Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobiety z Łodzi: polska agentka, znane aktorki, światowej sławy rzeźbiarka i święta

Anna Gronczewska
Jadzia Andrzejewska, gwiazda przedwojennego kina
Jadzia Andrzejewska, gwiazda przedwojennego kina archiwum
Podobno Łódź jest kobietą. Na ponad 700 tysięcy mieszkańców miasta panie stanowią blisko 400 tysięcy. Na stu mężczyzn przypada 119 kobiet. W związku ze zbliżającym się 8 Marca i Dniem Kobiet warto przypomnieć sylwetki kilku znanych łodzianek.

Teresa Lipowska, znana wszystkim jako Barbara Mostowiak z popularnego serialu "M jak miłość" , co prawda urodziła się w Warszawie, w 1937 roku, ale w Łodzi spędziła dzieciństwo i młodość.

- W czasie Powstania Warszawskiego nasz dom został zburzony - opowiadała nam pani Teresa. - Byliśmy akurat na wakacjach pod Warszawą. Po wojnie tata dostał pracę w Łodzi, w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym na Piotrkowskiej. Przydzielono nam też mieszkanie. Tata wpakował mnie, mamę, siostrę na ciężarówkę i przyjechaliśmy do Łodzi, na ulicę Zacisze 6/8/10. Mój brat przyszedł na świat już w tym mieście. Ja w Łodzi mieszkałam piętnaście lat.

Wiele lat w Łodzi mieszkali rodzice Teresy Lipowskiej. A jej siostra skończyła łódzką Akademię Medyczną. Potem też wyjechała do Warszawy, zaczęła pracować w Instytucie Onkologii. Został tu jej brat. Skończył Politechnikę Łódzką, w Łodzi ożenił się. Mieszkał na ul. Pomorskiej, potem na Chojnach, w okolicach Instytutu Matki Polki.

Teresa Lipowska lubi wspominać, że jej łódzkie dzieciństwo było cudowne. Chodziła do dawnego gimnazjum żeńskiego im. Czapczyńskiej. Mieściło się ono przy ul. Narutowicza 58. To dzisiejsze XII LO.

- Uczyłam się w tej szkole jedenaście lat! - mówiła nam aktorka. - Przez niedługi czas jej dyrektorem był nawet mąż pani Czapczyńskiej. Pamiętam, że do szkoły musieliśmy przynosić własne krzesła. Mieliśmy wspaniałych nauczycieli, którzy nas kochali, mimo że stawiali dwóje. Byłam w drużynie harcerskiej, z której dziewczyny utopiły się w 1948 roku w jeziorze Gardno. Mnie mama, ku mojej strasznej rozpaczy, nie pozwoliła pojechać na ten obóz. Może dlatego żyję?

Teresa Lipowska ile razy jest w Łodzi, to odwiedza podwórko przy ul. Zacisze 6/8/10. Dziś nie mieszka tam nikt z dawnych lokatorów. Rośnie za to ten sam kasztan...

Pani Teresa wspominała też, że jako dziewczyna budowała Teatr Wielki w Łodzi.

- Jako uczennice szkoły z Narutowicza nosiłyśmy cegły na plac budowy, grabiłyśmy teren- opowiadała. - Jestem też związana emocjonalnie z kościołem świętej Teresy. Byłam w nim u pierwszej komunii świętej, chodziłam tam na majowe nabożeństwa. Kochałam się w trębaczu, który grał przed kościołem. Nazywał się Ryszard Skiba. Był śliczny! Przychodziłam specjalnie wcześniej na majowe nabożeństwa, by popatrzeć jak pięknie trąbi. Byli też bardzo fajni księża, którzy nas tam "organizowali". Potem uczył nas w kościele Podwyższenia świetego Krzyża przy Sienkiewicza wspaniały ksiądz Świerczek.

Łodzianką jest Halina Szwarc, z domu Kłąb. To ona w 1975 roku założyła w Warszawie pierwszy w Polsce Uniwersytet III Wieku. W czasie wojny była polską Matą Hari. Urodziła się w 1923 roku w Łodzi. Tu spędziła dzieciństwo. Jej rodzicami byli Maria z Włodzimierskich i Wincenty. Halina mieszkała z rodzicami na Bałutach, a potem przeprowadziła się do centrum, na ul. Andrzeja. Chodziła do prywatnego gimnazjum Heleny Urklarewskiej przy Narutowicza 59. Uczyła się też grać na pianinie. Koleżanki nazywały ją nawet "Paderewskim". Planowała zająć się muzyką, ale też studiować prawo. Wojna pokrzyżowała te plany. 16-letnia Halina włącza się w działalność konspiracyjną. Jednocześnie dostaje polecenie nauczenia się języka niemieckiego. Z polecenia dowódców konspiracyjnych ma z matką podpisać volkslistę. Podstawą są niemieckie korzenie jej babki, Amandy Vogel. Bierze udział w akcji "N". Polega ona m.in. na kolportowaniu wśród niemieckich żołnierzy, rodzin ulotek propagandowych. Potem z Łodzi przenosi się do Skierniewic, a stamtąd do Kalisza. Tam uczy się w niemieckiej szkole. Zdaje maturę i jako wyróżniająca się uczennica, zostaje skierowana na studia do Wiednia. Studiuje slawistykę, a potem medycynę. Co dwa tygodnie przyjeżdża jednak do Łodzi i przekazuje informacje o sytuacji w Austrii. Z czasem przenosi się na studia medyczne do Hamburga. Tam ustala położenie obiektów wojskowych. Dzięki temu alianci mogą je zniszczyć. W Berlinie dociera do Centralnego Archiwum Medycyny Wojskowej. Zbiera informacje o stanie zdrowia żołnierzy niemieckich na frontach.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

W 1944 roku przyjeżdża do Łodzi. Razem z matką wpadają w ręce gestapo. Jest więziona w więzieniu przy ul. Gdańskiej. Poddana torturom. Zostaje skazana na karę śmierci. Niemcy nie zdążyli jednak wykonać wyroku. Do Łodzi zbliżała się Armia Czerwona.

Po wojnie Halina Kłąb wyjeżdża do Poznania. Kończy tam medycynę, pracuje w Klinice Akademii Medycznej. Wychodzi też za mąż, rodzi dwoje dzieci. Pomimo szykan UB, oskarżenia o kolaborację udało się jej z czasem kontynuować karierę naukową. Po rozwodzie z mężem przeprowadza się do Warszawy. Wiele lat pracuje w Akademii Wychowania Fizycznego. W roku 1968 otrzymała tytuł profesora. Zmarła w 2002 roku w Warszawie.

W Łodzi przyszła też na świat Stefania Grodzieńska, znana aktorka, pisarka. Urodziła się 2 września 1914 roku. Jak potem napisała w książce "Wspomnienia chałturzystki" rodzice akurat przejeżdżali przez Łódź, gdzie mieszkali jej dziadkowie. Po kilku latach znów jest w tym mieście. Drugi mąż jej matki Eleonory Ney nie toleruje dziewczynki. Stefania Grodzieńska spędza więc dzieciństwo u dziadków, na Piotrkowskiej.

- Tu po raz pierwszy przygarnięto z sercem mnie dziesięcioletnią, potwornie samodzielną i nieufną, mówiącą swoistym esperantem, będącym rosyjsko-francusko-niemiecką mieszaniną - opowiadała w swoich "Wspomnieniach chałturzystki" Stefania Grodzieńska. - W Łodzi rzucono mnie od razu na szerokie wody, posyłając do polskiej szkoły.

Dziadek jest właścicielem fabryki. Rodzinie powodzi się dobrze. Stefania chodzi do szkoły baletowej. Dziadek Maks zabiera ją w każdy piątek do filharmonii. Ale zaczyna się Wielki Kryzys Gospodarczy. Dziadek bankrutuje, a potem popełnia samobójstwo. Babcia trafia do szpitala. Stefania w 1933 roku wyjeżdża do Warszawy. Zaczyna występować w teatrze "Cyganeria", a potem "Kameralnym". W 1937 roku wychodzi za mąż za Jerzego Jurandota. W czasie wojny trafia do getta. Ale udaje się jej przeżyć wojnę. Po jej zakończeniu na trzy lata przyjeżdża do Łodzi, gdzie razem z mężem tworzy Teatr Syrena. Mieścił się on na jednym pięter Grand Hotelu... W roku 1948 opuszcza Łódź i swe życie wiąże ze stolicą. Umiera w 28 kwietnia 2010 roku w Domu Aktora w Skolimowie.

Z Łodzią swe życie związała jedna z największych rzeźbiarek awangardowych XX wieku, Katarzyna Kobro. Urodziła się w roku 1898 w Moskwie. Z pochodzenia była Rosjanką. W 1900 roku wraz z rodzicami wyjechała na Łotwę. Tu skończyła gimnazjum, zdała maturę. W czasie I wojny światowej, w jednym ze szpitali wojskowych zwróciła uwagę na błękitnookiego, młodego, kalekiego mężczyznę. Był to Władysław Strzemiński. Na wojnie stracił lewą dłoń, prawą nogę, nie widział na jedno oko. Zakochali się w sobie. Ich drogi szybko się rozchodzą, ale nie na długo. Katarzyna Kobro chodzi do moskiewskiej Szkoły malarstwa, rzeźby i budownictwa, która po wybuchu rewolucji zostaje przekształcona w Wolne Pracownie Artystyczne. Tu ponownie spotyka Strzemińskiego. Razem wyjeżdżają do Smoleńska. Szybko stają się czołówką awangardy artystycznej. W 1920 roku biorą ślub cywilny. Po ślubie chcą wyjechać do Paryża. Katarzyno Kobro oddaje swe kosztowności, by przedostać się za granicę. Ale zatrzymano ich w areszcie. Uznano, że są sowieckimi szpiegami. Kiedy wyjaśniono sprawę, pojechali do Wilna, gdzie mieszkali rodzice Strzemińskiego. Kobro czuła się tam źle. Była Rosjanką. Nie umiała mówić po polsku, a wtedy, po wojnie polsko-sowieckiej, w Wilnie panowały silne nastroje antybolszewickie. Postanowiła uciec. Wraca na Łotwę, do rodziców. Koresponduje z mężem. Postanawiają znów być razem.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Kobro, by dostać polskie obywatelstwo, bierze z Władysławem ślub w kościele katolickim, w Rydze, choć sama jest wyznania prawosławnego. Wracają do Polski. Mieszkają w Szczekocinie, Brzezinach. Od 1928 do 1931 Władysław Strzemiński uczy rysunku w szkole w Koluszkach. Katarzyna Kobro ma problemy ze znalezieniem pracy. Kiedy poznała język polski, zaczyna uczyć w liceum i szkole gospodarczej.

Katarzyna i Władysław przyjeżdżają do Łodzi w latach 30. i od tego czasu niemal całe ich życie jest związane z naszym miastem. Władysław Strzemiński był inwalidą, poruszał się przy pomocy drewnianych szczudeł. Wymagał stałej opieki. Katarzyna musiała mu kroić, smarować chleb, temperować ołówki, nabijać blejtramy. Nie dosyć, że zajmowała się osobą niepełnosprawną, to na dodatek artystą. W domu Strzemińskich nie przelewało się. Ciągle brakowało pieniędzy. Ich córka Nika urodziła się przed wojną. Strzemińscy mieszkali wtedy przy ul. Srebrzyńskiej, na łódzkim osiedlu im. Montwiłła-Mireckiego. Była bardzo chorowitym, wymagającym stałej opieki dzieckiem. Dlatego Katarzyna Kobro zajęła się wychowaniem córki. Poświęciła dla niej sztukę.

Po narodzinach Niki stosunki między jej ojcem a matką zaczęły się psuć. Kiedy wybuchła wojna, Strzemińscy postanowili uciekać na wschód, do Wilejki. Po kilku miesiącach spędzonych w Wilejce wrócili do Łodzi. Ich mieszkanie na osiedlu Montwiłła -Mireckiego zajmowali Niemcy. Zamieszkali na ul. Wyspiańskiego, nieopodal Dworca Kaliskiego. Okazało się, że prace Władysława Strzemińskiego zostały w piwnicy ich dawnego domu, a rzeźby jego żony wywieziono na wysypisko śmieci. Katarzyna Kobro chodziła po wysypiskach śmieci i szukała swoich prac. Znalazła część rzeźb. Oczyściła je, zapakowała na dorożkę i przywiozła do domu. Udało się też odzyskać prace Strzemińskiego. Katarzyna zabrała je od Niemców i schowała w piwnicy. Tam przetrwały wojnę.

Stosunki między Strzemińskim a Kobro stawały się coraz gorsze. Gdy wrócili do Łodzi, podpisali rosyjską listę. Niemcy przeznaczyli ja dla tzw. Białych Rosjan, którzy nie mieli komunistycznych poglądów. By ochronić Nikę, tę listę musiał podpisać też Strzemiński. Zrobił to, ale do końca życia miał żal do żony.

Skończyła się wojna. Strzemińscy wrócili do mieszkania przy ul. Srebrzyńskiej. Władysław zaczął wykładać w łódzkiej Wyższej Szkole Plastycznej. Poprosił o rehabilitację za odstępstwo od narodowości polskiej. Katarzyna Kobro nie pracowała. Nie wystąpiła też o rehabilitację. Uważała, że jest Polką, ale narodowości rosyjskiej, więc nie ma o co prosić. Nika miała 11 lat, gdy ojciec wyprowadził się z domu. Wytoczył matce sprawę o pozbawienie praw rodzicielskich. Nika zapamiętała, jak uczesaną, czysto ubraną prowadzono ją do sądu. Prawo opieki nad córką przyznano Katarzynie Kobro.

Był rok 1948. Katarzyna Kobro powoli odbijała się od dna. Zaczęła nawet znów tworzyć. Ale wtedy w ich domu pojawił się milicjant. Wcześniej wypytywał o Katarzynę sąsiadów. Okazało się, że rzeźbiarkę oskarżono o odstępstwo od narodowości polskiej. Choć tłumaczyła, ze jest z pochodzenia Rosjanką, skazano ją za to na sześć miesięcy więzienia. Wtedy sprzedała łódzkiemu Muzeum Sztuki obraz Tytusa Czyżewskiego, który kiedyś dostała od artysty i wynajęła adwokata. Odwołała się od wyroku. Przepis, na podstawie którego wcześniej ją skazano, zinterpretowano tym razem tak, że została uniewinniona. Ale los dalej nie uśmiechał się do Katarzyny Kobro. Nie mogła nigdzie znaleźć pracy. Szyła więc maskotki. Kotki, pieski, laleczki. Sprzedawała je w sklepie związku plastyków, ale dopatrzono się, że nie jest jego członkiem. Sprzedawała więc maskotki pokątnie znajomym. Wreszcie w 1949 roku dostała pracę w pierwszej szkole TPD w Łodzi. Uczyła w niej rosyjskiego i rysunków. Ale szczęście nie trwało długo. Wracając kiedyś z rady pedagogicznej dostała krwotoku z narządów rodnych. Kilka dni później lekarze stwierdzili u niej nieoperacyjny nowotwór. W lipcu znalazła się na oddziale onkologii, ale we wrześniu wróciła do domu. Lekarze byli bezradni. Kilkunastoletnia Nika opiekowała się umierającą matką. Robiła jej zastrzyki z morfiny. Kilka dni przed śmiercią Katarzynę Kobro zabrano do domu dla nieuleczalnie chorych. Tam umarła, 21 lutego 1951 r.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Faustyna Kowalska to jedna z najpopularniejszych świętych świata. Propagatorka kultu Bożego Miłosierdzia. Katolicy z całego globu odmawiają Koronkę do Miłosierdzia Bożego, czytają jej "Dzienniczek". Przez teologów zaliczana jest do wybitnych mistyków Kościoła katolickiego. Co prawda nie urodziła się w Łodzi, ale tu miała swoje pierwsze objawienia. W 1922 roku 17-letnia Helena Kowalska przyjechała do Łodzi. Zamieszkała u wujostwa Rapackich, w kamienicy przy ul. Krośnieńskiej 9. Pracowała zaś u tercjanek franciszkańskich. W lutym 1923 najęła się na służbę do Marcjanny Sadowskiej, właścicielki łódzkiego sklepu, który mieścił się przy ul. Abramowskiego 29. W Łodzi pracowały też dwie siostry Heleny- Natalia i Gienia. Któregoś dnia w trójkę wybrały się na zabawę do parku "Wenecja" - to obecny park im. Juliusza Słowackiego. W pewnej chwili do Heleny podszedł student. Poprosił ją do tańca. Jedna z sióstr, Natalia, opowiadała potem, że zauważyła, iż Helena siedzi sama na ławce, ze spuszczoną głową.

- Chodźmy do kościoła!- prosiła Natalię. Ta jednak nie chciała. Kupiła przecież bilet na zabawę... Potem w swym "Dzienniczku" św. Faustyna pisała, że w tańcu ujrzała obok siebie Jezusa.

- Jezusa umęczonego, obnażonego z szat, okrytego całego ranami - pisała. - Który powiedział mi te słowa: Dokąd cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz? W tej chwili umilkła wdzięczna muzyka, znikło sprzed moich oczu towarzystwo, w którym się znajdowałam. Pozostał Jezus i ja.

Helena wyszła z zabawy. Pobiegła do łódzkiej katedry. Padła krzyżem przed ołtarzem.

- Wtem usłyszałam te słowa: Jedź natychmiast do Warszawy, tam wstąpisz do klasztoru - zapisała siostra Faustyna w "Dzienniczku".

Tak się stało. Zapukała do bram Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosiernej. Do klasztoru wstąpiła jednak dopiero za rok. Przez ten czas pracowała jako służąca w Ostrówku, by zdobyć brakujące pieniądze na wiano. Próg zakonu przekroczyła 1 sierpnia 1925 roku. Już po kilku tygodniach chciała się przenieść do innego klasztoru, w którym miałaby więcej czasu na modlitwę. Pierwsze miesiące klasztornego życia spędziła w Warszawie. Potem przeniesiono ją do Krakowa. W krakowskich Łagiewnikach dokończyła postulat i po dwóch latach złożyła śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Przyjęła zakonne imię Maria Faustyna. Wreszcie 1 maja 1933 roku złożyła w Krakowie śluby wieczyste. Siostra Faustyna umarła 5 października 1938 roku w Krakowie. 18 kwietnia 1993 została beatyfikowana, a 30 kwietnia 2000 kanonizowana.

Jadwiga Andrzejewska, nazywana przez wszystkich Jadzią, była najmłodszą z 11 dzieci Józefa i Katarzyny, technicznych pracowników Teatru Miejskiego w Łodzi. Już jako niemowlę pojawiała się na scenie. Debiut filmowy zaliczyła rolą w "Dziejach grzechu". Potem przyszły kolejne propozycje. Zagrała m.in. w "Wacusiu", "Papa się żeni", "Ada to nie wypada". Po wybuchu wojny znalazła się we Lwowie. Przeszła szlak bojowy z Armią Andersa. Dotarła do Anglii, ale w 1947 r. powróciła do kraju, do Łodzi. Potem wyjechała do Warszawy, ale szybko powróciła do rodzinnego miasta. Najdłużej była związana z Teatrem Powszechnym. Po wojnie film już jej nie wykorzystywał, tak jak przed wojną. Choć zagrała Bucholcową w "Ziemi Obiecanej" Andrzeja Wajdy. Zmarła w 1977 r.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki