W dwóch pierwszych meczach Lotos Gdańsk pokazał bełchatowianom, że tanio w tej półfinałowej walce skóry nie sprzedadzą. Wystarczy przypomnieć, że w pierwszym spotkaniu wygrali w Bełchatowie 3:2, a w drugim też dzielnie stawali przeciwko mistrzom Polski.
Do tego PGE Skra ma bardzo duże problemy kadrowe, bo przecież z powodu kontuzji nie może grać Michał Winiarski, a od kilku tygodni z poważną infekcją gra Mariusz Wlazły.
Już pierwszy set pokazał, że mistrzowie Polski mogą mieć problemy, bo zespół trenera Andrei Anastasiego bardzo szybko objął prowadzenie i kontrolował przebieg gry. Najgorsze dla bełchatowian było to, że sami popełniali sporo błędów, a w dodatku nie byli w stanie odrzucić rywali od siatki zagrywką, co przełożyło się na znakomity procent skuteczności w ataku Lotosu Trefla w pierwszej partii - 78.
Tak naprawdę w Bełchatowie nerwowo zrobiło się jednak dopiero w drugim secie, gdy na pierwszej przerwie technicznej zespół z Trójmiasta wygrywał 8:3. Bezbłędnie atakował Murphy Troy, a na niezwykle wysokim poziomie w ataku grał także Sebastian Schwarz. Rzadko z kolei rozgrywający Marco Falaschi korzystał w ataku z Mateusza Miki, ale być może wpływ na to miał fakt, że dzień przed meczem reprezentant Polski z powodu bólu pleców nie wziął udziału w treningu w Bełchatowie.
Z kolei po drugiej stronie siatki nadal w ataku męczył się Wlazły, którego z czasem zastąpił Maciej Muzaj, ale nie dało to sukcesu mistrzom Polski. W końcówce bełchatowianie dwa razy zbliżyli się do Lotosu Trefla na dwa punkty (19:21, 20:22), ale na więcej nie było ich stać, a po zepsutej zagrywce Aleksy Brdjovicia trójmiejski zespół cieszył się z drugiego wygranego seta.
Trzeciego seta PGE Skra rozpoczęła już z Muzajem, a chwilę później apatycznego Facundo Conte zmienił Wojciech Włodarczyk. Przy całym szacunku dla młodych graczy bełchatowskiego klubu chyba nikt z kibiców PGE Skry w najczarniejszych snach nie spodziewał się, że w takim składzie mistrzowie Polski będą walczyć o wyjście na prowadzenie w półfinałach PlusLigi.
Lotos Trefl z zimną krwią wykorzystywał słabość drużyny trenera Miguela Falaski i trzecią partię rozpoczął od prowadzenia 5:0, a na przerwę techniczną schodzili wygrywając 8:2.
Pełnej graczy rezerwowych drużynie PGE Skry trzeba oddać, że walczyła bardzo ambitnie i próbowała zmniejszyć przewagę gdańszczan. Po bloku na Bartoszu Gawryszewskim było tylko 10:12, ale chwilę później łatwy atak zmarnował Włodarczyk, a porażka mistrzów Polski stała się jasna, gdy na zagrywkę poszedł Wojciech Grzyb i dokonał dzieła zniszczenia.
Sytuacja PGE Skry jest bardzo trudna, ale wciąż przecież nie beznadziejna, bo rywalizacja toczy się do trzech zwycięstw. Lotos, który w Bełchatowie wygrał po raz drugi potrzebuje już tylko jednej wygranej i można być pewnym, że zrobi wszystko, by osiągnąć to w kolejnym meczu, który odbędzie się 4 kwietnia, w Wielką Sobotę, w wypełnionej dziesięcioma tysiącami kibiców Ergo Arenie.
Co może działać na korzyść PGE Skry? Oczywiście czas, choć po drodze bełchatowianie rozegrają jeszcze dwa mecze w turnieju finałowym Ligi Mistrzów, który w przyszły weekend odbędzie się w Berlinie.
PGE Skra Bełchatów - Lotos Trefl Gdańsk 0:3 (21:25, 21:25, 19:25)
Stan rywalizacji: 2:1 dla Lotosu Trefla. Czwarty mecz odbędzie się 4 kwietnia w Gdańsku.
PGE Skra: Uriarte 1, Conte 5, Wrona 4, Wlazły 4, Marechal 6, Kłos 9, Tille (libero) oraz Piechocki (libero), Muzaj 7, Brdjović, Lisinac 5, Włodarczyk 3. Trener: Miguel Falasca.
Lotos Trefl: Falaschi 1, Mika 10, Gawryszewski 4, Troy 11, Schwarz 13, Grzyb 8, Gacek (libero) oraz Czunkiewicz, Schulz, Stępień. Trener: Andrea Anastasi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?