Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Kuzdak: Dzieciństwo w cieniu Lasu Łagiewnickiego

Anna Gronczewska
Krzysztof Kuzdak
Krzysztof Kuzdak Archiwum Urzędu Wojewódzkiego
Z prof. dr hab. Krzysztofem Kuzdakiem, znanym łódzkim chirurgiem, endokrynologiem, wojewódzkim konsultantem w dziedzinie chirurgii ogólnej, rozmawia Anna Gronczewska.

Pan profesor jest łodzianinem?
Tak. Urodziłem się w szpitalu przy ulicy Marii Skłodowskiej-Curie, który już nie istnieje. Moi rodzice mieszkali wtedy na Piotrkowskiej. Ale zaraz gdy przyszedłem na świat, rodzice, którzy sami urodzili się na wsi, stwierdzili, że dziecka nie można chować w warunkach wielkomiejskich. W związku z tym wynajęli mieszkanie przy ulicy Łagiewnickiej 234. Wychowałem się więc w dużym mieście, a jednocześnie na wsi. Tam w latach pięćdziesiątych była bowiem typowa wieś. Wokół znajdowały się gospodarstwa rolne. A wszystko sąsiadowało z dużym kompleksem leśnym, czyli Lasem Łagiewnickim.

Jak Pan wspomina to dzieciństwo na przedmieściach Łodzi?
Mam wiele wspomnień związanych z zapachami. Z kamienicą, w której mieszkaliśmy, sąsiadowała piekarnia. Jej właścicielem był pan Wawrzyniak. Rano budził więc nas zapach świeżego pieczywa... Bardzo dobrze wspominam to dzieciństwo, choć nie było bogate. Mieliśmy swobodę ruchu, czuliśmy się w miarę bezpiecznie.

Las Łagiewnicki i jego okolice to najpiękniejsze miejsca w Łodzi?
W czasach mojego dzieciństwa Łagiewnicka była brukowana. Aut jeździło mało, przeważała komunikacja konna. Łagiewnicką każdego wieczora przejeżdżały kawalkady wozów konnych, załadowanych warzywami, owocami, które podążały na Rynek Bałucki. Przyjeżdżały do Łodzi z Łęczycy, Piątku. Taką długą karawaną kierowały się w stronę centrum miasta. Ale był pewien problem. Chłopi, którzy przywozili owoce, warzywa na Rynek Bałucki byli często okradani przez różne bandyckie grupy. Gdy rano wychodziło się na Łagiewnicką leżały porozbijane skrzynki z jabłkami, resztki owoców.

A gdzie Pan chodził do liceum?
Do V LO imienia Władysława Reymonta. Bardzo żałuję, że to liceum już nie istnieje. Była to bardzo dobra szkoła. Miała na wysokim poziomie chemię, biologię. Bez żadnych korepetycji dostałem się na medycynę. Liceum mieściło się na ulicy Wspólnej 5. Dziś w tym miejscu znajduje się wielkie osiedle. Chodziłem też do bardzo ciekawej szkoły podstawowej. Była to SP numer 123 przy ulicy Sowińskiego. Zbudowano ją po wojnie. Wcześniej mieściła się przy ulicy Pawilońskiej. Potem w tym budynku umieszczono sieroty. Dzieci z Domu Dziecka chodziły do naszej szkoły. W każdej klasie uczyło się kilkoro dzieci z sierocińca. Było to bardzo wychowawcze.

Okolice Łagiewnik to miejsce, która darzy Pan do dziś największym sentymentem?
Na pewno. Wielu łodzian mieszkało tam od pokoleń. Natomiast po wojnie część osób, która przyjechała do Łodzi do pracy, w tamtych okolicach wynajmowała mieszkania. Między innymi kilka kamienic na Łagiewnickiej miał pan Kamiński. Wynajmował w nich mieszkania. Warunki w nich nie były złe, choć oczywiście brakowało kanalizacji, wody. Mieliśmy za to dobry dojazd do centrum miasta. Krańcówka tramwaju linii 16 mieściła się przy moście na ulicy Łagiewnickiej.

A współczesna Łódź, to miasto z klimatem?
Moim zdaniem Łódź tracąc przemysł straciła swój niepowtarzalny klimat. Gdy wchodziło się na teren fabryki imienia Marchlewskiego, to było tak głośno, że jeszcze długo po wyjściu z tkalni nic się nie słyszało. Współczułem ludziom, którzy tam pracowali. Były też niepowtarzalne zapachy Łodzi. Całe Bałuty pachniały ściekami, bo nie było kanalizacji. Ścieki płynęły rynsztokami. Pamiętam, że na rogu ulic Wysokiej i Tuwima znajdowały się zakłady produkujące musztardę, kostki rosołowe. Zapach w okolicach tej fabryki był bardzo nieprzyjemny... Kiedyś bardzo wiele osób jeździło tramwajami. Pamiętam wagony oblepione setkami młodych ludzi, którzy podróżowali na stopniach. Całe miasto tętniło życiem. To był klimat wielkiego miasta.

Dziś Pan profesor nie mieszka w Łodzi. Nie tęskni za nią?
Nie mieszkam, ale spędzam w niej większość czasu. Do Zgierza przyjeżdżam nocować. Osiedliłem się w tym mieście, bo po studiach pierwszą pracę podjąłem w zgierskim szpitalu. Tu dostałem mieszkanie i w Zgierzu pracowała moja żona. Teraz mieszkamy na granicy Łodzi i Zgierza.

Rozmawiała Anna Gronczewska

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki