Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Cejrowski: kiedy robi się zdjęcia, trzeba się zachowywać jak myśliwy na polowaniu

rozm. Magdalena Wieczorek
Od piątku (6 marca), w Galerii Łódzkiej zobaczyć będzie można wystawę "Kanony Piękna", na której obejrzymy zdjęcia autorstwa Wojciecha Cejrowskiego. Przy okazji tej wystawy, publikujemy wywiad z autorem fotografii.

Dziś zdjęcia robi się telefonem. Rzeczywistość można uchwycić niemal zawsze i wszędzie. Czy oznacza to, że każdy stał się fotografem-reportażystą? Może bliższe jest jednak stwierdzenie, że wśród dobrych „fot” uda się czasem zrobić jedno dobre zdjęcie?
Nie mam komóry i nie planuję mieć, póki istnieją telefony stacjonarne. Zdjęcia robię normalnym aparatem fotograficznym. Aparat taki jest zbyt duży i ciężki, żeby go stale nosić przy sobie a zatem... na fotografowanie wyprawiam się jak na polowanie - celowo, specjalnie po to, a nie przy okazji czegoś innego. Skoro się wyprawiłem celowo, to cała moja uwaga skupiona jest na tym jednym celu - żeby w danym miejscu i czasie zrobić dobre zdjęcia. Tak pracuję - nie strzelam przypadkowo. To wszytko, plus egzotyczne miejsca w których jestem, plus doświadczenie i ma się dobre wyniki.
Wie Pani, ja nigdy nie oszczędzałem kliszy, jeszcze w czasach przed aparatami cyfrowymi, przywoziłem z jednej wyprawy po pięć tysięcy zdjęć. To był wtedy spory pakunek sam w sobie - te wszystkie klisze. Dzisiaj to jest jedno pudełko z kartami pamięci. Kiedy człowiek robi wiele zdjęć, to potem ma z czego wybierać. Ma też sporo zdjęć nieudanych do wyrzucenia (śmiech). Po trzydziestu latach jestem dobry, otrzaskany, wiem co robię, ale i tak wychodzi mi tylko jedno bardzo dobre zdjęcie na 50-100 zrobionych. Reszta - kosz, albo pamiątki dla wnuków, bo... Nasz dziadek był w miejscach, których już dzisiaj nie ma i ganiał po dżungli na golasa z dzikimi golasami. (śmiech)

Idąc tym tropem, w programie Marka Seigera, Ben Lowy powiedział, że w dzisiejszych czasach liczy się wyłącznie autopromocja. Zdjęcia sprzedawane są magazynom za zaledwie 25$. Fotografia reportażowa przestaje być zawodem dla wybranych, dla specjalistów. Popularne stały się również ekstremalne foto-podróże „na linię frontu”. Liczy się przygoda i chęć zobaczenia własnego nazwiska pod zdjęciem. Czy uważa Pan, że to dobry kierunek? Liczy się efekt, a nie warsztat? Liczy się sława, a nie profesjonalizm?
Po pierwsze nie wiem co to za faceci, których Pani cytuje. Po drugie ja moich zdjęć nie sprzedaję po 25$, bo mnie na to nie stać. Wyprawa badawcza do dżungli kosztuje... 15-25 tysięcy dolarów. Żeby zwrócić same koszta trzeba by sprzedać 600 zdjęć po 25? Niewykonalne. Moim zdaniem trzeba się cenić i wtedy nas wyceniają lepiej niż 25 za sztukę. I liczy się wszystko to, co Pani wymieniła razem wzięte: efekt plus warsztat plus sława - czyli nazwisko autora zdjęć plus profesjonalizm. Dobre nazwisko pomaga, a jak się ma efekty i do tego dobry warsztat, a także profesjonalne podejście do sprawy, to można ze zdjęć reportażowych dobrze żyć. Ja utrzymywałem się z tego przez wiele lat i mógłbym nadal dobrze żyć z samych tylko zdjęć.
To, że dzisiaj każdy ma przy sobie aparat, wcale nie oznacza, że konkurencja jest mocniejsza. Ona jest bardziej liczna, ale nie mocniejsza. Więc jeśli ktoś ma w sobie talent, dobre oko do fotografii, niech się nie zniechęca faktem, że „wszyscy robią zdjęcia". Wszyscy pstrykają, ale dobre zdjęcia... może to właśnie Ty robisz te dobre.

W Galerii Łódzkiej możemy zobaczyć wystawę Pana zdjęć zatytułowaną „Kanony piękna”. Czy łatwo jest fotografować ludzi? W swoich książkach pisze Pan, że trzeba mieć „tupet jak taran”, czy to jednak jedyna zasada, która pozwala oswoić osobę fotografowaną z aparatem?
Przy fotografowaniu ludzi tupet nie jest dobry. Tupet przydaje się na urzędników, na żołnierzy, na napastników, złodziei, ale kiedy robi się zdjęcia, trzeba się zachowywać jak myśliwy na polowaniu - podejść lub oswoić. Kiedyś nosiłem długi obiektyw i podchodziłem „zwierzynę" jak snajper. Potem zmieniłem obiektyw na bardzo krótki, szerokokątny i najpierw zagaduję ludzi, dowcipkuję sobie z nimi - tak, jak to Państwo widzą w „Boso przez świat" - a potem z bliska, aparatem bez lufy robię zdjęcia i nawet nie muszę celować. Szeroki kąt pozwala strzelać fotki z biodra, z ręki - bez przykładania aparatu do oka, bez przerywania konwersacji.
Obiektyw szerokokątny wkręciłem 20 lat temu, potem zawinąłem aparat taśmą izolacyjną i tak zostało. Nigdy nie zmieniam obiektywów, wszytko robię tym jednym szerokim: portrety, pejzaże, detale, akcję i spanie, grupy statyczne i atak wojowników, wszytko jednym obiektywem.

Porozmawiajmy zatem o kanonach piękna. Czy fotografując świat Zachodu można wyłonić aktualny kanon piękna, czy kanonem są dla nas wyłącznie zdjęcia perfekcyjnych modelek poddanych obróbce graficznej?
Pyta Pani niewłaściwą osobę - ja nie fotografuję w Europie. Moja praca to antropologia kultury czyli, mówiąc na skróty: ludy pierwotne, plemiona wciąż dzikie, bardzo daleko od Europy. Ale...
Mieszkam w Arizonie, w USA, w Polsce jestem co roku w miesiącach ciepłych, więc trochę się orientuję. Zauważam różnice. Te modelki o których Pani wspomina podobają się ludziom w Europie, ale wszędzie indziej, nawet w USA, uchodziłyby za brzydule, kościotrupy. Na nich nie ma ciała! Brak piersi, brak tyłka, brak ud, brak mięśni pod skórą - same kości i wielkie wygłodzone oczy na twarzy, bez mimiki, bo ktoś naszprycował wargi botoksem.
Widuję te wargi, ma je także jedna moja znajoma. Dawniej kobieta piękna, duma kolegi, małżeństwo jak z żurnala, on przystojny, ona piękna. Dzisiaj ma te wargi bo ją ktoś namówił, bo „wszyscy sobie robią", bo to "odmładza". Co za bzdury! Teraz to ona, biedna, wygląda jak potwór. I nie chodzi o to, że zabieg się nie udał - on się udał doskonale, tylko takie sztuczne usta nie pasują do naturalnej twarzy.
Odęte grube wargi mają ludy murzyńskie i na ich twarzach to pasuje, jest harmonia nie ma zgrzytu, bo ich twarze są inne od naszych, bardziej okrągłe, pucołowate, nie ma orlich nosów tylko nosy płaskie. W Europie jest na odwrót - mamy ostrzejsze rysy, węższe nosy i tak dalej, więc te wielkie, zatrute botoksem i przez to martwe wargi nijak nie pasują. Szpecą ot co.
W antropologii dość często bada się kanony urody i piękna. I zawsze, niezależnie od miejsca, czasu i kultury, wychodzi nam, że piękna kobieta musi zawierać tłuszcz. (śmiech) To nie oznacza, że ma być gruba i tłusta, ale ma mieć tu i tam widoczne pokłady tłuszczu - wtedy się podoba. Ten tłuszcz ma się ładnie ruszać, podskakiwać pod skórą. Niezależnie od czasu i kultury, zawsze i wszędzie kobieta się podoba, gdy ma porządne piersi (głównie tłuszcz) porządny tyłek (głównie tłuszcz) i jeszcze trochę tłuszczyku tu i tam, żeby wprowadzić łagodne, miękkie, zaokrąglenia - na biodrach, w okolicach talii, na policzkach...

Który z fotografowanych kanonów piękna zadziwił Pana najbardziej?
Patyki w nosie - o tym czytałem jeszcze w dzieciństwie, ale kiedy pojechałem do Amazonii, okazało się, że patyk w nosie to margines. O wiele więcej patyków Indianie wtykają sobie dookoła ust. Chcą w ten sposób pokazać wrogom, że są krewnymi jaguara i mają takie „wąsy", jak kot. A skoro są krewnymi jaguara, to lepiej ich unikać.

Zdjęcia Wojciecha Cejrowskiego będzie można zobaczyć na wystawie „Kanony piękna", która od piątku (6 marca) pojawi się w Galerii Łódzkiej.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki