Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpital pozwał matkę, która urodziła w placówce martwe dziecko

Jolanta Jeziorska
Barbara Kałużewska, prezes Zduńskowolskiego Szpitala Powiatowego, mówi, że lekarze uratowali życie matce
Barbara Kałużewska, prezes Zduńskowolskiego Szpitala Powiatowego, mówi, że lekarze uratowali życie matce Jolanta Jeziorska
Zduńskowolski Szpital Powiatowy złożył do sądu prywatny akt oskarżenia przeciw pani Agnieszce, która urodziła martwe dziecko. Oskarża ją o pomówienie. To sprawa niecodzienna i kuriozalna.

Zduńskowolski szpital znowu jest sławny w całym kraju. Nie ma obecnie drugiego takiego w Polsce, który pozywałby pacjentkę. Szczególnie, że kobieta urodziła w tej lecznicy martwe dziecko. Jest zdania, że to wina lecznicy. Poszła ze swoimi wątpliwościami do prokuratury i opowiedziała tę historię także nam. Opublikowaliśmy dramatyczną relację matki i właśnie to spowodowało, że kobieta naraziła się na proces.

Prezes Zduńskowolskiego Szpitala Powiatowego w Zduńskiej Woli Barbara Kałużewska mówi o tym wprost: - Zdecydowaliśmy się złożyć akt oskarżenia do sądu nie dlatego, że pacjentka złożyła doniesienie do prokuratury, tylko dlatego, że w mediach ukazały się artykuły, w których pacjentka podaje nieprawdziwe informacje. Za to, że pacjentka pomówiła nasz szpital o spowodowanie śmierci jej dziecka. Nie chodzi nam o to, żebyście państwo w mediach pisali, że szpital złożył akt oskarżenia, nie chcemy rozgłosu. Chodzi nam o to, że każdy za swoje słowa musi ponosić odpowiedzialność. Jak się skończy ta sprawa, nie wiem, czekamy na krok ze strony sądu - wyjaśnia powody złożenia aktu oskarżenia prezes zduńskowolskiej placówki.

Jeszcze czułam tętno...

Pani Agnieszka z utęsknieniem czekała na swoje trzecie dziecko. Ma już dwóch chłopców, a teraz miała urodzić się wreszcie córeczka. Dbała o ciążę, chodziła do lekarzy i na badania. Termin porodu miała wyznaczony na styczeń. Jednak coś zaczęło się dziać w listopadzie. Wtedy 32-latka trafiła na tydzień do zduńskowolskiego szpitala. Podano jej kroplówki, ustabilizowano stan i wypisano do domu. Kobieta jednak cały czas miała wrażenie, że coś jest nie tak. Poszła więc niemal ze szpitala na badania.

- Wykazały, że dziecko ma arytmię serduszka, ale lekarz powiedział, żeby się nie martwić - opowiada pani Agnieszka.

Nadszedł tragiczny dzień 29 grudnia. Kobieta była pewna, że coś złego się dzieje, bo bardzo żywe i kopiące maleństwo nagle zaczęło wykazywać słabe ruchy.

- Akurat na ten dzień miałam wyznaczoną wizytę w poradni. Poszłam, zrobiono mi KTG i USG, usłyszałam, że jest bardzo słabe tętno dziecka. A chwilę później, że nie ma już szansy na ratunek i mam urodzić martwy płód - opowiada ze łzami w oczach kobieta. - Nikt nie próbował ratować dziecka. Jestem przekonana, że gdyby od razu zareagowano, zrobiono cesarskie cięcie, to dziecko urodziłoby się żywe.

Pani Agnieszka jest w bardzo kiepskiej kondycji. Nadal przeżywa wszystko, co ją spotkało, choć minęły już niemal trzy miesiące. Zastanawia się, gdzie, dlaczego i przez kogo został popełniony błąd. Gdy opowiada, trzęsą jej się ręce, drży głos, a w oczach ma łzy. Jej zdaniem, zawinili lekarze. I ich brak empatii. Opowiada, że gdy już trafiła na oddział ginekologiczny, poinformowana została, że jej dziecko już nie żyje, zostawiono ją przez półtora dnia samą sobie, bez opieki psychologicznej, a do tego na jej salę kierowano kobiety w ciąży...

Teraz, gdy została oskarżona o pomówienie przez zduńskowolski szpital, komentuje roztrzęsiona: - Widać mam w życiu takiego pecha, że karzą mnie za prawdę. Wiem, że jeszcze było tętno dziecka, jak byłam w poradni w szpitalu. I jestem pewna, że nie zrobiono nic, by uratować dziecko - mówi.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

W szpitalu o tym, co przytrafiło się pani Agnieszce, opowiadają zupełnie inaczej. - Rozumiem pacjentkę, jest w trudnej sytuacji, przeżyła traumatyczne wydarzenie. Nie wiemy, co się zdarzyło, że urodziła martwe dziecko. Gdy przyszła do nas, to dziecko już nie żyło. Nie będę się wypowiadać, czy martwy płód powinien być rodzony drogami natury czy też przez cięcie cesarskie, bo nie jestem lekarzem ginekologiem. Kobieta miała prawo iść do prokuratury ze swoimi wątpliwościami. My ze swojej strony udostępniliśmy całą dokumentację medyczną - mówi prezes lecznicy Barbara Kałużewska i przekonuje, że lekarze uratowali pani Agnieszce życie.

Pani Agnieszka złożyła do prokuratury doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa w połowie lutego. W zduńskowolskiej Prokuraturze Rejonowej prowadzone są teraz czynności sprawdzające, czy w szpitalu doszło do narażenia życia i zdrowia matki i dziecka. Śledczy gromadzą dokumentację, powołany ma zostać biegły.

Staś Kunert i inne dzieci

Zduńskowolska lecznica reklamuje się od lat hasłem widniejącym na frontonie: "Szpital przyjazny człowiekowi". Jednak opinię ma zszarganą. W tle decyzji o złożeniu pozwu przeciwko pacjentce jest niewątpliwie ciągnąca się za zduńskowolskim szpitalem, a konkretnie za oddziałem ginekologiczno--położniczym, nieciekawa opinia.

Zaczęło się od głośnej sprawy śmierci noworodka w marcu 2013 r. Staś urodził się martwy, bo matce odmówiono wykonania cesarskiego cięcia. Rodzice maleństwa, a szczególnie ojciec Damian Kunert, poruszyli wówczas wszystkie instytucje: od prokuratury, przez rzecznika praw pacjenta, NFZ, po Ministerstwo Zdrowia. Kunert nie owijał i nie owija w bawełnę: - Lekarze, przez których umarł Staś, muszą ponieść konsekwencje...

Determinacja , a także nagłośnienie sprawy przez Damiana Kunerta miały swoje konsekwencje dla szpitala. W ciągu kilku następnych miesięcy 2013 roku do prokuratury zgłosiły się kolejne rodziny, które uznały, że są poszkodowane przez działania personelu ginekologii. Wprawdzie żadna historia nie zakończyła się tak tragicznie, jak Kunertów, jednak rodzice podnosili, że przez błędy przy porodzie i niechęć do wykonywania cesarskiego cięcia, ich dzieci są niepełnosprawne i chore.

Prokuratura Okręgowa w Sieradzu prowadzi obecnie cztery takie sprawy. Wcześniej sześć zakończyło się umorzeniem, jednak w żadnej z nich nie chodziło o śmierć, tylko o choroby dzieci spowodowane przez źle prowadzone porody.

Sprawa pani Agnieszki "doszła" po ponad roku względnego spokoju, bez doniesień do prokuratury na jakiekolwiek nieprawidłowości ze strony personelu zduńskowolskiej lecznicy.

Jednak sprawa śmierci Stasia Kunerta nie schodzi z łamów prasy i telewizyjnych programów, ponieważ jak była bulwersująca w 2013 roku, tak jest teraz. Kiedy w Okręgowym Sądzie Lekarskim przed tygodniem rozpoczął się proces trzech lekarzy, których za śmierć Stasia winią jego rodzice, sprawa tragedii Kunertów znowu "ożyła".

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

W kwietniu rozpocznie się proces ginekologa, byłego już pracownika zduńsko-wolskiej lecznicy, któremu za narażenie zdrowia i życia matki i dziecka grozi kara nawet 5 lat więzienia. W prokuratorskim akcie oskarżenia wobec Andrzeja L. sformułowano wiele zarzutów: od niezlecenia wszystkich badań, przez nieskierowanie matki do specjalistycznej kliniki, złą interpretację badania USG, po niewykonanie cesarskiego cięcia, co zdaniem śledczych mogło być powodem śmierci maleństwa.

Damian Kunert zadbał o to, by o jego sprawie zrobiło się głośno za sprawą ogólnopolskich mediów. Był bowiem i nadal jest przekonany, że dzięki nagłaśnianiu tego typu spraw nie uda się ich "zamieść pod dywan" i być może uda się wygrać z lekarzami, którzy popełniają błędy, wbrew obiegowemu przekonaniu.

Pozew sposobem na zmianę wizerunku szpitala?

Prezes Zduńskowolskiego Szpitala Powiatowego w Zduńskiej Woli Barbara Kału-żewska przekonuje, że nic na oddziale ginekologiczno-położniczym nie jest tak, jak w roku 2013. Przez ten czas, jak podkreśla prezes Kałużewska, zrobiono wszystko, by zmienić wśród pacjentek opinię o oddziale ginekologicznym. Zastosowano wszystkie zalecenia pokontrolne NFZ i jak przekonuje, stworzono porodówkę na niemal europejskim poziomie. Nie ma już lekarza, którego oskarżono w sprawie Stasia Kunerta ani ówczesnego ordynatora. Są młodzi lekarze, nowe łóżka i sprzęt, szkoła rodzenia, a nawet gaz rozweselający.

- Robimy wszystko, by kobiety chciały u nas rodzić dzieci i nie pozwolimy na oczernianie szpitala, bo za chwilę będzie trzeba go zamknąć, jeśli nie będzie pacjentów - mówi prezes Kałużewska.

Czy pozywając pacjentkę szpital uratuje nadszarpniętą reputację? Śledząc, co na ten temat piszą internauci i co mówią mieszkańcy, jest to wątpliwe.

- Kto będzie chciał iść do szpitala, który pozywa pacjentów? Teraz jest proces o pomówienie, a później będzie, że zwrócił lekarzowi uwagę. Chyba nie tędy droga - uważa jeden z naszych Czytelników.

Damian Kunert, który od trzech lat walczy ze zduńskowolskim szpitalem, uważa, że to skandal.

- Oni chcą zamknąć usta wszystkim przyszłym potencjalnym ofiarom. Ten pozew jest po to, by osoby, które czują się poszkodowane przez szpital, nie rozmawiały o tym z mediami. To sposób na zastraszenie ludzi - nie ukrywa oburzenia. I zapowiada, że zamierza wspierać panią Agnieszkę tak samo, jak innych rodziców z całej Polski, którzy zgłaszają się do niego w podobnych sprawach.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki