Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Magin: Amerykanin zmienia pracę 25 razy w ciągu życia, to i ja mogę...

Marcin Darda
Łukasz Magin
Łukasz Magin Krzysztof Szymczak
Z Łukaszem Maginem, łódzkim radnym Prawa i Sprawiedliwości, wiceprezesem bełchatowskiego PGM, rozmawia Marcin Darda

Dużo Panu płacą jako wiceprezesowi Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej w Bełchatowie?
Około 11 tys. zł brutto. Mówię "około", bo moje wynagrodzenie waha się w zależności od wysokości premii, o której co miesiąc decyduje rada nadzorcza PGM.

A kiedy Pan ma czas, by pracować w tym Bełchatowie za publiczne pieniądze? Jest Pan radnym w Łodzi, zasiada w trzech komisjach, w jednej jest przewodniczącym, w drugiej wiceprzewodniczącym. Na dodatek organizuje Pan konferencje prasowe w Łodzi, tak jak choćby w dniu naszej rozmowy...
Przede wszystkim uzgodniłem z prezesem i radą nadzorczą PGM, że za te dni, w których odbywają się sesje Rady Miejskie, wynagrodzenia nie pobieram. Jeżeli zaś do pracy w Bełchatowie przyjeżdżam nieco później, na przykład w związku z jakąś konferencją prasową albo obradami jednej czy drugiej komisji, to na biurku leży sterta spraw do załatwienia, i dopóki ich nie ogarnę, nie wychodzę z firmy. Nie kończę pracy o godzinie 15, bo do tej pory zazwyczaj pracuje PGM, tylko wtedy, kiedy załatwię wszystkie sprawy. Mam tutaj nienormowany czas pracy.

Za dojazdy też Panu spółka płaci?
Nie, ale lubię z tego żartować po tym, jak mnie dziennikarka zapytała, czy nie dostałem służbowej limuzyny z kierowcą, opłacanej przez PGM. Nie dostałem (śmiech).

A czy nie jest tak, że jeśli jest się radnym w Łodzi, a pracuje zawodowo, także za publiczne pieniądze 50 km od tej Łodzi, to się zaniedbuje jedno z tych miejsc? Jak się Pan zaangażuje w Radę Miejską, to odpuszcza Pan spółkę w Bełchatowie i na odwrót.
Kiedy sobie przypominam, jak moi rodzice lekarze w latach 80. pracowali w ośrodku zdrowia, a mieszkali piętro wyżej w służbowym mieszkaniu, to zazdroszczę im tej wygody. Nie mam nawet co o takim komforcie marzyć, podobnie jak znakomita większość z nas. Czasy się zmieniły i trzeba się do nich dostosować. Każdy radny, poza wykonywaniem mandatu, ma swoje życie zawodowe. Każdemu można zarzucić, że koncentrując się na jednym, zaniedbuje drugie i odwrotnie. Staram się wykonywać swoje obowiązki jako łódzki radny i wiceprezes PGM w Bełchatowie najlepiej, jak umiem. Ocenę pozostawiam innym.

A dojeżdża Pan z Łodzi czy Zgierza? Ze Zgierza dalej i większe koszty... Tajemna wiedza, która chodzi w Łodzi, po kątach mówi, że de facto mieszka Pan właśnie w Zgierzu. Co oznaczałoby, że nie powinien być Pan radnym w Łodzi...
To żadna tajemna wiedza. Jeszcze będąc wiceprezydentem Łodzi, w 2010 r. udało mi się co prawda namówić moją żonę - rodowitą zgierzankę, by rozliczała się ze mną podatkowo w Urzędzie Skarbowym Łódź-Widzew, ale nie dałem rady jej przekonać, żeby się ze Zgierza do Łodzi wyprowadziła. Nie da się ukryć, że gdy do niej przyjeżdżam, to ktoś może mi zawsze zrobić bardziej lub mniej udane zdjęcie pod blokiem na jednym ze zgierskich osiedli. Nie zmienia to faktu, że mieszkam w Łodzi, jestem tu zameldowany i wynajmuję tu mieszkanie. Kiedy mojej żony w Zgierzu nie ma, można mi z powodzeniem zrobić zdjęcie z kubełkiem śmieci na Starym Widzewie.

Mam Panu uwierzyć, że nie mieszka Pan z żoną?
W nic nie musi pan wierzyć. Moja żona pracuje i wynajmuje mieszkanie w Płocku, zatem od poniedziałku do piątku właśnie tam przebywa. Widujemy się głównie w weekendy.

Co za ciężkie czasy dla polityków i ich rodzin. Pan w Bełchatowie, żona w Płocku... Jak Pan w ogóle trafił do tego Bełchatowa?
To już słodka tajemnica moich relacji z radą nadzorczą. Po prostu otrzymałem propozycję pracy w PGM i ją przyjąłem.
A ta "słodka tajemnica" nie opiera się czasem na pańskich relacjach z PiS, które w Bełchatowie wygrało wybory? W radzie nadzorczej PGM też są członkowie PiS.
Rada nadzorcza jest pracodawcą dla każdego członka zarządu spółki kapitałowej. Tak to zostało już zorganizowane w kodeksie spółek handlowych, zatem to nie przynależność partyjna, lecz wola osób zasiadających w radzie nadzorczej PGM decyduje o tym, kto będzie miał szansę na realizację swoich obowiązków w zarządzie spółki.

Piękna formułka. A co się Panu nie podobało w Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania w Łodzi, w którym pracował Pan zanim dostał angaż w Bełchatowie?
W MPO pracowałem już ponad pięć lat. Uznałem, że to jest ten etap mojej kariery zawodowej, w którym warto byłoby coś zmienić. Przeciętny Amerykanin w ciągu życia zmienia pracę 25 razy, więc chyba nie jest niczym nadzwyczajnym, że po dość długim okresie pracy w MPO, postanowiłem zmierzyć się z innymi obowiązkami i w innej specyfice. Zresztą, pewnie prezes MPO też szczególnie się nie zmartwił, bo zatrudnianie radnego i to radnego opozycyjnego w jego przypadku nie było najbardziej komfortowym rozwiązaniem.

Przeciętny Amerykanin? Ma Pan korzenie za oceanem?
Nie, nie mam, ale moja siostra wyszła za Amerykanina, w związku z tym wiem, jak to za oceanem wygląda.

MPO jest teraz nadzorowane przez wiceprezydenta Tomasza Trelę z SLD. A ten, jeszcze niedawno, miał z Panem dobre relacje. Może Pan w tym MPO nawet by awansował...
Prywatnie mam dalej z wiceprezydentem Trelą relacje poprawne, jeśli nie nawet dobre. Natomiast pod względem służbowym, także partyjnym, jesteśmy po różnych stronach barykady. Ale wracając do kwestii zatrudnienia w łódzkim MPO, to muszę powiedzieć, że moja dotychczasowa kariera nie była związana tylko z Łodzią. W Zgierzu byłem prezesem spółki komunalnej, a w Urzędzie Miasta Zgierza, w biurze ds. pozyskiwania środków pomocowych dostałem pierwszą pracę. Wcześniej mieszkałem w Berlinie, gdzie w Bundestagu odbywałem praktykę, mieszkałem także w Wiedniu, gdzie obroniłem pracę doktorską.

Wspólny mianownik jest taki, że zawsze to były miejsca pracy opłacane z pieniędzy publicznych. A pańscy koledzy z klubu PiS też się zaczynają rozjeżdżać po województwie na publiczne posady: jeden rządzi miejską spółką w Zduńskiej Woli, drugi dostaje posadę w radzie nadzorczej miejskiej spółki w Tomaszowie Maz., gdzie prezesem został właśnie radny PiS z sejmiku...
To jest pytanie do rad nadzorczych tych spółek lub do ich właścicieli, czyli do prezydentów Tomaszowa i Zduńskiej Woli.

Pan się wymiguje od odpowiedzi. Zapisał się już Pan do PiS?
Nie, wciąż jestem osobą bezpartyjną, ale nie ukrywam, że w najbliższym czasie planuję wstąpienie do PiS.Jestem członkiem klubu radnych PiS, a mandat radnego uzyskałem jako osoba bezpartyjna. Nigdy jednak nie ukrywałem, że swoją polityczną przyszłość wiążę z PiS.

A ja pamiętam, jak bardzo chciał Pan zostać w PO.
To prawda, przeszedłem całą drogę odwoławczą, żeby na koniec zostać wyrzuconym z partii przez samego Donalda Tuska. Zostawiłem sobie na pamiątkę podpisaną przez Tuska uchwałę zarządu krajowego PO o wykluczeniu mnie i 7 innych radnych. Wyrzucono nas za to, że publicznie domagaliśmy się prawdy o opóźnieniach przy budowie dworca Łódź Fabryczna. Dziś przyznaje się do nich sama prezydent z PO Hanna Zdanowska, ale wtedy przed wyborami była to wiedza na tyle niebezpieczna, że robiono wszystko, żeby zamieść sprawę pod dywan. A my byliśmy takimi łódzkimi "partyzantami prawdy" i za tę partyzantkę wylecieliśmy z PO. Ja na pewno nie żałuję.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki