Od połowy stycznia trwa korespondencyjny spór między pogotowiem ratunkowym Falck a firmą Dom Pogrzebowy Paweł Światłowski w Łęczycy. Pracownicy firmy mieli ubliżać ratownikom i lekarzowi oraz insynuować, że mają powiązania ze słynnymi "łowcami skór" i układy z policją.
Zaczęło się od wizyty przy ul. Jagiellońskiej w Łęczycy. Pogotowie wezwano do próby samobójczej 39-letniego mężczyzny. Szans na ratunek nie było. Lekarz wypisał zaświadczenie o śmierci i wrócił z ratownikami do stacji ratownictwa medycznego. - Nie wystawiłem jednak karty statystycznej zgonu, ponieważ nie mogłem wykluczyć udziału osób trzecich - mówi lek. Andrzej Kleinert.
Na miejscu zostali policjanci i Monika Piłat, prokurator rejonowy w Łęczycy. Po sprawdzeniu miejsca tragedii i wysłuchaniu relacji rodziny i sąsiadów, prokurator zdecydowała o zaniechaniu dalszych czynności. Policjanci st. asp. Mariusz Brząkała i st. sierż. Mariusz Kowalski pojechali do stacji ratownictwa medycznego, by poinformować lekarza o braku dalszych przeciwwskazań do wystawienia karty zgonu.
Chwilę po nich przyjechał tam samochód firmy "Dom Pogrzebowy Paweł Światłowski". Z auta wysiadło dwóch mężczyzn. Weszli do budynku stacji i zdaniem pracowników pogotowia, zaczęli ich obrażać. - Używali niecenzuralnych słów pod adresem pracowników i firmy. Sugerowano ich niekompetencję w czasie wizyty. Padały oskarżenia na pogotowie - mówi dr Krzysztof Chmiela, dyrektor medyczny Falck Medycyna Region Łódzki.
- Padały określenia "łowcy skór", "kim jesteście i jakie układy macie z policją" - mówi lek. Andrzej Kleinert. Pracownicy firmy pogrzebowej mieli pretensje, że lekarz nie wystawił od razu karty zgonu. - Straszyli nas nawet telefonem do ministra - mówi jeden z ratowników.
Policjanci tylko wszystkiemu się przysłuchiwali, ale nie reagowali. Teraz temu zaprzeczają. - Funkcjonariusze podjęli czynności w związku ze sprzeczką słowną, jaka zaistniała pomiędzy pracownikami Falck a pracownikami domu pogrzebowego. Ich działania skupiły się na zażegnaniu sporu i pouczeniu - mówi Agnieszka Ciniewicz, rzecznik komendanta powiatowego policji w Łęczycy.
Później do stacji przyjechała rodzina zmarłego i otrzymała kartę zgonu.
Zapytaliśmy o tę sytuację właściciela firmy pogrzebowej. - Mamy to wszystko wyjaśnione na piśmie. Nie będę tej sprawy więcej komentował - powiedział Paweł Światłowski.
Pan Paweł do Falcka wysłał oficjalne pismo, w którym m.in. czytamy: "Udaliśmy się więc na pogotowie po odbiór karty zgonu. Obecny tam lekarz zachowywał się tak, jakby był u siebie na folwarku próbując postawić mnie i mojego pracownika na baczność i przed sądem. Na jakiej podstawie lekarz zabrał kartę zgonu (...), może miał w tym jakiś cel?".
W odpowiedzi dyrekcja łódzkiego regionu Falck wyjaśniła przedsiębiorcy obowiązujące procedury wystawiania kart zgonu i poinformowała starostę powiatowego i zarząd województwa o tej sytuacji. - Sugerowanie w piśmie, jak i bezpośrednio w budynku stacji przestępczego działania lekarza zespołu oraz obrażanie ratowników jest niedopuszczalne i skandaliczne - mówi Krzysztof Chmiela.
- Wyjaśnienie tej sprawy nie leży w zakresie naszych kompetencji - mówi Ireneusz Barański, sekretarz powiatu.
Wyjaśnieniem konfliktu zajmują się m.in. pracownicy Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi. - Z wyjaśnień policji wynika, że funkcjonariusze przeprowadzili ze stronami konfliktu rozmowy, a w ich następstwie właściciel zakładu pogrzebowego i jego pracownik przeprosili w obecności policjantów pracowników stacji za swoje zachowanie - mówi Jacek Raczyński, dyrektor wydz. bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego w UW w Łodzi.
- Nikt nie przepraszał - twierdzi Krzysztof Chmiela.
Zobacz też:
Źródło x-news: Kolejna matka zastępcza z Łęczycy biła i głodziła dzieci. Usłyszała zarzuty
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?