożniej do szczepień, bo lekarze postępują rutynowo. Niestety, przy podaniu szczepionki nie sprawdza się, choć to powinno być obowiązkiem, czy stan zdrowia dziecka jest stabilny. Większą krzywdę wyrządza się podaniem szczepionki choremu dziecku niż podaniem szczepionki z tygodniowym czy dwutygodniowym opóźnieniem.

Według Beaty, w szpitalach dochodzi do błędów, bo lekarze nie ponoszą odpowiedzialności za swoje czyny.

- Odpowiada szpital, a nie lekarze osobiście. Gdyby było odwrotnie, błędów byłoby mniej - mówi Beata. -Trzeba zmienić system, jeśli chodzi o szczepienia. Brakuje informacji dla rodziców. Każdy powinien znać skład szczepionki, wiedzieć, jakie są powikłania. Zdarzają się przypadki, że szczepionki mają w swoim składzie rtęć albo metale ciężkie, są zanieczyszczone. W moim przypadku nikt nie zwrócił uwagi na to, że dziecko jest z konfliktu serologicznego. Jak można było do tego dopuścić?

Szpital nie zdecydował się na skomentowanie sprawy Julki. Wytłumaczono, że dokumentacja dziecka trafiła do archiwum do Poznania. Będzie ściągnięta, jeśli przyjdzie pozew sądowy.

W 2013 r. do Wojewódzkiej Komisji ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych w Łodzi wpłynęło 69 wniosków o ustalenie błędu medycznego, w 2014 takich wniosków było 71.

Według danych Primum non nocere, w Polsce popełnia się co najmniej 20 tys. błędów lekarskich rocznie. Tylko ok. 2 tys. osób wnosi pozwy sądowe, zawiadamia prokuratury lub wnosi skargi do izb lekarskich.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki